W ciemnościach tuneli i korytarzy podziemnego Poznania…

w Cytaty


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

W dawnym Parku Kasprzaka (obecnym Wilsona) w Poznaniu, w pobliżu Palmiarni stał okrągły kiosk, w którym za parę złotych można było w pogodne dni kupić gorącą parówkę, bułkę i musztardę.

Tak w każdym razie było w latach 60. minionego wieku, które dobrze zapamiętałem właśnie z tych rzeczywiście smacznych parówek. Nikt, ani panie je sprzedające, ani ich klienci nie wiedzieli, że kiosk stał na jednym z dwóch wejść do poniemieckiego schronu przeciwlotniczego. Zbudowano go w 1944 roku (w pobliżu był jeszcze drugi schron) nie tylko dla Niemców przebywających w ówczesnym Stadt-Park (Parku Miejskim), ale także dla mieszkańców okolicznych domów stojących przy Dr Wilmsstrasse (obecnie Matejki) i pobliskich ulicach. W przypadku ogłoszenia alarmu lotniczego mogli z niego korzystać także Polacy, którym wstęp do parku był zabroniony.

Dwa znajdujące się w Parku Wilsona schrony odsłonięto w latach 90. XX wieku, i stanowią one dzisiaj drobny fragment podziemnego Poznania. Niektórzy do parkowych schronów zaliczają jeszcze trzeci obiekt, znajdujący się wzdłuż ulicy Głogowskiej, koło dawnej restauracji Magnolia. Każdy z tych trzech schronów ma po 80 metrów długości, a korytarze liczą półtora metra szerokości i 2,2 metra wysokości. W jednym z nich wyryty jest na ścianie tajemniczy napis: „Conrad 18.V.1944”.
W 2015 roku na temat tych właśnie schronów znalazłem w Internecie następującą wypowiedź przewodnika PTTK Stefana Żurka: „Schrony były udostępnione tylko dla Niemców. Z tego, co wiemy, nie były ze sobą połączone. Wiadomo natomiast, że wybudowali je Polacy, którzy po zakończeniu pracy zostali rozstrzelani”.

Stefan Żurek zapewne nie słyszał, że w marcu 1944 roku na jednej z roboczych narad hitlerowskich aktywistów Kraju Warty, Arthur Greiser oświadczył, że podczas nieprzyjacielskich nalotów Polacy korzystać będą z takich samych form pomocy ze strony państwa jak Niemcy. Równy będzie też dostęp do schronów przeciwlotniczych, które wtedy – na progu wiosny 1944 roku – znajdowały się głównie w piwnicach. Na głosy krytyki dogmatycznych działaczy NSDAP namiestnik Rzeszy 30 marca potwierdził to, co powiedział kilka dni wcześniej.

Schronów w ówczesnym Parku Miejskim, podobnie zresztą jak innych tego typu obiektów, nikt nie miał zamiaru łączyć podziemnymi przejściami. I nikt nie rozstrzelał Polaków tylko za to, że schrony te zbudowali. Praca polskich robotników różnych specjalności, a więc także murarzy, w 1944 roku miała dla Niemców ogromne znaczenie. Gdyby ich zabrakło, Kraj Warty zbankrutowałby w ciągu doby.

W latach 1999 i 2002 do stolicy Wielkopolski dotarły mikrofilmy ze sfotografowanymi mapami i planami dawnego Poznania, przechowywanymi w archiwach niemieckich. Są wśród nich plany fortyfikacji poznańskich, tych starszych z pierwszej połowy XIX wieku, i późniejszej twierdzy fortecznej z końca dziewiętnastego stulecia, oraz nieznane mapy Poznania.

– Te plany i mapy – powiedział mi w styczniu 2008 roku Zbigniew Karolczak z Muzeum Archeologicznego w Poznaniu – mają dużą wartość historyczną, ale jakichś nieznanych współczesnym sensacji w nich nie ma. Nie ma nań zaznaczonych na przykład połączeń podziemnych między poszczególnymi fortami, którymi Prusacy otoczyli miasto.
Żyją jednak legendy o podziemnym Poznaniu: różnych tunelach i przejściach nie tylko między fortami, ale także znacznie starszymi budowlami. Mówi się choćby o przejściu podziemnym od fary do kościoła franciszkanów lub do ratusza.

– To są bajki – skwitował krótko Karolczak krążące tu i ówdzie pogłoski.
Leży przede mną pożółkły egzemplarz wydawanego w czasach PRL w Poznaniu miesięcznika społeczno-kulturalnego „Nurt”. W numerze 3. z 1980 roku zamieszczono obszerny artykuł Waldemara Kosińskiego W brzuchu miasta. Bohaterem tej publikacji był Józef Nawrotek, geodeta z Poznańskiego Przedsiębiorstwa Geodezyjno-Kartograficznego „GEOPOZ”.

– Nawrotek – mówił w 2008 roku Karolczak – miał ogromną wiedzę o podziemnym Poznaniu. Z pola mojej obserwacji zniknął on gdzieś w czasach stanu wojennego. Słyszałem, chociaż nie daję głowy za prawdziwość tych słów, że wyjechał do RFN.

Gdy rozmawiałem z Karolczakiem, Nawrotek prawdopodobnie już nie żył. Pozostała jednak publikacja Kosińskiego o pracy i pasji geodety. Ów podziemny Poznań to nie tylko stare fortyfikacje pruskie i schrony przeciwlotnicze, zbudowane przez Niemców pod koniec drugiej wojny światowej. To także stare systemy kanalizacyjne, dzisiaj często zawalone, zasypane lub zamulone. Ale nie zawsze…

„Interesowały mnie tylko przewody [tu w znaczeniu kanałów – przyp. L. A.], które zostały wycofane z eksploatacji. Mamy ich dość dużo i z powodzeniem mogłyby służyć […] do bezkolizyjnego przeprowadzenia takich czy innych instalacji, i to prawie bez kosztów, bez rycia jezdni. Cały zebrany materiał przekazałem dalej, ale nikt się nim nie zainteresował” – powiedział Nawrotek Kosińskiemu.

Ustosunkował się także do opowieści poznaniaków, którzy wspominając walki o Festung Posen zimą 1945 roku, mówili o czerwonoarmistach zajmujących Stare Miasto, gdy tymczasem Niemcy wychodzili z podziemi na Wildzie czy Jeżycach. „Po sprawdzeniu – powiedział Nawrotek – okazało się, że w czasie wojny wyszło zarządzenie przebicia piwnic domów na wypadek nalotów i związanych z nimi bombardowań, i że tymi właśnie piwnicami, a nie tunelami pod ziemią, przechodzili Niemcy”.

Geodeta z „GEOPOZU” w 1980 roku potwierdził jednak, że podziemne przejście prowadziło z pocesarskiego zamku w kierunku Cytadeli. Natrafiono na nie – mówił Nawrotek – „przy budowie nowego gmachu Urzędu Wojewódzkiego. Idzie ono z zieleńca przed Pałacem Kultury [tak w PRL nazywano pocesarski zamek – przyp. L. A.], z odgałęzieniem w kierunku opery, przez teren Collegium Maius, w dół. Na kolejny odcinek korytarza natrafiono przy budowie hotelu Polonez. Podobnie jak w przypadku budowy gmachu Urzędu Wojewódzkiego, korytarz został przerwany i zamurowany z obu stron”.

Humbug? Wszak w parku zamkowym znajdują się tylko podziemia pohitlerowskiego schronu przeciwlotniczego, a w piwnicach zamku nie znaleziono wejścia do jakiegokolwiek tunelu.

Znam relacje przynajmniej kilku – wydawałoby się wiarygodnych – osób, które zaklinały się, że podczas budowy dawnego hotelu Polonez, lub wcześniej gmachu Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, czyli obecnego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, widziały w wykopie pod fundamenty pozostałości tunelu o łukowym sklepieniu, biegnące na głębokości około 3-4 metrów na kierunku północ-południe. To – ich zdaniem – był dowód na istnienie podziemnego przejścia z zamku cesarskiego do Fortu Winiary, czyli Cytadeli.

Leszek Adamczewski, Klęska gauleitera. Sensacje z Kraju Warty, Replika, Poznań 2016. 

Książkę możesz nabyć TUTAJ.

(187)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.