Leszek Czajkowski, „Egzekucja”
Patrzę mu w oczy i widzę strach
W kumulujących zło źrenicach
Kto uczestniczy w wojennych grach
Ma obniżoną cenę życia
Klęczy przede mną, ja trzymam broń
Mogę go zabić ruchem palca
Nie mam wyrzutów, bo to on
Przyszedł podziemie nasze zwalczać
Wie co go czeka, ręce mu drżą
Jestem dla niego „polskim bandytą”
Polacy antyrosyjscy są
Tak mu do głowy wbito
Rosyjski język w zasadzie znam
Mówię poprawnie, rozumiem wiele
A że jesteśmy tu sam na sam
Przesłucham go, zanim zastrzelę
Pytam czy zabił już kogoś z nas
On sapie „niet” i kręci głową
„Łżesz!” krzyczę, on zakrywa twarz
I daje mi honoru słowo
Słowo honoru sowieta to
Realna sprzeczność, jawna kpina
„A w Boga wierzysz?” osaczam go
„Czy w partię i Stalina?”
Ja chętnie pamięć odświeżę Ci
NKWD – zisto, przypomnij sobie
Sołtysa co wisiał cztery dni
I miał złamane ręce obie
Chłop całą wojnę w podziemiu był
Meldunki nosząc mówił pacierz
Walczył z Niemcami ze wszystkich sił
Dziwił się więc, że go wieszacie
Na egzekucję patrzyła wieś
I tylko dzieci stały tyłem
Ludzie milczeli, dobrze wiesz
Ty akcją dowodziłeś
Wtedy uderza w dziecięcy płacz
Ten rosły bandzior przed trzydziestką
Musi się teraz śmiertelnie bać
Dla ateisty zgon nie jest pestką
NKWD – zistę przeraża śmierć
Szlocha, że ujrzeć chce rodzinę
Czeka na niego w ZSRR
Żona i czteroletni synek
Ja też mam syna, naciskam spust
Na wojnie przegrywają słabi
Patrzę jak krew mu płynie z ust
On by mnie również zabił
Potem zdejmuję czapkę nad ciałem
Wybacz mi Boże – musiałem
(63)