W pięknych latach międzywojennych Kornel Makuszyński – ten od Koziołka Matołka – napisał uroczą piosnkę o przekornej dziewczynie żywiącej upodobania kawaleryjskie, a niejaki Stanisław Niewiadomski dokomponował do tego melodyjkę.
Powstał klejnocik polskiego repertuaru ogniskowo-salonowego. O przemianach tego klejnociku tu będzie.
Oryginał
Oryginał zaczynał się tak – oznajmieniem lirycznego narratora i ostrzeżeniem do dziewczyny skierowanym:
„Ej dziewczyno, ej niebogo, | Jakieś wojsko pędzi drogą, | Skryj się za ścianę, |Skryj się za ścianę, | Skryj się, skryj – skryj się, skryj!”
Tytułowa przekorna nie rozumiała, dlaczego miałaby się skryć – więc odpowiadała:
„Ja myślałam, że to maki, | Że ogniste lecą ptaki, | A to ułani, ulani, uła-a-ni!”
Narrator liryczny ostrzegał jednak dalej:
„Strzeż się tego, co na przedzie, | Co na karym koniu jedzie; | Oficyjera, oficyjera, | Strzeż się, strzeż – strzeż się, strzeż!”
Dlaczegóżby miała się strzec? Domyślnie wychodzi na to, że dlatego, że za mundurem panny sznurem, a serce nie sługa – i w efekcie On –
„Serce weźmie i pobiegnie, | Potem w krwawem polu legnie, | Zostaniesz wdową, zostaniesz wdową, | Strzeż się, strzeż – strzeż się, strzeż!”
Analizy dalszych perypetii przekornej dziewczyny w oryginale zaniecham, bo to już nie mój temat.
Od 2:10:
Reinterpretacja
Rozpowszechniona, powojenna wersja tejże piosnki zaczynała się analogicznie niewinnie:
„Ej dziewczyno, ej niebogo, | Jakieś wojsko pędzi drogą, | Skryj się za ścianę, |Schowaj zegarek, | Skryj się, skryj – skryj się, skryj!”
Uważny zauważy jedną drobną zmianę – zamiast jednego „skryj się, skryj” mamy „schowaj zegarek”. Wezwanie do ukrycia zegarka daje do myślenia. Nie chodzi bynajmniej o aluzje do popadnięcia w miłosną nirwanę zakochania (że to niby zakochani czasu nie liczą), bo czasy powstania tejże wersji związane były z okrzykiem z czasami związanym – i kierującym czucia i myśli w stronę pewnej armii sojuszniczej. Otóż słuchając tej reinterpretowanej wersji przypominano sobie natychmiast, że bojownicy tejże armii z lubością przejmowali zegarki z rąk ludności cywilnej, a ich okrzyk „dawaj czasy!” stał się przysłowiowy.
Ale ponieważ teoretycznie okrzyk ten w ogóle nie istniał (bo oficjalnie niemożliwym było, aby armia sojusznicza masowo przejmowała zegarki cywilów) – używano niekiedy tego cytatu jako „niby-nic- nie-znaczącego”, takiego „sam-wiesz-kto”.
Przykład: pewna drużyna harcerska została rozwiązana w końcu lat 40. z jakiegoś (o ile pomnę) oficjalnie błahego pretekstu, a pretekstem właściwym stało się, że jej członkowie w pełnym umundurowaniu przemaszerowali ulicami miasta, bijąc skautowskimi laskami w bruk do taktu i recytując równo: „Da – waj – cza-sy! Da – waj – cza – sy, Da – waj – cza – sy”, co wywołało publiczny aplauz licznie zgromadzonej gawiedzi (czyn godny wrocławskiej „Pomarańczowej alternatywy”).
Zwrotka dosłowna i jej warianty
Przejdźmy do zwrotki następnej – powojennej reinterpretacji odpowiedzi dziewczyny przekornej. Ta była już bardziej konkretna i wątpliwości nie pozostawiała. Jej wersja „a” brzmi:
„Ja myślałam, że to chlewik, | Że to brudny śmierdzi trzewik, | A to bolszewik, bolszewik, bolsze-e-wik!”
Wersja „b”:
„Ja myślałam, że to śmieci, | Że to g – – – drogą leci, | A to sowieci, sowieci, sowie-e-ci!”
W towarzystwie nie wypadało niekiedy śpiewać o sowietach – taka dosłowność obrażała uszy brakiem finezji. Na tę okoliczność powstała finezyjna wersja „c”, śmieszna inaczej:
„Ja myślałam, że to chlewik, | Że to brudny śmierdzi trzewik [LUB: Ja myślałam, że to śmieci, | Że to g – – – drogą leci], | A to Amerykanie, Amerykanie, Ameryka-a-nie!”
Zaraz potem narrator liryczny precyzował, skąd może przyjść zagrożenie największe:
„Strzeż się tego, co na przedzie, | Co z zegarem ściennym jedzie; | Oficyjera, oficyjera, | Strzeż się, strzeż – strzeż się, strzeż!”
Jak wiadomo, zdobycze oficerów musiały być w sposób naturalny większe niż szeregowców; subtelne określenie wielkości zegarka („ścienny”) nie pozostawiało wątpliwości co do wysokiej społecznej pozycji (obecnego) właściciela czasomierza. Kolejny fragment precyzował, dlaczego przekorna dziewczyna winna się była oficyjera strzec:
„…Zostaniesz z dzieckiem, | Z dzieckiem radzieckiem, | Strzeż się, strzeż – strzeż się, strzeż!”
Dlaczego to śmieszne
Na początku lat dziewięćdziesiątych wydawało mi się, że powtarzanie tych wszystkich jeszcze niedawno mniej czy więcej baaaardzo śmiesznych i oficjalnie zakazanych piosenek tudzież dowcipów o bolszewikach, chlewikach, komuchach i tak dalej – należy już do przeszłości, że to teksty wyrzucone do lamusa, by nie rzec: na śmietnik historii. Probierzem takiej zmiany zdawało mi się być to, że owe stare antykomunistyczne dowcipy przestały nagle śmieszyć, tak samo jak pisanie o gehennie zsyłek, Katynia, bezwzględności i okrucieństwie czerwonoarmiejców zdało się nagle jałowe, tromtadrackie i już niepotrzebne, bo nagle straciło na aktualności…
Minęło niewiele lat – i jakby odwróciła się karta. Teraz ta sama piosenka (a raczej jej powojenna przeróbka) znowu zaczęła śmieszyć ludzi. Przynajmniej niektórych – ale tych niektórych jest całkiem niemało: widzę to – słyszę to – wiem. Ciekawe, dlaczego? Mam swoja prywatną odpowiedź, ale to chyba odpowiedź bardzo cząstkowa. Więc zastanawiajcie się sami.
Jacek Kowalski, felieton ukazał się w serwisie Kresy.pl
(264)