Jan Ciechanowski (historyk. Służył w AK, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Od 1946 r. mieszka w Anglii. Autor książki „Powstanie Warszawskie”).
Gen. Władysław Anders miał rację mówiąc, że wybuch Powstania Warszawskiego był nieszczęściem. Uważał Powstanie za zbrodnię i pytał, kto był za nią odpowiedzialny. Sprzeciwiał się zrywowi, bo uważał, że nie było sprzyjających warunków. Po pierwsze, rząd polski nie zapewnił odpowiednio wcześniej pomocy z Zachodu; po drugie – nie można było liczyć na pomoc Stalina.
Póki trwała wojna z Niemcami, Amerykanie i Anglicy chcieli jak najlepszej współpracy militarnej z Rosją. Powstanie nie było im na rękę. Alianci zachodni zastrzegali, że jeżeli Polacy chcą robić powstanie, to na własną odpowiedzialność i w porozumieniu z Moskwą. A do tego porozumienia dojść nie mogło. Stalin żądał okrojenia polskiej granicy na wschodzie wg linii Curzona i wprowadzenia komunistów do polskiego rządu.
Tymczasem Powstanie od początku było projektowane z założeniem, że Rosjanie udzielą pomocy. Bór-Komorowski powiedział kiedyś, że Powstanie było skierowane militarnie przeciwko Niemcom, a politycznie przeciw Rosji. Jeżeli przeciwko Rosji, to dlaczego chcieli, aby Stalin temu Powstaniu pomógł? Już w samym założeniu kryła się klęska. Władze RP w Londynie były podzielone. Generałowie Sosnkowski i Anders byli przeciwni.
Anders namawiał Sosnkowskiego, aby zakazał powstania. Ten mówił wprawdzie, aby go nie robić, ale rozkazu wydać nie potrafił. Na powstanie liczył Mikołajczyk, który pod koniec lipca wyjechał do Moskwy na rozmowy ze Stalinem. W Komendzie Głównej AK wszyscy chcieli wybuchu. Chodziło tylko o wykalkulowanie momentu wejścia Rosjan do Warszawy. Płk Bokszczanin (z-ca szefa sztabu Komendy Głównej AK) tłumaczył, że nie można rozpocząć póki Rosjanie nie otworzą ognia artyleryjskiego. Z drugiej strony gen. Leopold Okulicki (z-ca szefa Sztabu KG AK), chciał powstania jak najwcześniej, aby zorganizować władze podziemne i przyjąć Rosjan jako gospodarze kraju.
Jednak oni momentu wybuchu przewidzieć nie mogli. Nie mieli lotnictwa, szybkiej łączności – szli na wyczucie. Ostateczną decyzję podjęła Komenda Główna AK z udziałem Delegata Rządu na Kraj. Tak naprawdę do wybuchu przez swoje naciski doprowadził gen. Okulicki, który chciał, abyśmy zajęli Warszawę. Ale myśmy jej zdobyć nie mogli! Mój pluton, który miał nacierać na Sejm posiadał 7 pistoletów, 3 karabiny i 40 granatów na 40 ludzi.
Jak myśmy mogli zdobyć ten Sejm? Tak było nie tylko w moim plutonie, a w całej Warszawie. 1 sierpnia nie zdobyliśmy żadnego, silnie umocnionego niemieckiego punktu. Do AK wstąpiłem w kwietniu 1943 r. Podczas powstania miałem 14 lat i walczyłem w zgrupowaniu „Tuma” ( kompania „Zygmunta”, pluton „Mundka”). Byłem łącznikiem przy dowódcy kompanii, por. „Zygmuncie”.
1 sierpnia zbieraliśmy się w Instytucie Głuchoniemych. Ok. 12.00 przyszedł dowódca kapitan „Tum”, który powiedział: „Godzina W dzisiaj o godz. 17.00, nacieracie na dom akademiczek, a później na Sejm.” Na co „Zygmunt”: „Kompanią nacierać nie mogę, mam 7 pistoletów, 3 karabiny i 40 granatów, będę nacierał grupą szturmową”. Tamten odpowiedział „A ja mam scyzoryk. Szczęść Boże”. I wyszedł. Na natarcie poszło 23 ludzi, straciliśmy 10 i dowódcę kompanii. I tak było prawie wszędzie.
W drugiej połowie września Instytutu Głuchoniemych broniły już szczątki trzech plutonów: „Mundka” (AK), AL Czwartaków Edwina Rozłubieckiego i „Marcina” z Narodowej Organizacji Wojskowej. Ściśle współpracowaliśmy, bo już u schyłku nie miało znaczenia kto skąd był. Stale się mówi, że do wybuchu Powstania doprowadziło silne parcie i chęć młodzieży, i gdyby nie było rozkazu, to wybuchłoby spontanicznie. Nieprawda.
Powstanie zaczęło się na rozkaz, gdyby go nie było – nie byłoby powstania. Kiedy podczas pierwszej mobilizacji pokazano nam, że na kompanię mamy tak mało broni, to starsi ode mnie chłopcy mówili:
Panie poruczniku, panie komendancie z czym do gościa?!”.
Nastroje walki upadły. Już po 6 tygodniach wiedzieliśmy, że czeka nas klęska. Miałem to szczęście, że walczyłem w Śródmieściu, więc przestałem się bić znowu na rozkaz. Mieliśmy lepiej niż ludność cywilna, bo walczyliśmy. Na początku cywile nam pomagali, pod koniec to się zmieniło.
Ci ludzie spali w piwnicach, żyli w okropnych warunkach bez wody, światła i jedzenia. Pewnego dnia dowódca plutonu rozkazał, aby sprowadzić mężczyzn do kopania rowów. Kiedy ich braliśmy, kobiety nas wyklinały „jesteście gorsi od SS, sami giniecie i jeszcze zabieracie nam bliskich!” Podczas jednej z inspekcji Bora-Komorowskiego kobiety krzyczały: „Ty morderco naszych dzieci!” Kiedy przyszła kapitulacja, nastroje znowu się zmieniły.
[quote]Gdy szliśmy do niewoli do Ożarowa, przechodziliśmy obok cmentarza ewangelickiego na Woli. Starsze panie chowały zabitych Niemców i krzyczały do nas: „Chłopcy, to wszystko wasza robota…!” Jaki był skutek Powstania? Zginęło 200 tysięcy ludzi, w tym kwiat polskiej młodzieży. Polityczny wynik zrywu ułatwił właściwie sowietyzację Polski. To była pomyłka i nieszczęście.[/quote]
Prof. Ciechanowski wymienia również liczby, które mają świadczyć o braku zasadności powstania. Ok. 16 tys. powstańców zginęło, 6. tys. odniosło rany, 17 tys. dostało się do niewoli, z czego większość do Polski nie wróciła. 200 tys. cywilnych mieszkańców miasta wymordowano, 70 tys. wywieziono do obozów koncentracyjnych, 165 tys. na roboty do Rzeszy, 350 tys. wypędzono, a stolicę Polski obrócono w perzynę.
Tego dzieła zniszczenia Niemcy dokonali kosztem 1570 zabitych, w tym 73 oficerów i 8374 rannych, w tym 242 oficerów, co daje ogólne niemieckie straty na 9940 osób (dane Heinricha Himmlera). W przeliczeniu na każdego zabitego Niemca przypada 130 zabitych Polaków.
1 sierpnia 1944 ok. 20 tys. powstańców, przeważnie poniżej lat 20., z których zaledwie nie więcej niż 3,5 tys. posiadało jakąkolwiek broń palną, uderzyło na świetnie uzbrojoną armię przygotowaną na atak.
Powstańcy posiadali siedem CKM (ciężkich karabinów maszynowych), 60 RKM (ręcznych), 1 tys. KB (karabinów), 20 KB ppanc (karabinów przeciwpancernych), 300 PM-w (pistoletów maszynowych), 1700 pistoletów (Parabellum, Vis, Walter itp.), mało przydatnych w szturmowaniu ufortyfikowanych budynków, 25 tys. granatów i 15 PIAT-ów (rusznic przeciwpancernych).
(1885)