Wielkie nadzieje uważane są za najlepiej skonstruowaną powieść Dickensa. To poruszająca, zapadająca w pamięć książka, ukazująca kunszt pisarski brytyjskiego mistrza pióra. Książka doczekała się dotąd blisko dwudziestu adaptacji filmowych!
Pip jest sierotą. Mieszka z siostrą i jej mężem kowalem. Jednak poznając zdziwaczałą starą pannę Havisham i jej śliczną podopieczną Estelle, ociera się o życie całkowicie odmienne niż codzienność w kuźni.
Po latach, tocząc mozolny żywot kowalskiego czeladnika, Pip otrzymuje od anonimowego darczyńcy sporą sumę pieniędzy. Stawia on wszak jeden warunek – młodzieniec ma wyjechać do Londynu i podjąć edukację.
Pip będzie musiał sam poradzić sobie w wielkim świecie. Zacznie oddalać się od rodziny, zyska za to nowych przyjaciół, ale i wrogów. Będzie również musiał zmierzyć się z zaskakującą prawdą o tym, kim naprawdę jest jego dobroczyńca.
Topniejący majątek sprawi, że zostanie zmuszony, by znów samodzielnie zarabiać na utrzymanie. Jedyne, co mu zostanie, to trwająca niezmiennie miłość do Estelli.
Milcząc, wyszliśmy z gospody „Trzech Wesołych Żeglarzy” i udaliśmy się do domu. Przez drogę nieznajomy przyglądał się mnie, to gryzł swe paznokcie. Gdy już dochodziliśmy do domu, Joe wyprzedził nas, aby otworzyć wejściowe drzwi. Narady nasze odbywały się w salonie słabo oświetlonym jedną świecą.
Nieznajomy dżentelmen zasiadł przy stole, przysunął do siebie świecę i zaczął przeglądać swój notatnik. Po czym zamknął go, odsunął na bok świecę i utkwił wzrok w ciemności, szukając Joego i mnie, by się upewnić, gdzie siedzi który z nas.
– Moje nazwisko – zaczął – Jaggers, jestem adwokatem z Londynu i człowiekiem znanym. Mam pomówić z wami o sprawie bardzo dziwnej i zacznę od oznajmienia, że nie ja ją spowodowałem. Jeśliby wcześniej spytali mnie o radę, nie byłoby mnie tu. Nie spytano o nią jednak i jestem. Czynię tylko to, co muszę czynić, jako pełnomocnik mego klienta. Ni mniej, ni więcej.
Uznając widocznie, że niedostatecznie nas widać z miejsca, gdzie siedział, wstał i postawił nogę na krześle w ten sposób, że jedna noga była oparta na siedzeniu, druga na podłodze.
– A więc, Joe Gargery, polecono mi uwolnić was od tego młodzieńca, ucznia waszego. Mam nadzieję, że nie będziecie przeciwni naruszeniu umowy ze względu na jego prośbę i dla jego szczęścia. Nie żądacie czegoś za to?
– Niech mnie Bóg chroni, abym żądał czegoś za to i bym stał na drodze Pipa!
– No bardzo to ładnie mówić: „Niech mnie Bóg uchowa”, ale tu nie miejsce na to. Pytanie brzmi: czy żądacie czegoś czy nie?
– A odpowiedź na to, że nie żądam.
Zdawało mi się, że pan Jaggers spojrzał na Joego z taką miną, jakby go miał za głupiego z powodu bezinteresowności. Byłem oszołomiony tą niespodzianką, a moja ciekawość tak się podsyciła, że prawie nie rozumiałem tego, co usłyszałem.
– Doskonale. Nie zapominajcie danego słowa. Zapamiętajcie sobie, że słowo się rzekło, kobyłka u płota! A teraz wróćmy do tego młodzieńca. Polecono mi oznajmić, że czekają go „wielkie nadzieje”.
Obaj z Joem otworzyliśmy usta ze zdziwienia i spojrzeliśmy po sobie.
– Mam mu oznajmić – mówił pan Jaggers, wskazując palcem w moją stronę – że od niego zależy, czy się stanie właścicielem wielkiego majątku. Następnie, obecny właściciel tego majątku żąda, by natychmiast zmienił sposób życia, oddalił się z obecnego miejsca pobytu i mógł otrzymać wychowanie godne dżentelmena. Jednym słowem, młodzieńca tego czekają „wielkie nadzieje”.
Marzenie me ziszczało się: szaloną fantazję zastępowała jasna rzeczywistość. Pani Havisham zabierała się do urządzenia mojej wielkiej przyszłości.
– Teraz, panie Pip, reszta tego, co mam powiedzieć, odnosi się wyłącznie do pana. Przede wszystkim musi pan wiedzieć, że osoba, która wydała mi to polecenie, pragnie, by pan na zawsze zatrzymał imię Pip. Spodziewam się, że nie ma pan nic przeciw temu, choć pańskie „wielkie nadzieje” są związane całkowicie z tym niewielkim warunkiem. Jeśli ma pan coś do dodania, to proszę się decydować póki czas.
Fragment rozdziału XVIII
Fot. pixabay.com
(334)