Z Joanną Chrostek, przewodniczką miejską po Krakowie i absolwentką krakowianistyki rozmawia Kamil Czepiel.
– Kiedy człowiek po raz pierwszy osiadł w okolicy współczesnego Krakowa?
JOANNA CHROSTEK: – Najstarsze ślady bytności człowieka w tych okolicach odkryto w Jaskini Ciemnej w Ojcowskim Parku Narodowym. Byli to Neandertalczycy, którzy już ponad 120 tys. lat temu znaleźli tutaj tereny łowieckie. Krajobraz wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Teren był niezadrzewiony i panował srogi klimat. To był okres zlodowacenia. Kiedy robiło się cieplej Neandertalczycy docierali w te strony szukając pożywienia. Zamieszkiwali wówczas bezpieczne groty nad doliną Prądnika – groty wytworzone przez wodę. Pojawiali się co kilkadziesiąt tysięcy lat, aż w końcu osiedlił się tu człowiek współczesny. W Krakowie także mieliśmy łowców mamutów, których ślady znaleziono na Salwatorze. Odkryto, że budowali tutaj swoje namioty ze skór.
– Mówimy o okresie zlodowacenia, ale w końcu przyszło długotrwałe ocieplenie. Jak ono wpłynęło na warunki terenowe na tym obszarze? I jakie to miało znaczenie dla zasiedlających go ludzi?
JOANNA CHROSTEK: – Zlodowacenie ustąpiło około 10 tys. lat p.n.e. Wtedy te tereny stały się cieplejsze niż współcześnie i stopniowo ludzie mogli je zamieszkać na stałe. Po odnalezionych narzędziach możemy wnioskować czym się zajmowali. Początkowo była to broń do polowań, której rozmiary malały wraz ze stopniowym zmniejszaniem się żyjących tu zwierząt. Następnie pojawiły się proste narzędzia rolnicze. Po nich kopalnie krzemienia w okolicach Ojcowa i krakowskich Krzemionek. Miejsca te były zasiedlone na stałe przez społeczności zajmujące się wytwórstwem narzędzi. Ich wyroby trafiały później na tereny całej Europy. Był to okres neolitu, czyli kamienia gładzonego, który rozpoczął się w Polsce około siedmiu tysięcy lat temu. Właśnie wtedy pojawiły się tu stałe osady.
– Co, oprócz obecności krzemienia i sprzyjającego klimatu, skłoniło pierwsze społeczności do zasiedlania właśnie terenów dzisiejszego Krakowa? Przecież w tamtych czasach populacja ludzka była wielokrotnie mniej liczna niż dziś. Miejsca było pod dostatkiem.
JOANNA CHROSTEK: – Myślę że najistotniejsze było umiejscowienie Wzgórza Wawelskiego wśród rozlewisk Wisły, Rudawy i Prądnika. Gęsta sieć rzek i liczne mokradła zapewniały bezpieczeństwo. Początkowo osadnictwo na terenach Krakowa miało charakter wyspowy. Nazwa Wawel, wywodzi się prawdopodobnie ze starosłowiańskiego słowa „wąwel”, tłumaczonego dosłownie jako „w wodzie.” Oznaczało więc miejsce otoczone wodą, górujące nad nią. Podobnie, na niższych wyniosłościach powstawały inne okoliczne osady: Okół, Skałka, Salwator i przedkolacyjny Kraków. Miejsca te były naturalnie odcięte – trzęsawiskami i ciekami wodnymi – od stałego lądu, z którego mógł przybyć wróg. No i zawsze było pod dostatkiem wody pitnej.
Możliwe, że duże znaczenie miała obecność brodu na Wiśle pod Wawelem, prawdopodobnie w okolicach współczesnej Kładki Ojca Bernatka. Było to miejsce umożliwiające przekroczenie rzeki bez użycia łodzi czy budowy mostu. Przebiegał tędy szlak bursztynowy prowadzący znad morza na południe Europy.
– Początkowo decydowało więc głównie bezpieczeństwo, obecność szlaków handlowych i dostęp do wody. W końcu osady wokół Wawelu zaczęto łączyć groblami. Później założono Miasto. Jakie znaczenie miały dla Krakowa wspomniane rzeki: Wisła, Rudawa i Prądnik?
JOANNA CHROSTEK: – Ogromne znaczenie dla średniowiecznego Krakowa miała rzeka Rudawa. Bardzo szybko mieszkańcy spostrzegli, że może ona zostać wykorzystana gospodarczo. Już w XIII w. powstała Młynówka Królewska, czyli sztuczne koryto kierujące rzekę do klasztoru Dominikanów w obrębie miasta. Klasztor miał własne gospodarstwo oraz swój młyn. To do niego za zgodą księcia Leszka Czarnego została doprowadzona woda. Ta młynówka została później wykorzystana przez księcia, późniejszego króla Władysława Łokietka, który nakazał budowę przy niej młynów królewskich.
Młyny nie tylko mieliły ziarno na mąkę. Znajdowały się w nich także żarna krupnicze do mielenia zboża na kaszę, folusze ubijające sukno, żeby było bardziej zbite, słodownie, szlifiernie noży. Wodę z tej rzeki wykorzystywali także inni rzemieślnicy, m.in. farbiarze skór, garncarze, kaletnicy, paśnicy, tasznicy oraz browarnicy. Młynówka dopływała i wchodziła w skład fos miejskich, spełniając tym samym także rolę obronną. Natomiast w XIV wieku w okolicy krakowskich murów miejskich powstał rurmus. Było to urządzenie napędzane kołem wodnym, czerpiące wodę do systemu drewnianych rur i beczek na terenie miasta. To pierwszy wodociąg w Polsce.
Warto wspomnieć, że zarówno w fosie jak i w górnym biegu Młynówki, tj. powyżej ujęcia wody, hodowano ryby. Ich obecność nie była tam bez znaczenia. Po pierwsze pozwalała śledzić czystość cieków. Po drugie stanowiła rezerwuar pożywienia w przypadku oblężenia miasta.
– Mieszczanie używali więc do codziennych czynności wody z Rudawy. Tak samo wiele cechów rzemieślniczych. Rudawa wchodziła też w skład fortyfikacji miasta zapewniając bezpieczeństwo. Co spowodowało tak szerokie wykorzystanie tej niewielkiej rzeczki, podczas gdy tuż obok płynęła jedna z największych rzek Europy?
JOANNA CHROSTEK: – Wisła płynęła zbyt nisko. Rudawa miała dużo większy spadek, a co za tym idzie, większą energię możliwą do wykorzystania. Potęgowano to dodatkowo spiętrzając wodę za pomocą jazu w Mydlnikach. Wisła była ogromnym rozlewiskiem, sądzę że nie dała się tak ujarzmić jak mniejsza Rudawa. Pamiętajmy że możliwości w tamtych czasach były dużo mniejsze niż obecnie.
– A Prądnik, który podobnie jak Rudawa spływał do Wisły?
JOANNA CHROSTEK: – Oczywiście on także był wykorzystywany. Lokowano nad nim młyny, głównie papiernie, jednak w Prądniku brakowało wody przez pewien czas. Wszędzie wokół były stawy, w których hodowano ryby lub moczono płótna. Właściciele tych stawów doprowadzali do nich rurami wodę z Prądnika, w związku z tym był malutki i nie dało się go wykorzystać przemysłowo na szeroką skalę. Tym bardziej, że wzdłuż niego rozciągało się wiele folwarków duchownych, miejskich i prywatnych. Te ogrody także wymagały nawadniania.
– W takim razie jakie znaczenie miała Wisła?
JOANNA CHROSTEK: – Bardzo istotne. Młynów wprawdzie nie dało się przy niej postawić, ale trzeba pamiętać, że zapotrzebowanie na ryby w dawnych wiekach było duże. Połowę roku stanowiły dni postne, produkcja warzyw bywała niewystarczająca, mięso kosztowało krocie, a ryb w Wiśle było w bród. Stanowiły one dawniej podstawę żywieniową mieszkańców Krakowa. Miasto dostało zgodę od księcia Bolesława Wstydliwego na połów ryb. W akcie lokacyjnym jest napisane, że łowić można od klasztoru Sióstr Norbertanek na Salwatorze do wsi Rybitwy, znajdującej się w okolicy Skałki. Natomiast przede wszystkim Wisła była rzeką żeglowną. Nie bez powodu Kongregacja Kupiecka miała w symbolu statek. W tamtych wiekach większość transportu odbywała się drogą wodną. Przewożono między innymi sól z Bochni i Wieliczki, w dół i górę rzeki oraz drewno. Wiemy, że ogromne jego ilości spławiały Siostry Benedyktynki ze Staniątek. Miały one prawo wycinki drzew w Puszczy Niepołomickiej i transportowały to Wisłą na północ. W końcu królowie zaczęli nakładać ograniczenia wycinki, aby zachować Puszczę. Transportowano też wiele innych towarów. Kraków należał wtedy do miast portowych tzw. miast hanzatyckich. Specjalizował się w handlu miedzią, która poprzez Wisłę i Bałtyk trafiała stąd do największych europejskich portów. Nie można też pominąć funkcji obronnej. Rozlewiskom i starorzeczom Wisły towarzyszyły bagna i rozległe stawy. Były to tereny tak trudne do przejścia, że mury miejskie w ich pobliżu mogły być pojedyncze. Sztuczna fosa potrzebna była jedynie w łuku północnym, resztę Krakowa chroniły Wiśliska po części z Rudawą.
– Niestety bliskość rzek to nie tylko korzyści. Rzeki czasem wylewają, co jest zresztą czymś zupełnie naturalnym. Znalazłem informacje mówiące o ponad osiemdziesięciu udokumentowanych powodziach w Krakowie. Nie wykluczone, że było ich dużo więcej. Czy w historii miasta zapisały się jakieś szczególnie groźne?
JOANNA CHROSTEK: – Na pewno najwięcej zniszczeń spowodowały powodzie XIX i XX-wieczne. Powódź z 1813 roku porównywalna była z wielkim pożarem Krakowa. Zalane wtedy było niemal wszystko, znaczna część Krakowa i Kazimierz. Woda zniosła jedyny most pomiędzy tymi miastami. Ocalało tylko Stare Miasto, które stoi na stożku Prądnika i jest terenem niezalewowym. Dlatego właśnie tam zostało zbudowane, rzeki miały chronić gród, a nie go niszczyć. Już Zygmunt August wydał zakaz budowy wzdłuż Młynówki. Można tam było mieć jedynie zakłady przemysłowe. Kolejni królowie podtrzymywali te zakazy, jednak były one systematycznie łamane przez mieszkańców.
Interesujące jest, że początkowo miasto rozwijało się w kierunku północnym – suchym. Jednak po tragicznym w skutkach najeździe Tatarów w 1241 roku, wycofano się z tych wygodniejszych do życia terenów i rozbudowywano miasto wśród bagien. Przez długi czas celowo nie osuszano moczarów i stawów z prostego powodu – te wody zapewniały życie w pokoju. Powodzie traktowano wtedy jako konieczną niedogodność.
W XIX wieku zaczęto coraz bardziej osuszać bagna i zasiedlać tereny zalewowe. Naturalne wzniesienia zapewniały zbyt mało miejsca. Po wielkiej wodzie w roku 1903, podjęto decyzje o zasypaniu sztucznie utworzonej Młynówki Królewskiej i zmianie biegu Rudawy. Zaczęto oddalać od miasta cieki, które wcześniej do niego doprowadzono. Działanie to spowodowało, że wylewy przestały być aż tak groźne. Ta powódź zmieniła wygląd Krakowa.
– W źródłach czytamy, że największy rozwój zabudowy Krakowa rozpoczął się właśnie w XIX wieku. Rzeczywiście więc mogło to być głównym powodem nasilenia zniszczeń. Ale zaczęło też przybywać ludzi i zakładów produkcyjnych, a tym samym zanieczyszczeń. Jaki to miało wpływ na stan Wisły i jej dopływów? I czy miało to konsekwencje dla okolicznej ludności?
JOANNA CHROSTEK: – Skoro rzeźnicy płukali zwierzęta w Rudawie, to sami możemy sobie dopowiedzieć, jak tam się mieszkało… Dbaliśmy o czystość wody pobieranej, ale dalszy bieg Rudawy, Prądnik i Wisła były odbiornikami ścieków. Ostatecznie cała kanalizacja szła do Wisły. W XIX wieku wybuchło wiele zaraz. Najgorsze były epidemie cholery w latach 1849-1873. Ich źródłem było silnie zanieczyszczone koryto starej Wisły, pomiędzy Krakowem a Kazimierzem. Było wtedy już tylko zamulonym kanałem, do którego spływały ścieki z Kazimierza i Stradomia. Ówczesny prezydent i wybitny lekarz Józef Dietl zwrócił uwagę na to, że trzeba zadbać o higienę w mieście – wybrukować ulice, stworzyć kanalizację i zasypać cuchnące, powodujące epidemie dawne koryto Wisły. Dziś w jego miejscu znajduje się ulica Dietla.
– Epidemie doskonale obrazują jak ważne dla człowieka jest utrzymanie czystości wód. Czy w dawnym Krakowie ktoś dbał o ich stan? W ogóle zdawano sobie sprawę z tego jak duże to ma znaczenie?
JOANNA CHROSTEK: – Początkowo nie było takiej potrzeby. Społeczności zamieszkujące dolinę Wisły nie były liczne, nie używano chemikaliów, a wpływ przemysłu był znikomy. Później ochroną wody i całych urządzeń wodociągowych zajmował się rurmistrz. To on miał pielęgnować fosę przy rurmusie, czyli na odcinku od bramy Sławkowskiej do Szewskiej. Dbał o czystość skrzyni wodnych, naprawiał i konserwował rury. Raz w roku, jesienią zamykano wodociągi i dokładnie czyszczono. Dokonywano także zrażenia, czyli czyszczenia, koryta dopływającego do rurmusa. Zamykano wtedy Młynówkę, wybierano muł i kasztowano (umacniano) brzegi. Wszystko robiła specjalnie powoływana czeladź rurmistrzowska. Od 1452 roku powoływano dwóch rajców miejskich, którzy mieli czuwać nad wodociągami i oszczędnością wody. Nadal dbano o rzekę przy wlocie do rurmusa, naprawiano brzegi, a nurt przykrywano kłodami. Jestem przekonana, że już wtedy znano konsekwencje picia brudnej wody. Drastycznie doświadczono ich w XIX wieku, gdy zanieczyszczone rzeki stały się źródłem chorób.
(283)