Studia nad Dmowskim, jako człowiekiem, myślicielem, pisarzem politycznym, działaczem narodowym, wreszcie mężem stanu, rozpoczną się dopiero. Pracy starczy na całe pokolenia i więcej. Dmowski bowiem należy do tych ludzi, których wielkość wzrastać będzie w miarę oddalenia. Ten człowiek, z jednej bryły wykuty, zdumiewać będzie wszechstronnością zainteresowań, ogromem wiedzy, z rozmaitością talentów iście renesansową. Społeczeństwo przywykło w Nim widzieć polityka. A on sam lubił powtarzać słowa, które mu w czasie wojny powiedział w Londynie pewien wybitny Anglik. – Panu się zdaje, że pan jest politykiem zawodowym. Pan jest artystą politycznym, twórcą, ale nie pracownikiem, którego by zajmowała polityka z dnia na dzień, powszednia robota polityczna.
Podczas bankietu, wydanego na jego cześć przez Uniwersytet Poznański z okazji nadania mu doktoratu honorowego, Dmowski raz jeszcze przypomniał te słowa i przyznał Anglikowi słuszność. „Istotnie – mówił – politykiem z upodobania nie jestem. Upodobania ciągnęły mię gdzie indziej. Gdyby w mojej młodości Polska była wolna, kto wie, czy byłbym wszedł na tę drogę. Ale gdym zrozumiał, co się dzieje, i gdym widział, że nikt się polityką nie zajmuje, zająłem się nią. Stałem się politykiem z musu”.
Gdyby nie ten mus wewnętrzny, byłby, może umysł pozytywny i wysoko ceniący metody nauk ścisłych, od swojej przyrody przeszedł do badań nad życiem społeczeństw i prawami tym życiem rządzącymi (nie lubił nazwy socjologii… i socjologów), żeby wreszcie oddać się historii i zagadnieniom syntezy historycznej: temu, do czego zwrócił się – zawsze pod kątem widzenia losów narodu polskiego – w ostatniej, niezakończonej fazie swej działalności twórczej.
Ale mus wewnętrzny kazał mu wcześnie poświęcić się badaniu źródeł mocy i organizowaniu woli swego narodu. Przyszły wielki mąż stanu poznał Polaków, jak nikt ze współczesnych, wyjąwszy może jednego Popławskiego, i znalazł potwierdzenie tego, co mu mówił potężny polski instynkt; zdobył pewność sił i środków narodu polskiego, jako całości, przede wszystkim zaś ufność i takiż niezawodny instynkt i moc niespożytą ludu polskiego. Do optymizmu wrodzonego zdrowemu, pełnemu siły żywotnej synowi tej ziemi, przybył optymizm, oparty na trzeźwej, bardziej trzeźwej ocenie zasobów moralnych i materialnych, z którymi mieliśmy wystąpić do walki o własne państwo.
[quote]Ale żeby kiedyś w decydującej chwili rzucić na szalę dziejów wolę narodu, trzeba było wprzód ten naród wydobyć z rozbicia i odrętwienia, z zamknięcia się w ciasnym kręgu spraw domowych, zorganizować jego świadomość polityczną, włożyć do zorganizowanego, świadomego celu działania. To wielkie dzieło podjął Dmowski.[/quote]
Niechże wolno tu będzie przypomnieć w pełnych czci wyrazach liczne zastępy pracowników, którzy na wszystkich polach naszego życia zbiorowego, wszędzie, gdzie mowa polska brzmiała, łączyli ofiarnie swe wysiłki w tym dziele wiekopomnym. I wtedy już, niemal w zaraniu tej pracy, zrozumiał, jak dalece brakło nam najważniejszej rzeczy: znajomości polityki międzynarodowej. Nie dość było znać swoich i wrogów: trzeba było poznać sprzymierzeńców i wrogów tych wrogów, widzieć, jakie siły ścierają się na szlakach świata i dokąd te starcia sił prowadzą. Co u nas wiedziano o tym przed Dmowskim?
On pierwszy zaczął się uczyć prawdziwej polityki międzynarodowej, posiadał rozległą wiedzę, poznał społeczeństwa Zachodu i Wschodu, był w Ameryce i Japonii. Pracował niezmordowanie, obcował z wybitnymi ludźmi wszystkich krajów, bystrym wzrokiem dostrzegał mocne i słabe strony państw i narodów1, które na przyszłe przeznaczenia Polski mogły mieć wpływ choćby najmniejszy, najodleglejszy. Dzięki tej pracy, dzięki ostremu, przenikliwemu rzeczy widzeniu i niezawodnej intuicji posiadł Dmowski to, co jest koroną wiedzy politycznej, a co się streszcza w znanej formule: Savoir pour prevoir.
[quote]Wiemy już, że nie z przekory udaremnił w Japonii próby wciągnięcia Polski w walki rewolucyjne, że widział już boje, które zupełnie gdzie indziej Polskę czekały i rozumiał, że sprzęgając Polskę z losami rewolucji rosyjskiej, zwiąże się ją i ubezwładni w chwili, na którą winna gromadzić wszystkie siły, zachować całą swobodę mchów. Widział z daleka zbliżającą się nieuchronnie wielką wojnę, mógł przygotować umysły, uniknąć błędów, pokierować polityką narodu nieomylnie – wbrew tylu otwartym, potężnym przeciw działaniom i tylu zdradzieckim zasadzkom! – i doprowadzić ją zwycięsko do dziejowego celu.[/quote]
Książka o Niemczech, Rosji i sprawie polskiej była nie tylko gruntowną rewizją poglądów w tej dziedzinie, nie tylko pierwszym polskim podręcznikiem polityki zagranicznej, ale czynem politycznym, który był pomyślany także jako posunięcie polskie na szachownicy międzynarodowej i później, w czasie wojny, stokrotne przyniósł owoce. Gdziekolwiek Dmowski zjawił się na Zachodzie, w Anglii, Francji, Ameryce, nie potrzebował się legitymować: był już znany, jako autor dzieła, odznaczającego się rozległą wiedzą, nieodpartą logiką, mistrzowsko jasnym wykładem, a przede wszystkim dzieła prawdziwie proroczego.
Każdy polityk, z którym Dmowski zawierał znajomość – a poznał mnóstwo ludzi wszelkich odcieni politycznych – wiedział, że ten Polak, z którym się właśnie witał, to był ktoś; po pewnej chwili przekonywał się, że to nie byle kto; po rozmowie żegnali się z Dmowskim z oznakami szacunku, należnego niepospolitemu człowiekowi i mężowi stanu. Dmowski nie nudził go sprawą polską, sprawą jednego z tych ludów, czy ludów, które od wojny oczekiwały zmiany położenia. Jeżeli rozmówcą był Anglik, Dmowski mówił z nim o Imperium Brytyjskim, wykazując dokładną znajomość geografii i stosunków gospodarczych i politycznych wszystkich jego części. Zadziwiał doskonałym znawstwem historii i prądów umysłowych Anglii; jeśli to był w dodatku człowiek o kulturze klasycznej, znajdowali wspólny grunt w ulubionych autorach greckich i łacińskich. Mówili o położeniu i przyszłości Imperium, i znowu Dmowski nie tylko dobrze rozumiał, ale nieraz lepiej od Anglika widział zagadnienia, trudności, drogi wyjścia. Anglik przekonywał się, że w całokształcie polityki angielskiej sprawa polska ma swoje miejsce i to nic byle jakie; musiał uznać, że Anglia popełniła tu błędy fatalne, zarówno dla Polski, jak dla niej samej i rozstawał się z Dmowskim co najmniej z przeświadczeniem, że jego ojczyzna ma tu coś do zrobienia i do zyskania.
W rozmowach z Francuzami okazywało się, że Dmowski zna doskonale położenie międzynarodowe Francji, jej imperium kolonialne, jej problemy wewnętrzne lepiej od niejednego francuskiego polityka; z Amerykanami omawiał sprawy kontynentu od Kanady po Argentynę; a zawsze zastanawiał jakąś uwagą, jakimś poglądem, które rozmówcy ukazywały w nowym świetle sprawy jego własnego kraju.
Dodajmy, że znał, jak nikt na Zachodzie – nie wyłączając Rosjan – położenie Rosji i przepowiedział rewolucję, odpadnięcie od sprzymierzeńców, długi okres anarchii; że znał, jak mało kto, całokształt stosunków Europy Środkowo-Wschodniej. Nikt też tak gruntownie nie przemyślał polityki niemieckiej, nie znal jej środków działania, podkreślając zawsze z naciskiem wszystko, co było czynnikiem wielkości i prawdziwej siły narodu niemieckiego.
Jeszcze jedna cecha ułatwiała pracę Dmowskiego na Zachodzie; nie zasklepiał się w sprawie polskiej; nie był tylko orędownikiem swego narodu. Gdyby tak było, groziłoby mu nieraz niebezpieczeństwo spadnięcia do roli petenta, choćby w największej sprawie, ale petenta. Dmowski „myślał międzynarodowo”: widział i przedstawiał sprawę polską zawsze w związku ze sprawami całej Europy, jako część wielkiego zagadnienia europejskiego. Przedstawiał rolę Polski w urządzeniu Europy na innych, niż dotychczas, podstawach, nie zostawiał politykom Zachodu troski o to, jak by ta Europa wyglądała, gdyby Polska została odbudowana, ale przedstawiał im Polskę, jako niezbędny czynnik ładu europejskiego. I w tym przejawiał się charakter twórczy, organizatorski jego umysłu. Nie myślał tylko o Polsce, pozostawiając każdemu kłopotania się o swoje sprawy, ale tworzył nowy układ stosunków, w którym Polska całkiem naturalnie zajmowała swoje konieczne, przyrodzone miejsce. Mało się u nas nad tym zastanawiano, że Dmowski w polityce zagranicznej był wielkim Europejczykiem.
Był prawdziwym Europejczykiem jeszcze z innego względu. W swojej działalności spotykał się z przykrościami, z atakami, prowadzonymi przeciwko jego osobie w sposób nielojalny, podstępny (bo otwartą walkę lubił i cenił) z brzydkimi intrygami, godzącymi w niego, w sprawę, którą reprezentował. Nigdy nie odpłacał takąż bronią. Gardził kłamstwem, intrygami, metodami walki niegodnymi człowieka o zachodniej kulturze. Wiedziano o nim, że jest gentelmenem, że walczy po rycersku i uznaje tylko fair play – nawet ambasadorowie rosyjscy nie mogli mu zarzucić najmniejszej niepoprawności – że nie mówi niczego lekkomyślnie i że na jego informacjach, na jego słowie można polegać. Trudno o lepszą osobistą pozycję dyplomaty, jak ta, którą on sobie w krótkim czasie wyrobił.
[quote]Jakoś z początkiem konferencji pokojowej wybitny publicysta francuski napisał o Dmowskim, że jego imię i nazwisko wybornie maluje człowieka; połączenie doskonałego typu polskiego, słowiańskiego, z najlepszym typem Europejczyka o głębokiej rzymskiej kulturze. Ta uwaga sprawiła Dmowskiemu zadowolenie, którego nie ukrywał.[/quote]
Dodajmy, że potrafił być nie tylko interesującym, ale wręcz czarującym w rozmowie, którą od czasu do czasu lubił okrasić doskonałym dowcipem, i przez swój zmysł humoru także trafiał do umysłów zachodnio-europejskich, które ten zmysł mają i wysoko cenią. Pod tym względem równać się mógł z Paderewskim, wielkim uwodzicielem dusz dla Polski. To też gdy powiedział: nie, co mu się nieraz zdarzało, uznawano, że tak być musi i szacunek dla Człowieka jeszcze bardziej wzrastał.
Okres wojny i konferencji pokojowej – to okres najbardziej wytężonej pracy, który przypadł na najlepszy, jak mówią na Zachodzie, wiek działalności człowieka: między pięćdziesiątym, a sześćdziesiątym rokiem życia. Tu dopiero, w Anglii, w Stanach Zjednoczonych, przede wszystkim jednak w Paryżu, Dmowski dal całą miarę swojej wartości, jako człowieka i bojownika sprawy polskiej. Utworzenie Komitetu Narodowego, zorganizowanie społeczeństwa w kraju i na emigracji, uzyskanie poważnego wpływu na politykę państw sprzymierzonych, stworzenie – przedmiotu szczególnego umiłowania! – armii polskiej, która stała się błękitną armią gen. Hallera, przygotowanie we wszystkich szczegółach restytucji państwa polskiego, zapewnienie mu miejsca między sprzymierzonymi w konferencji pokojowej – oto pierwsza część owoców tej działalności.
[quote]Na konferencji Dmowski występował, jako współorganizator nowej Europy, w której Polska miała mieć zapewnione miejsce, jako wielkie państwo, pierwszorzędny czynnik polityczny zmienionego porządku rzeczy.[/quote]
Dmowski reprezentował Polskę, z taką powagą i godnością, bronił jej interesów, z taką mocą i takim talentem, że głos powszechny przyjaciół i przeciwników policzył go między najwybitniejsze indywidualności konferencji. A ileż trudniejsze miał zadanie, w jak niezrównanie cięższych pracował warunkach! Łatwo było być delegatem wielkiego mocarstwa, który zjeżdżał na konferencję w otoczeniu paruset współpracowników, znawców wszelkich zagadnień, jakie się mogły nasunąć; łatwo było uniknąć błędów, gdy za każdym delegatem stało doświadczenie wiekowe jego kraju, zmagazynowane w żywej tradycji dyplomatycznej i… w bogatych archiwach ministerialnych, nie wyczerpanej studni mądrości. Słysząc nieraz wystąpienie jakiegoś delegata wielkiego mocarstwa, myślałem sobie, że jego krajowi to nie zaszkodzi, bo jest wielkim mocarstwem i jego nie skompromituje, bo jest delegatem wielkiego mocarstwa.
Ile razy powtarzano sobie wśród ogólnej wesołości niebotyczne „bąki”, strzelane przez tego lub owego „z grubej dziesiątki!”… Przedstawicielowi mniejszego państwa nie uchodziłoby to bez szkody; jeżeli chciał skutecznie bronić postulatów swego kraju, musiał osobiście stać bardzo wysoko. Dlatego nie bez słuszności twierdzono, że wybitniejszymi członkami konferencji byli przedstawiciele tych właśnie mniejszych państw: Take Jonescu, Venizelos, Pasicz i przede wszystkim Dmowski; zważywszy, że tamci, reprezentując od dawna zorganizowane państwa, mieli zadanie o całe niebo łatwiejsze, nie waham się powiedzieć, że Dmowski był najwybitniejszym. Świetne zwycięstwa, które odnosił, zaszczytne porażki, których nie mógł uniknąć, walcząc z najpotężniejszymi na świecie wpływami, złożyły się na obraz Polski dzisiejszej. Nawet granica wschodnia odpowiada w ogólnych zarysach – z pewnymi na zachód odchyleniami – tej, którą Polsce Dmowski nakreślił.
Pisarz francuski, do niedawna dyplomata w czynnej służbie, czyni uwagę, że „rola myśliciela politycznego polega raczej na organizowaniu społeczeństw, niż na kierowaniu nimi. Jest on raczej architektem, niż zarządcą. Jego godzina bije czasu wielkich przełomów dziejowych, kiedy zostają postawione wszystkie zasadnicze zagadnienia, zagadnienia instytucji i obyczajów, kiedy koniecznością się staje rewizja wszystkich wartości społecznych, które, aby mogły być rozumnie uszeregowane, muszą być wprzódy potężnie przemyślane… Jest on raczej przewodnikiem śród nocy, niż wodzem za dnia, i gdy światło jego geniusza rozbłysło, winien oddać sprawę w ręce technika władzy, człowieka czynu, bardziej zdolnego – z rzadkimi wyjątkami – do natychmiastowych decyzji, do szybkiego i pełnego siły kierowania rzeczami konkretnymi, tj. ludźmi i zdarzeniami”. Autor miał niewątpliwie na myśli wielkiego organizatora świadomości narodowej i politycznej Francji, Karola Maurrasa. Ale Dmowski należy do tych rzadkich wyjątków, wspomnianych tu jakby dla zasady, na świadectwo, że takie zjawiska jednak są możliwe, choć nie zabłysły w świadomości autora, żadnym nazwiskiem. Tamten Anglik miał słuszność.
Dmowski nie był nigdy politykiem zawodowym, choć żadnego innego zawodu nie miał. Polityka nie była dla niego zawodem, lecz służbą narodową, powołaniem, misją. W tej działalności, której poświęcił życie bez zastrzeżeń, bez wyjątków, bez reszty, był nie tylko architektem przyszłości, nie tylko zarządcą, był często prostym robotnikiem. Jak przed laty sam przewoził wydawnictwa narodowe przez kordony i rozpowszechniał je w zaborze rosyjskim, pracował nad oświatą ludu, redagował ludowego „Polaka”, tak w czasie wojny i konferencji pokojowej, wśród nielicznych współpracowników Komitetu Narodowego i nawet liczniejszych potem członków delegacji sam najchętniej wykonywał czynności, które w normalnych warunkach nie powinny go były nigdy zaprzątać. Czuł bowiem, że jest zdolny nie tylko do oświetlania wielkich zagadnień i tworzenia wielkich planów, ale także do natychmiastowych decyzji, do szybkiego i pełnego siły kierowania ludźmi i zdarzeniami.
Bohdan Winiarski, Profesor Uniwersytetu Poznańskiego, sędzia i przewodniczący Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, „Dmowski w polityce zagranicznej”
Artykuł pochodzi z wydawnictwa „Pamięci Romana Dmowskiego”, styczeń 1939
(145)