Słowacja – Podhale. Nasi reporterzy odwiedzili słowackich górali z wsi Sucha Hora przy granicy z naszym Chochołowem. Kiedyś była to miejscowość bardzo bogata, gdyż żyła z handlu z Polską. Teraz większość mieszkańców to bezrobotni!
W Suchej Horze, słowackiej wiosce graniczącej z Chochołowem, jeszcze 10 lat temu trwało handlowe eldorado. W niemal co drugim domu działały „potraviny”, czyli wypchane po brzegi alkoholem i słodyczami sklepy spożywcze, w których 99 procent klientów stanowili Polacy. Przyjeżdżaliśmy, by zaopatrzyć się w hektolitry śmiesznie wówczas taniego piwa czy rumu.
Od kiedy jednak rząd Słowacji zastąpił korony europejską walutą, ta bogata kiedyś wioska zaczęła podupadać. Dziś mieszkają tu głównie emeryci. Młodzi wyjechali w świat. – U nas umarliby z głodu – mówią ci z mieszkańców, którzy zostali.
Wspomnień czar…
U dorastającego w latach 90. górala na hasło „Jedziemy na Słowację” dalej na twarzy pojawia się uśmiech. To efekt przyzwyczajenia. Przed 2000 r. do naszych południowych sąsiadów większość mieszkańców Podhala jeździła co niedzielę. Kupowaliśmy na Słowacji alkohol (nawet o połowę tańszy niż w Polsce) i jeszcze tańsze, dobre gatunkowo słodycze. Podobnie robili turyści. Dla wielu podczas wakacji na Podhalu „zakupowa” wycieczka na Słowację była równie ważna jak wyjście na Giewont czy Gubałówkę.
Nic więc dziwnego, że dzięki takiemu podejściu przygraniczne wsie na Słowacji rosły w siłę. W Suchej Horze w najlepszym okresie działało ok. 30 sklepów. Sporo jak na wieś z 670 mieszkańcami.
To cholerne euro!
[quote]Dziś Sucha Hora (podobnie jak inne miejscowości przy granicy) jest cieniem samej siebie. Ze wspomnianych 30 „potravin” ostało się równo 5. Z pozostałych już dawno poznikały wielkie niegdyś szyldy zapraszające klientów na tanie zakupy. Nie stoją już przed nimi auta z polskim rejestracjami.[/quote]
– Nie ma się co dziwić. Kiedyś z Polski miałem 300 klientów dziennie. Teraz jest pan pierwszym w tym tygodniu (to była środa – przyp. red.) – mówi Maria Skorusa, właścicielka sklepu spożywczego mieszczącego się 10 metrów od granicy z Polską. Kobieta pokazuje półkę z alkoholami. – Tu jest przyczyna naszego upadku. Przestaliście przyjeżdżać, bo na końcu ceny nie ma już korony tylko znak euro (do tego na Słowacji w stosunku do lat 90. wzrosła akcyza – przyp. red.). Przez to wszystko jest droższe niż u was, w Polsce – dodaje kobieta. Twierdzi, że swój sklep spożywczy utrzymuje już tylko z przyzwyczajenia.
– Są miesiące, że z emerytury do niego dopłacam. Gdzie się podziały te czasy, kiedy zatrudniałam 7 ekspedientek? – mówi.
Sami kupują w Polsce
Przed kolejnym sklepem wita nas kobieta zamykająca drzwi na kłódkę. Jest południe, więc widok to co najmniej dziwny. – Pan z Polski? To świetnie! Może podwiózłby mnie pan do Chochołowa? Muszę zrobić zakupy – pyta pani Maria. Gdy pytamy, czemu nie zrobi zakupów u siebie, odpowiada, że we własnym lokalu, nawet gdyby odliczyła swoją marżę, wydałaby więcej, niż w pobliskim Chochołowie.
– Wszystkiemu winne to przeklęte euro. Nie wiem, po co nasz rząd je wprowadzał. Za czasu koron żyliśmy tu jak pączki w maśle. A teraz? Większość ludzi nie ma pracy. Co szczęśliwsi znaleźli ją w położonej 15 km dalej Trstenie. Inni wyjeżdżają do Anglii, Czech lub Polski. U nas zostali tylko emeryci, którzy utrzymują się z gazdówek
– nie kryje żalu kobieta.
W rozmowach z kolejnymi mieszkańcami Suchej Hory słowo: euro pada wielokrotnie. Zawsze w negatywnym kontekście.
[quote]– U nas we wsi wprowadzenie tej waluty boli ludzi podwójnie – mówi Anna Goral, sprzedawczyni z kolejnego sklepu. Sama skończyła ekonomię, więc – jak twierdzi – pewne mechanizmy rozumie. – Po pierwsze, euro odebrało nam klientów z Polski, dzięki którym w Suchej Horze przez 20 lat żyło się świetnie. Tak dobrze, że cała Słowacja nam tego zazdrościła! – mówi.[/quote]
Kobieta stwierdza też, że po wprowadzeniu tej waluty zbiednieli wszyscy Słowacy – ceny wzrosły, a płace zmalały. Dlatego nasza rozmówczyni ma dla Polaków radę.
– Za nic nie zgadzajcie się na wprowadzenie euro w swoim kraju. Jeśli wasz premier będzie się upierał, żeby jednak było euro, wyślijcie go do naszej wsi. Tu jest najlepszy przykład, że waluta z Brukseli z bogatego człowieka szybko zrobi biedaka! – stwierdza.
Tomasz Mateusiak, tekst ukazał się w „Dzienniku Polskim”
(140)
niestety podobnie jest w przygranicznych miejscowościach Czech – pozostały nieliczne sklepy…tutaj nie ma euro, ale to Czesi do nas na zakupy teraz przyjeżdżają…wystarczy w weekend podjechać pod parking marketów budowlanych lub spożywczych dyskontów…w Czechach jest coraz drożej…