Byłem zetempowskim aktywistą. Robiłem obok rzeczy potrzebnych tysiące głupstw i święcie wierzyłem w ich mądrość. Z żarem i entuzjazmem nocami wypełniałem tasiemcowe, bzdurne ankiety statystyczne dla wyższych władz. Przyczyniłem się też do wyrzucenia mojej starej i mądrej szkolnej nauczycielki za »reakcyjność«. Popełniłem moc bzdur. Ale za to na tydzień przed 1 maja [święto socjalistyczne] żyłem w jakiejś gorączce.
Nie wnikało się wtedy głębiej w prawidłowości rządzące skomplikowanym mechanizmem dyktatury proletariatu. Nie widziało zjawisk w ich złożoności i rozwoju. Krytycyzm i samodzielność sądów zastępowały często emocjonalne bodźce działania. Podporządkowywał się człowiek autorytetom, afirmował hasła – nie myśląc, a priori zakładając absolutną słuszność wszystkiego, co szło z góry…
Potem przyszły lata dosyć trudnej do prześledzenia ewolucji. Pracowałem w redakcji młodzieżowego tygodnika … Młodzież żyła nie jak ludzie, lecz jak bydło. Gdzieś tam na barłogu umierała z choroby i głodu dziewczyna, którą wyrzucono z pracy za to, że miała gruźlicę. Napisać mi o tym nie dano. Znów w imię »wyższych celów«.
Czy rozumiecie? W imię wyższych celów racjonalnej natury skrupulatnie rugowano najnormalniejsze ludzkie odruchy emocjonalne. Dla dobra socjalizmu wytrącono mi z ręki tę najlepszą i najskuteczniejszą broń, którą dysponuje dziennikarz – wrażliwość i możliwość pisania o tych sprawach.
Kłamałem podwójnie – nie pisząc o sprawach istotnych i pisząc lukrowane reportażyki. Ale najgorsze, że i ja, i inni wierzyli w sens i rację tego kłamstwa.
Jerzy Urban, „Wyznania nawróconego cynika” („Po Prostu” nr 4, 22 stycznia 1956)
(1527)
Czyżby strach ogarnął tego cynika, panie Urban miej pan trochę honoru, starcze.
Śmierć w oczęta zagląda , skrada się – nie , ona siedzi koło ciebie i uśmiecha się wręcz się śmieje .Sumienie za gardło ściska tak , brak już tchu, chciałoby się wrzeszczeć, wyć a tu tylko nicość……
Będzie się twoja słoninka pięknie w piekle wypalać!