O tym, jak służby rządziły państwem w II RP. „Tylko ludzie ze służb mogli robić znaczącą karierę w polityce”

w II RP


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

2-rpWojskowe służby informacyjne II Rzeczypospolitej stały ponad państwem i ponad wszelką kontrolą.

II Rzeczpospolita nigdy nie sporządziła raportu z weryfikacji swoich wojskowych służb informacyjnych. Gdyby sporządziła, skandal wywołany jego publikacją mógłby wstrząsnąć posadami państwa. Okazałoby się, że w istocie to służby rządziły państwem. Co więcej, tylko ludzie ze służb mogli robić znaczącą karierę w polityce. Dziesiątki najgłośniejszych nazwisk politycznych z pierwszych stron gazet – premierów, ministrów, dyplomatów, przemysłowców czy bankierów – to byli oficerowie wywiadu.

Forpoczta niepodległości

Rada Regencyjna Królestwa Polskiego
Rada Regencyjna Królestwa Polskiego

Historia skrzętnie ukryła, że najpierw powołano do życia wojskowe służby informacyjne, a dopiero miesiąc później odrodziło się państwo polskie. Oto bowiem Rada Regencyjna już 25 października 1918 r. obok Ministerstwa Spraw Wojskowych powołała niezależny Sztab Generalny Wojsk Polskich ze specjalnym wydziałem informacyjnym. Rozumiano bowiem, że wobec niedostatków armii tylko znakomity wywiad i rozpoznanie przeciwnika może przynieść powodzenie, a w efekcie – zwycięstwo. W owych pierwszych służbach informacyjnych znaleźli się płk Józef Rybak z armii austriackiej i, o czym historia zapomniała, rotmistrz Władysław Anders z armii rosyjskiej, któremu powierzono sekcję wywiadu zachodniego.

Wraz z powrotem do kraju Józefa Piłsudskiego rola i znaczenie wojskowych służb informacyjnych nabrały szczególnego charakteru. Nawiązywały do znakomitych doświadczeń wywiadu legionów i działu wywiadowczego Polskiej Organizacji Wojskowej. Te epizody historii były tak głęboko utajnione, że w istocie dopiero dzisiaj historia dowiaduje się, iż przed słynną Pierwszą Kadrową, która 6 sierpnia 1914 r. ruszyła na szlak niepodległości, już kilka dni wcześniej wyruszyli żołnierze służb informacyjnych. W przebraniu żebraków czy wiejskich handlarzy przecierali oni drogę oddziałom wojskowym.

Sukcesy owych pierwszych służb informacyjnych w dobie walk o niepodległość, w dobie wojny polsko-bolszewickiej, nabierają treści wraz z odkryciami historyków. Na przykład o roli działów kryptologicznych, którym udało się złamać radiowe szyfry bolszewików. O sukcesach dziesiątków anonimowych agentów wysłanych na Ukrainę i do Rosji, których meldunki i informacje stały się podstawą znakomitej polskiej strategii w tej wojnie.

Józef Piłsudski
Józef Piłsudski

W polskiej historiografii krzycząco brakuje opracowań dotyczących pracy polskiego wywiadu na Wschodzie. Dramatycznej wojny wywiadowczej prowadzonej z Rosją Sowiecką w ponad 60 ekspozyturach wywiadowczych, zorganizowanych na ogromnym obszarze Rosji. Zapisu strat osobowych, polskich oficerów i polskich agentów, którzy zaginęli bez wieści. Podobnie jak brakuje w tej historii polskich wysiłków i sukcesów kontrwywiadowczych, sowieckich prowokacji i sowieckich inspiracji w Polsce. Być może to jedna z najdziwniejszych białych plam historii.

Służby neutralizowania konfliktów

„Potrzebuję tu waszej pomocy – powiedział mi Komendant. Potrzebuję oficerów do obsady oddziałów II-ich, w sztabach” – zapisał we wspomnieniach Bogusław Miedziński. „Do ich zadań nie jest ważna znajomość wywiadu i kontrwywiadu, natomiast potrzebni mi są ludzie – przekonywał Piłsudski – o pewnym wyrobieniu politycznym, dobrej znajomości stosunków, a co najważniejsze w chwili obecnej umiejętności taktownego postępowania tak, aby w ramach pełnej dyscypliny wobec swych dowódców potrafili dyskretnie pokierować nimi”.

W polskiej armii pierwszych lat niepodległości, grupującej oficerów z trzech zaborów, grupującej ludzi o różnych poglądach, sympatiach i orientacjach politycznych, pojawiła się służba, która w znakomity sposób neutralizowała konflikty, anse i uprzedzenia.

[quote]Wojskowe służby informacyjne Piłsudskiego stały się niebawem elitarną grupą wojskową. Skupiały najinteligentniejszych i najwybitniejszych oficerów. Już wówczas nazywano je „szkołą premierów”. Tę szkołę ukończyli Józef Beck, Adam Koc, Ignacy Matuszewski, Wacław Jędrzejewicz, Bogusław Miedziński, Bronisław Pieracki czy Henryk Józefski. Ale przeszłość wywiadowczą mieli za sobą także Bolesław Wieniawa-Długoszowski i Walery Sławek, Stefan Starzyński i Kazimierz Stamirowski, Ludwik Bociański i Marian Zyndram-Kościałkowski czy Wacław Lipiński. Byli w tym gronie ministrowie, wojewodowie, starostowie. Z wojskowymi służbami informacyjnymi współpracowały dziesiątki wybitnych naukowców – chemików czy mikrobiologów, dziesiątki dziennikarzy i literatów.[/quote]

Adam Koc
Adam Koc

Wojsko zaufania i nieufności

Być może winę i odpowiedzialność za szczególną rolę wojskowych służb informacyjnych w państwie ponosił sam Piłsudski, który z natury nieufny, a po latach konspiracji z przyzwyczajenia ostrożny, zwykł był ufać jedynie swoim służbom i jedynie u swoich oficerów szukać opinii czy to rzeczowej, czy to prawniczej. Było to zresztą o tyle uzasadnione, że o ile oficerowie za swoje ewentualne błędy i omyłki ponosili jakąś, choćby dyscyplinarną, odpowiedzialność, o tyle tzw. eksperci cywilni – żadnej. Co także trudno pominąć, Piłsudski w istocie ufał wyłącznie sobie, swojej ogromnej wiedzy i intuicji. Nimi też powodowany od pierwszych niepodległych dni stawiał wyłącznie na wojsko jako jedyną pewną siłę państwowotwórczą, niezależną i najgłębiej patriotyczną.

„Wojsko w Polsce – mawiał – ma specjalną funkcję państwową”. I jak się zdaje, czy to się komuś podoba czy nie, jedynie na wojsku nigdy się nie zawiódł.

Opozycji politycznej status służb się nie podobał. Pod koniec 1921 r. gen. Władysław Sikorski wręcz zażądał na posiedzeniu Rady Ministrów likwidacji Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Okazało się bowiem, że bez wiedzy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a nawet Ministerstwa Spraw Wojskowych Oddział II podjął akcję sabotażowo-dywersyjną na Wschodzie, by wzniecić powstanie na tzw. lewobrzeżnej (sowieckiej) Ukrainie. Z planów tych, jak wiadomo, poza awanturą nic nie wynikło. Trzy grupy „powstańcze” uzbrojone i wyposażone przez stronę polską zostały przerzucone przez Lwów na Ukrainę, a tu zostały rozbite przez Armię Czerwoną. Nigdy nie udało się udowodnić, że za tą próbą powstania stał Piłsudski.

Stanisław Haller
Stanisław Haller

W 1923 r. gen. Stanisław Haller podjął próbę jednak „odpolitycznienia” czy też używając współczesnych pojęć – „weryfikacji” wojskowych służb informacyjnych. Zwolniono wielu oficerów, a na ich miejsce przyjęto dziesiątki nowych. Jak się wydaje, z miernym skutkiem. Okazało się bowiem, że nowe służby podobnie jak stare, którym zarzucano inwigilację Sikorskiego, teraz same podjęły się inwigilacji Piłsudskiego. Polską opinią publiczną podobnie jak dzisiaj wstrząsały skandale, pełne wzajemnych politycznych oskarżeń i wzajemnych urazów.

Przed trybunałem opinii publicznej stawiani byli kolejni oficerowie, na przykład major Karol Polakiewicz oskarżany o związki z komunistami. I jeśli owe czasy różniły się czymś od dzisiejszych, to jedynie tym, że wówczas, w latach 20., jeśli zarzuty w śledztwie się nie potwierdziły, „winni” podawali się do dymisji – jak gen. Józef Leśniewski.

Po latach, jak się wydaje, awantury wokół roli i działalności wojskowych służb informacyjnych posłużyły głównie samym służbom, które w ogniu zarzutów niczego nie utraciły, a być może nawet po przewrocie majowym zyskały na samodzielności. Oto bowiem, gdy historycy – już w III Rzeczypospolitej – dotarli do szczątkowych zresztą zasobów archiwalnych Oddziału II, ze zdziwieniem odnaleźli wśród dokumentów świadectwa stałej inwigilacji najbliższego towarzysza walki i przyjaciela marszałka Piłsudskiego, gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Co więcej, znaleźli w zasobach archiwalnych prywatną korespondencję marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Na czyje polecenie prowadzono te operacje? W jakim celu inwigilowano przywódców państwa?

[quote]Trudno się oprzeć wrażeniu, że wojskowe służby informacyjne II Rzeczypospolitej stały ponad państwem i ponad wszelką kontrolą, uzurpując sobie prawo do braku zaufania wobec każdego. Trudno się też oprzeć wrażeniu, że wiele nigdy nie wyjaśnionych epizodów historii dwudziestolecia – zabójstw, pobić, niejasnych samobójstw – znalazłoby swoje wyjaśnienie w archiwach właśnie służb informacyjnych. Rzecz jedynie w tym, że o tych służbach tradycyjnie mówi się niewiele, a zapisuje jeszcze mniej. Tym samym współczesna próba odpowiedzi na pytanie, co jest ważniejsze – państwo czy jego wojskowe służby informacyjne – nadal nie znajduje jasnej, zwięzłej i jednobrzmiącej odpowiedzi.[/quote]

Dariusz Baliszewski, artykuł ukazał się w tygodniku „Wprost” nr 11/2007 (1264)

(280)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.