Churchill przyznał w swych pamiętnikach że głównym powodem zwołania konferencji jałtańskiej było nie cierpiące zwłoki zagadnienie Polski i że poświęcono mu na konferencji najwięcej czasu. Okazało się ono zagadnieniem kluczowym nie tylko dla konferencji w Jałcie, ale dla przyszłości Europy.
Tak twierdzi G. F. Hudson w majowym zeszycie „Twentieth Century”.
W obszernym artykule omawia on dokładnie stosunki polsko-sowieckie przed Jałtą: sprawę katyńską, założenie Komitetu Lubelskiego, próby rokowań podejmowane przez Mikołajczyka, nacisk wywierany na niego przez sojuszników, odrzucenie żądań sowieckich przez rząd polski, na którego czele stanął „przywódca socjalistyczny Arciszewski”. W tej fazie nastąpiło jednostronne uznanie przez Rosję Komitetu Lubelskiego, bez liczenia się ze zdaniem i wolą jej sojuszników.
Rządy brytyjski i amerykański stanęły przed faktem dokonanym. W Jałcie miały one do wyboru trzy drogi: albo pogodzić się z przemocą i uznać, jak Rosja, Komitet Lubelski; albo trwać przy uznawaniu prawowitego rządu polskiego do czasu wyrażenia woli ludności w wyborach powszechnych; albo też dążyć do kompromisu, czyli utworzenia nowej władzy: rządu koalicyjnego, który by mógł być uznany de facto przez trzy główne mocarstwa. Wybrano kompromis, ale było rzeczą jasną że jeśli ma on służyć innemu celowi niż oddanie Polski na pastwę komunizmu, w nowym rządzie należało utrzymać przynajmniej parytet między obiema stronami, uniemożliwiający przewagę czynników komunistycznych, a nadto zapewnić czystość wyborów. Były to warunki minimalne, ale żadnego w Jałcie nie zabezpieczono.
W porozumieniu dotyczącym Polski nie wspomniano w ogóle o jej rządzie, który kierował wysiłkiem wojennym narodu w ciągu 5 i pół lat. W nowo powstałym rządzie komunistom przyznano większość tek, w ręku ich znalazły się wojsko i policja. Ustalono tylko że wybory mają się odbyć w możliwie szybkim czasie. Odbyły się, ale dopiero w r. 1947, i – oczywiście – zostały sfałszowane.
Opuszczenie przez Zachód niezależnego rządu polskiego na rzecz tworu komunistycznego, będącego narzędziem Rosji, dokonało się w Jałcie, ale było ono skutkiem szerzących się od dwóch lat poglądów na sprawy międzynarodowe. Roosevelt wierzył że światem powojennym będą rządziły w zgodnym współdziałaniu Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja, które też rozstrzygać będą o sprawach mniejszych narodów, za nic sobie mając ich suwerenność. Nic więc dziwnego, że gdy Mikołajczyk udał się do Waszyngtonu w czerwcu 1944, nie mógł znaleźć tam poparcia; Roosevelt powiedział mu że „wobec nieuniknionego obrotu spraw, trzeba się do nich przystosować”, że „Rosjan jest pięć razy więcej niż Polaków”, i nalegał na przyjęcie bez oporu wszystkich warunków sowieckich.
Można się było spodziewać że Wielka Brytania zajmie w sprawie niepodległości Polski inne stanowisko, że będzie ono życzliwsze. Przemawiał za tym szereg względów. Brytyjczycy wypowiedzieli wojnę w obronie Polski; głównym ich celem powinno było być przywrócenie jej niepodległości. Nadto, Polacy byli ich wiernymi towarzyszami broni, jedynymi sojusznikami w walce, wtedy jeszcze gdy ani Rosja ani Ameryka nie znajdowały się w wojnie z Hitlerem. Wreszcie, Churchill, w przeciwieństwie do Roosevelta, zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa sowieckiego i nie miał złudzeń co do roli Komitetu Lubelskiego.
Sojusznicy zachodni zgodnie widać uznali że wobec faktów dokonanych ze strony Rosji, nie pozostaje im nic prócz obrony pozorów. Z walki o zasady z góry zrezygnowali. Churchill usprawiedliwiał później swoje stanowisko tym że nie można sobie było pozwolić na ryzyko sporu z Rosją w czasie gdy Niemcy mieli jeszcze na froncie 200 do 300 dywizji. Czy istotnie groziłyby Zachodowi tak straszliwe konsekwencje? Armia sowiecka zależna była od dostaw amerykańskich; wobec zniszczeń wojennych Stalin mógł liczyć na razie na pomoc z U.N.R.R.A. a w przyszłości na odszkodowania ze strony pokonanych Niemiec. Gdyby przerwał walkę z Hitlerem, nie otrzymałby odszkodowań nawet z Niemiec wschodnich, gdyby poważył się na spór z sojusznikami zachodnimi, skazałby się na odcięcie dostaw z U.N.R.R.A. Nie mógł dyktować Zachodowi warunków. Nawet, jako władca faktyczny Polski i innych krajów Europy wschodniej, nie mógł zmusić Zachodu do uznania swoich marionetek. Z punktu widzenia strategicznego i gospodarczego, nonsensem jest mówić że państwa zachodnie były za słabe by opierać się Stalinowi. Jedyną ich słabością była słabość woli.
Wielu Anglików obraża się, gdy im mówić że Polska została zdradzona w Jałcie. Hudson uważa że jest to tylko sprawiedliwa ocena tego co się tam stało. Pisze on: „Polska była, w końcu jedynym narodem-sojusznikiem Wielkiej Brytanii w walce, od pierwszego dnia wojny do ostatniego. Anglia była wdzięczna w r. 1940, kiedy pewien Polak odrzucił propozycję francuską by włączyć armię polską do kapitulacji Francji, i oświadczył: „Jesteśmy narodem który nie poddaje się”, ale w cztery lata później Polaków potępiano za to że nie chcieli pozwolić żeby im Stalin wyznaczał radę ministrów. Żadnych obietnic nie było dość gdy polscy lotnicy walczyli wraz z R.A.F.em w bitwie o Brytanię, ale w r. 1945 brytyjscy mężowie stanu położyli koniec niepodległości Polski dobijając targu z państwem które w r. 1940 dostarczało nafty i manganu hitlerowskiej machinie wojennej. W r. 1940 król Jerzy VI udał się na dworzec by powitać Prezydenta Polski jako jedynego człowieka na świecie który sprowadza zorganizowaną armię by wzmocnić obronę Wielkiej Brytanii w godzinie jej śmiertelnej próby; w r. 1945 ambasador brytyjski wręczał swe listy uwierzytelniające obywatelowi sowieckiemu, którego rządy narzucone zostały Polsce przez sowiecką przemoc”.
Skoro się już robi takie rzeczy – dodaje Hudson – powinny się przynajmniej opłacić. Ale w zamian za współdziałanie w podboju wiernego sojusznika, państwa zachodnie otrzymały w Jałcie czeki na odległy termin – i bez pokrycia. Bilans, którym nie byłby zbudowany Machiavelli. Polityka Zachodu w Jałcie uwłaczała zasadom honoru, ale nawet oceniając ją z punktu widzenia polityki realnej, była nieprzemyślana, łatwowierna, naiwna. Nie była to polityka dobra ani mądra.
Collector (Juliusz Sakowski), Wiadomości (29 maja 1955 r.)
(527)