Potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z czerwonoarmistami na dworcu kolejowym w Lesznie w nocy z 27 na 28 maja 1947 r. była w istocie walką o suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej.
Poszło o kobietę, którą mieli porwać Sowieci. Sprzedana im ponoć przez męża za butelkę wódki Zofia Rojuk, repatriantka z Baranowicz, jechała z pijanymi sowieckimi żołnierzami do ich jednostki pociągiem z Poznania. W trakcie podróży dyskretnie przedstawiła swoją sytuację Feliksowi Lisowi, który jechał w tym samym przedziale. I poprosiła o pomoc.
Alarm na stacji
W Kościanie interweniowali powiadomieni przez Lisa funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. Bezskutecznie. Przekazali więc wiadomość o porwanej kobiecie do Leszna. Tam akcję podjął pełniący dyżur na stacji milicjant – Zygmunt Handke. Gdy usłyszał groźby i zobaczył wymierzone w siebie lufy, zrezygnował. Powiadomił jednak o sytuacji garnizon WP.
Pluton alarmowy, dowodzony przez 22-letniego podporucznika Jerzego Przerwę, szybko dotarł na leszczyński dworzec. Przerwa, doświadczony frontowiec, wydał żołnierzom rozkazy i poszedł rozmawiać z sowieckim dowódcą.
Warto przypomnieć, że po wojnie na terytorium Polski, a zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych, stacjonowało wiele oddziałów sowieckich. Praktycznie przez cały czas PRL-u – ostatnie rosyjskie jednostki opuściły Polskę raptem 20 lat temu. Sowieccy żołnierze nie podlegali polskim władzom ani sądom. Porucznik Przerwa, podejmując interwencję w sprawie porwanej przez Rosjan kobiety, wykazał się więc zdecydowaniem i odwagą. Prawdopodobnie podczas rozmowy dowódców żołnierze sowieccy usiłowali wyjść z dworca. Polacy, wypełniając rozkaz swojego dowódcy, nie chcieli na to pozwolić. Nastąpiły przepychanki, doszło do strzelaniny. W jej efekcie zginęło trzech Rosjan, dalszych pięciu zostało rannych. Z Polaków nie ucierpiał nikt. W tym miejscu i momencie… Bo w kilka godzin później zostali aresztowani.
Proces odbył się 10 dni później, 7 czerwca 1947 r. w trybie doraźnym – sądowi przewodniczył podpułkownik Franciszek Szeliński, pod aktem oskarżenia podpisał się major Maksymilian Lityński (obaj oficerowie byli później niezwykle skuteczni w stalinowskich procesach zakończonych zwykle wyrokami śmierci. Nie ponieśli nigdy żadnej odpowiedzialności). Jak jednak ustalił badający tę sprawę dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak, faktycznie śledztwo prowadził oficer sowiecki w polskim mundurze Wilhelm Świątkowski.
Trzech za trzech
W śledztwie przyjęto oczywiście wersję żołnierzy sowieckich, którzy utrzymywali, że zostali ostrzelani, gdy spali, i nie zdążyli odpowiedzieć ogniem. Zeznania pozostałych świadków, wedle których pierwsi mieli zacząć strzelać Rosjanie, zignorowano. Wyrok za „gwałtowny zamach na żołnierzy radzieckich” mógł być tylko jeden. Polscy żołnierze – podporucznik Jerzy Przerwa, kapral Wiesław Warwasiński oraz szeregowcy Władysław Łabuza i Stanisław Stachura – zostali skazani na karę śmierci. Ekspertyzę rusznikarza, wedle której Warwasiński i Stachura w ogóle nie użyli broni – sąd również zignorował.
Ponadto szeregowy Tadeusz Nowicki i milicjant kapral Zygmunt Handke usłyszeli wyroki po 10 lat więzienia; a pasażer Feliks Lis – jako ten, który pośrednio sprowokował starcie – dostał 12 lat. Skazani wystąpili o ułaskawienie do ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta. 14 czerwca Bierut zamienił karę śmierci na 15 lat więzienia Stanisławowi Stachurze. Uwolnił też Tadeusza Nowickiego. Następnego dnia – 15 czerwca 1947 r. – podporucznik Jerzy Przerwa, szeregowy Władysław Łabuza i kapral Wiesław Warwasiński zostali rozstrzelani.
W innym procesie skazano funkcjonariuszy SOK-u z Kościana: Ignacego Dworaka i Stanisława Bresińskiego. Chociaż rozprawa miała charakter „pokazowy”, historia potyczki na leszczyńskim dworcu wciąż nie jest szerzej – może poza Lesznem – znana. Rozstrzelani żołnierze – faktycznie ofiary politycznego mordu sądowego – zostali zrehabilitowani w 1990 r. Proces rehabilitacyjny odbył się jednak bez rozgłosu.
Przywracanie pamięci
Pierwszy tekst przypominający potyczkę i jej dramatyczne skutki opublikował właśnie Krzysztof M. Kaźmierczak na łamach „Gazety Poznańskiej” w 2004 r. Od tamtej pory dziennikarz walczy o upamiętnienie skazanych żołnierzy. Udało się mu m.in. dotrzeć do córki porwanej kobiety. Okazało się, że Zofię Rojuk potraktowano wówczas, ze względu na pochodzenie, jako obywatelkę ZSRS – została wywieziona, osądzona i zesłana na Syberię. Po zwolnieniu z łagru nie mogła wrócić do Polski, zamieszkała na Ukrainie. Na początku lat 60. przez Czerwony Krzyż odnalazła córkę. Zmarła w 2000 r. W 65. rocznicę potyczki, Kaźmierczak opublikował w „Głosie Wielkopolskim” zdjęcia skazanych żołnierzy i ich ostatnie słowa. Do dziś nie wiadomo, gdzie zostali pochowani.
Potyczka plutonu Ludowego Wojska Polskiego z żołnierzami Armii Radzieckiej na dworcu kolejowym w Lesznie w nocy z 27 na 28 maja 1947 r. była na dobrą sprawę walką o suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej. Bo tak właśnie pojmowali deklarowane wówczas oficjalnie wolność i suwerenność prości ludzie i zwykli obywatele. Tacy jak porucznik Jerzy Przerwa i jego żołnierze, kolejarze czy nawet milicjant. Z perspektywy czasu widać, jak bardzo naiwnie. Wówczas jednak byli przekonani, że są w we własnym kraju – powołani do ochrony i obrony współobywateli, działali więc zgodnie z obowiązującymi przepisami i sumieniem. Za to przekonanie i wypełnianie służbowych obowiązków przyszło im zapłacić życiem i więzieniem. Zostali w majestacie ówczesnego prawa przeklęci. Na marginesie obchodów Roku Żołnierzy Wyklętych warto więc przypomnieć również ich tragiczny los.
Paweł Tomczyk
W tekście wykorzystałem informacje z m.in. z tekstów Krzysztofa K. Kaźmierczaka „Zgładzeni za to, że mieli odwagę” („Głos Wielkopolski” 16.06.2012), „Znamy losy kobiety, za którą 65 lat temu oddali życie polscy żołnierze” („Głos Wielkopolski” 22.06.2012).
Tekst opublikowany w Gazecie Polskiej Codziennie 28 maja 2013 roku.
(3738)