Trudno w to uwierzyć, wbrew zdrowemu rozsądkowi, zawartemu z pracodawcami kompromisowi, na szkodę gospodarce i rynkowi pracy rząd forsuje kolejne podwyżki składek do ZUS – pisze Bartosz Marczuk na łamach „Rzeczpospolitej”.
Tym razem znosi planowany limit zusowania umów-zlecenia. Miało być tak: zleceniobiorca posiadający klika kontraktów płaci składki do wysokości minimalnej pensji. Zgadzali się na to nawet pracodawcy, taki kompromis zawarli z rządem. Ustawa była już gotowa, wszystko było uzgodnione. Ale nieoczekiwanie, w trakcie konsultacji z innymi ministerstwami, szef resortu finansów złożył propozycję, by ozusować cały dochód zleceniobiorców. I jak się zapewne Państwo domyślacie – takie rozwiązanie znalazło się w projekcie.
Naprawdę ciężko zrozumieć wiarę rządu w to że nieustanne podnoszenie podatków i składek – a mamy do czynienia z prawdziwą ofensywą fiskalną – pomoże naszej gospodarce, pracownikom i bezrobotnym. To o tyle trudniejsze do pojęcia, że nowy minister finansów Mateusz Szczurek wywodzi się „z rynku” i powinien wiedzieć, że istnieją granice fiskalizmu, które uruchamiają ucieczkę do szarej strefy lub za granicę. Miliony Polaków wybrało już dla siebie inne zielone wyspy.
Mimo tego trwa fiskalny obłęd. W tym duchu proponuję by rząd objął jeszcze podatkami i składkami:
– ściągnięte z internetu dane,
– wodę, która spada na dachy domów,
– wdychane powietrze,
– drogę przebytą do pracy i z pracy,
– wydobywający się z kominów dym,
– urodzenie dziecka,
– ślub i pogrzeb.
Przynajmniej będzie konsekwentnie.
Bartosz Marczuk w artykule „Fiskalny obłęd Tuska i Szczurka” (23 stycznia 2014 r.)
(102)