„Jedna sprawa, że się tak wyrażę, jednostkowa, to sprawa Janka Bytnara, członka Grupy Szkolnej ONR z Gimnazjum Batorego. Ten bardzo dzielny i aktywny nasz wychowanek zgłosił się do mnie, jako znanego mu członka kierownictwa Grup Szkolnych ONR, w pierwszych miesiącach okupacji z prośbą o wyjaśnienie, jakie formy organizacyjne ONR uważa za właściwe w walce z okupantem. Zgłosił się do mnie wraz ze swym przyjacielem i kolegą szkolnym, również członkiem ONR, Andrzejem Kindlerem. Opierając się na ogólnych wytycznych gen. Sikorskiego, zalecających dla wszystkich organizacji podziemnych w kraju w owym czasie jedynie prace „szkieletowe”, mające na celu przygotowanie siatek organizacyjnych i kadr dla przyszłych działań szerszych, a nie angażowanie się w działanie „zewnętrzne”, wyjaśniłem mu konieczność odbudowy naszej siatki organizacyjnej, oparcie na niej siatki podchorążówek oraz rozwijanie siatki kolportażowej, jak również szerokie akcji propagandowej.
[quote]On zaś dzielił się ze mną swoimi przemyśleniami na temat małego sabotażu, który już wówczas rodził się w umysłach grupy bardzo patriotycznej młodzieży z gimnazjum Batorego. Zgadzając się z Jankiem, co do szlachetności tych zamierzeń, usiłowałem go przekonać o bardzo wysokiej cenie, którą prawdopodobnie trzeba będzie za takie akcje płacić, a obowiązkiem naszych jako ludzi mających, mimo młodego wieku, już pewne wyrobienie polityczne, jest zimna i trzeźwa kalkulacja, co dla Polski będzie opłacalne. Nasza dramatyczna rozmowa w moim mieszkaniu trwała wiele godzin, przerwała ją godzina policyjna, niestety ja nie umiałem przekonać Janka o słuszności stanowiska naszej organizacji. Wtedy obu moich przyjaciół widziałem po raz ostatni.[/quote]
Janek Bytnar przeszedł do historii ruchu oporu w Warszawie, a jego dalsze dzieje znane są z literatury okupacyjnej. Jego bohaterska ofiara z życia świadczy zarówno o wartościach, które wyrobiło w młodzieży polskiej dwadzieścia lat niepodległości, w tym również praca ideowo-wychowawcza ONR, jak też dużej niefrasobliwości niektórych centrów organizacyjnych, rzucających pełnymi garściami najcenniejsze młode jednostki jak „kamienie na szaniec”. Andrzej Kindler parę lat potem poległ w nieznanych mi bliżej okolicznościach.
Ponieważ organizacyjnie nie miałem nic wspólnego z bohaterskimi przywódcami tej grupy młodzieży z Szarych Szeregów, niech mi wolno będzie, jako stojącemu z boku, złożyć hołd ich bohaterstwu, a jednocześnie wyrazić pogląd, że posterunek żandarmerii w zapadłej dziurze na wsi polskiej nie był wart ich młodego życia. Ma tu na myśli okoliczności bohaterskiej śmierci legendarnego dziś „Zośki” – Tadeusza Zawadzkiego – w ataku na posterunek w Sieczychach jesienią 1943 r.”.
(1546)