„Wzywamy wszystkich Polaków, co chcą oddać życie za Ojczyznę, w charakterze żywych torped. Poświęcając siebie, oszczędzamy kilku naszych żołnierzy, niszcząc zaś wielu wrogów” – u progu II wojny światowej zaskakujący apel w krakowskiej gazecie poruszył całą Polskę.
Apel wystosowali trzej warszawiacy – Władysław Bożyczko oraz Edward i Leon Lutostańscy, a został opublikowany w „Ilutrowanym Kurierze Codziennym”.
[quote]Chcemy dać swoją odpowiedź Hitlerowi na jego żądania. Otóż ja i moi dwaj szwagrowie wzywamy wszystkich tych Polaków, co chcą niezwłocznie oddać życie za Ojczyznę, jednak nie w szeregach armii razem ze wszystkimi, lecz w charakterze »żywych torped« z łodzi podwodnych, żywych bomb z samolotów, w charakterze żywych min przeciw pancernych i przeciw czołgowych. Każda zmarnowana torpeda, bomba i mina kosztuje dużo pieniędzy, których nadmiaru nie mamy. Każdy okręt nieprzyjacielski, czołg, pancerka, może i tak kosztować życie kilkunastu żołnierzy, zaś jeden człowiek zdecydowany może oddać tylko jedno swoje życie, jako żywy pocisk, czy w torpedzie bombowca, czy minie. Człowiek w torpedzie zawsze znajdzie ten cel, w który zechce trafić i w ten sposób, poświęcając siebie, oszczędzi życie naszym żołnierzom, niszcząc zaś wielu wrogów.[/quote]
Redakcja IKC, wkrótce po publikacji, otrzymała setki zgłoszeń od osób chcących wstąpić w szeregi nieistniejącej jeszcze jednostki. Apel został przedrukowany przez ogólnokrajowe dzienniki oraz odczytany w radiu. Pomysł wzbudził wiele kontrowersji, jednak nie brakowało osób, które w trakcie nadchodzącej wojny były w stanie zapłacić najwyższą cenę za niepodległość ojczyzny.
Redakcje, do których napływały deklaracje, sukcesywnie odsyłały je do Ministerstwa Spraw Wojskowych. Szacuje się, że na apel warszawiaków odpowiedziało co najmniej 3, a według innych źródeł nawet 5 tys. osób – w różnym wieku, z każdej strony kraju i niemal z każdej grupy społecznej. Ich zgłoszenia zachowały się w Centralnym Archiwum Wojskowym. Swoje życie ofiarowali najczęściej młodzi ludzie, kobiety i mężczyźni, wychowani w patriotycznym duchu. Nierzadko pojawiały się również deklaracje osób starszych, które w innym wypadku nie zostałyby zaangażowane w działania wojenne. Zdarzały się również listy od rodziców, chcących ofiarować swoje dzieci ojczyźnie.
Był to potencjał, którego zagrożone państwo nie mogło zmarnować. Skonsternowane dowództwo nie miało pomysłu jak zachować się w tak nietypowej sytuacji – chociaż ochotników nie brakowało, problemem okazał się sprzęt, którego Polska najzwyczajniej w świecie nie posiadała. Ostatecznie zadecydowano o stworzeniu w ramach Marynarki Wojennej tajnego oddziału „żywych torped”. Spośród tysięcy zgłoszeń wyselekcjonowano 83 ochotników, których zaproszono na wstępne szkolenie do Gdyni.
[quote]Na miejscu, w Dowództwie Marynarki Wojennej, powitali nas bardzo serdecznie. Tak jak wszystkich, którzy zgłosili się tego dnia w Gdyni. A sporo nas było. Jakiś oficer przemawiał i zapewniał, że w odpowiednim momencie zostaniemy wezwani. Opowiadał też o samej torpedzie, jej budowie, uprzedzając jednocześnie, że jak ktoś raz do niej wejdzie, to dla niego odwrotu już nie ma. Tylko nie chcieli nam jej pokazać. Kazali wracać do domu i czekać na wezwanie[/quote]
– tak wydarzenia z 1939 roku wspominał jeden z ochotników, Jan Szumiata. Wszyscy kandydaci na „żywe torpedy” po przeprowadzeniu badani psycho-fizycznych, zostali oddelegowani do domów, gdzie mieli oczekiwać na powołanie. Kolejne szkolenie miało odbyć się w październiku, jednak wybuch wojny pokrzyżował plany polskiego sztabu.
BROŃ, KTÓRA NIE ISTNIAŁA
Bardzo kontrowersyjną kwestią pozostaje sprawa potencjalnego uzbrojenia polskich kamikaze. W trakcie szkoleń ochotnikom podobno prezentowano filmy i projekty, jednak nie zachowały się żadne konkretne relacje, ani tym bardziej plany przedstawiane w trakcie spotkań. W okresie dwudziestolecia międzywojennego w Polsce nie produkowano torped, zwłaszcza takich, które mogłyby zostać wykorzystane przez żołnierzy-samobójców.
Kilka europejskich państw pracowało nad podobnymi projektami, jednak bez większych sukcesów. Najwięcej w tej kwestii osiągnęli Włosi, którym jeszcze w 1919 roku udało się przeprowadzić atak na austro-węgierski pancernik „Virbus Unitis”. W późniejszych latach reżim Mussoliniego opracował dwa pojazdy mogące służyć misjom samobójczym – torpedę Mignatta i jej młodszą siostrę Maiale. W 1944 roku analogiczny plan zaczęli realizować Niemcy, konstruując pojazdy Neger i Marder.
WOJENNY EPILOG
Niemieckie dowództwo bacznie śledziło losy wszystkich osób, które jeszcze przed wybuchem wojny zgłosiły gotowość poświęcenia własnego życia w walce. Gestapo, na podstawie dokumentów zdobytych w Ministerstwie Spraw Wojskowych, wyselekcjonowało grupę ok. 800 osób, które uznano za szczególnie niebezpieczne. Znalezienie się na tej liście prawie zawsze było równoznaczne z poszukiwaniami, aresztowaniem i przesłuchaniami.
[quote]Chociaż historia polskich „żywych torped” wciąż pozostaje zagadkowa i niejasna, nie powinna zostać zapomniana. W tym wypadku za symboliczne można uznać słowa Mirosławy Grzelińskiej, jednej z najmłodszych ochotniczek, która w 1996 roku zapytana, co uczyniłaby, gdyby dzisiaj miała ponownie odpowiedzieć na apel z maja 1939 roku, odpowiedziała bez wahania: „to samo, co wówczas”.[/quote]
(97)