Wyd. Replika

„Gdy znajdziecie się w walce z wrogiem, nie dajcie się za żadną cenę pojmać w niewolę żywym”. Legiony. Droga do legendy

w Bez kategorii/Książki


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

„…Nastrój w jednostkach był dobry, choć nie były one do końca umundurowane i uzbrojone. Żołnierze każdego batalionu zostali poinformowani przez swych dowódców o sytuacji i powodach, dla których musieli jechać w Karpaty Wschodnie.

Jak wspominał Henryk Tomza, na dzień przed odjazdem komendant 1. Batalionu, „Stanisław”, w swoim przemówieniu „mówił, abyśmy się otrząsnęli z naszej apatii i bezczynu, i że nie umiemy jeszcze poddać się karności wojskowej, jak na żołnierzy przystało. Zaznaczył przy tym w swojej mowie, że nie pójdziemy do Królestwa, ale gdziekolwiek bić się będziemy, to zawsze przeciwko odwiecznemu wrogowi naszemu, przeciwko Rosji. Musimy poddać się kierownictwu armii austriackiej, ponieważ znajdujemy się pod opieką Austrii i ta jest za nas odpowiedzialna. Musimy zapomnieć o naszej samodzielnej walce, ponieważ za mało nas jest i za słabi jesteśmy, abyśmy na własną rękę walczyć mogli z wielomilionowym wrogiem. Nie możemy mieć armii, jaką mają samodzielne państwa, musimy walczyć pod opieką Austrii. Starajmy się wywalczyć naszą samodzielność. Zaznaczył w końcu: »Gdy znajdziecie się w walce z wrogiem, nie dajcie się za żadną cenę pojmać w niewolę żywym«.”

Oficerom i podoficerom nadano rangi, oficerom przyznano gażę, a szeregowym żołd w granicach obowiązujących w armii austriackiej. Dowódcą 2. Pułku Piechoty Legionów był płk Zygmunt Zieliński, a dowódcą 3. Pułku Piechoty został kpt. Józef Haller. 2. Szwadronem Kawalerii dowodził rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz, a 3. Szwadronem Jan Brzeziński. Jednostki te z dworca w Krakowie odjeżdżały pociągami na południe. Dla wielu legionistów podróż ta stanowiła przygodę. Po raz pierwszy w życiu widzieli nieznane im strony. Henryk Tomza, gdy ich transport mijał Cieszyn, zanotował: „Widok Cieszyna mnie wprost olśnił. Jak dotąd nie widziałem tak pięknie położonego miasta, nad którym imponuje widoczny z dala zamek wzniesiony ongiś na mało dostępnej górze i dziś jeszcze otoczony zielenią starych drzew. Następnie pysznie podnoszą piękno miasta małe planty umieszczone wzdłuż toru kolejowego okrążającego półkolem miasto, no i wreszcie nie mniej wprawia w zachwyt część miasta położona w górach. Ludność, zauważywszy nas, co żywo wybiegła do kolei, witała i żegnała powiewając chustkami z okrzykami: »Czołem«, »Szczęść Boże« itp.”

Inny legionista, Marian Mysłakowski, żołnierz 14. Kompanii 4. Batalionu 3. Pułku Piechoty, tak zapamiętał swoją drogę do Karpat Wschodnich:

Drogą kolejową przez Suchą, Poprad, Słowację, Koszyce i Marmarosz Sziget – dowieziono nas do Huszt, a stamtąd do Tecso. Wrażenia z tej drogi opiszę w paru słowach: Tatry widziane z daleka robiły na nas monumentalne wrażenie: dumne, groźbą śmierci zbrojne. Słowacja słoneczna, śliczne stroje kobiet, dziewcząt i dzieci: stoki Karpat pokryte lasami więdnących buków, ale w Munkaczu okrutna niespodzianka: na wzniesieniu panującym nad okolicą rząd szubienic, a na nich powieszeni przez Węgrów „zdrajcy”, Rusini pomówieni o udzielenie pomocy Rosjanom.

Swoje klęski na wschodnim froncie władze austro-węgierskie usiłowały tłumaczyć zdradą Rusinów, a w Galicji także Polaków, i masowo wieszały dziesiątki często niewinnych ludzi. Ignacy Daszyński, kwitując tę praktykę, z którą zetknęli się legioniści w Karpatach, pisał: „Cesarz był już człowiekiem zgrzybiałym (miał 85 lat) i tracił wpływ z każdym dniem. A naczelna komenda austro-węgierska od września stawała się coraz bardziej niepoczytalną wobec ciężkich klęsk na polu bitew we wschodniej Galicji i w Serbii i wietrzyła w najgłupszy i w najnikczemniejszy sposób „zdradę” dookoła! Już wówczas rozpoczęły się straszliwe wieszania chłopów, księży Rusińskich, Żydów „za wskazywanie drogi” Moskalom. Najniewinniejszych ludzi wieszano na drzewach przydrożnych.”50 Widoki powieszonych Rusinów będą często towarzyszyć legionistom walczącym w Karpatach Wschodnich. Węgierscy dowódcy wychodzili bowiem z założenia, że lepiej powiesić o dziesięciu Rusinów za dużo, niż jednego za mało…

A tak drogę w Karpaty zapamiętał kapelan przyszłej II Brygady, ks. Józef Panaś. Urodził się on w 1887 r. w Odrzykoniu pod Krosnem w rodzinie chłopskiej. Po maturze w Przemyślu wstąpił do Seminarium Duchownego, które ukończył w 1911 r. i następnie przyjął święcenia kapłańskie. Później był wikarym w Dublanach i katechetą w Dobromilu. Związał się z ruchem ludowym, działał też w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół” i w Drużynach Bartoszowych. Przed wybuchem I wojny światowej wyjechał do Niemiec, gdzie jako duszpasterz służył polskim robotnikom. Po wybuchu wojny związał się z Legionem Wschodnim, z którego przeszedł do Legionów, obejmując funkcję kapelana 3. Pułku Piechoty w randze podporucznika. O drodze w Karpaty pisał w swym Pamiętniku kapelana Legionów Polskich, co następuje:

„„Jechałem w jednym przedziale z trzema podporucznikami: Stanisławem Starkiem, Giżyckim i Stefanem Pomirskim. Ja byłem mianowany kapelanem 3. Pułku Piechoty również w randze podporucznika. Znużeni zasnęliśmy twardo. Koło północy zbudził nas wielki hałas i jakiś radosny tumult. Wyszliśmy z wagonu, było to już za granicą galicyjską, na Węgrzech.

Po dawnym polskim Spiżu, po zamkach orawskich rozeszła się lotem błyskawicy wieść, że tamtędy mają przejeżdżać na front wschodni polscy legioniści, więc zebrała się fala ludu, który jeszcze nie zapomniał polskiej mowy i z proboszczem swoim na czele witał polskich żołnierzy chlebem, solą, papierosami, a przede wszystkim gorącym słowem. Podobnego przyjęcia doznały wszystkie nasze transporty na wszystkich stacjach dawnego Spiżu i doliny orawskiej, pełnej ślicznych zamków królewskich. Poprad, Felpa, Kassa-Hamor, chociaż na słowackiej ziemi położone, przedstawiały nam się dawniej jako kraj zupełnie obcy. Na niektórych stacjach, wśród strasznych nudów czekaliśmy beznadziejnie całymi godzinami, aż nareszcie przez Koszyce, Satoralja-Ujhely i Gsap przybywaliśmy 6 października do Kiralyhaza [Korołewo na Ukrainie Zakarpackiej – przypis M.A.K.].

Podczas transportu kolejowego odprawiłem dla wojska mszę świętą na stacji kolejowej Gsap. Kilka dni trwający transport kolejowy tak nam się sprzykrzył, że ulubione przez Władysława Warneńczyka miasteczko Kiralyhaza [zamek królewski] wydało nam się rajem, zwłaszcza że oprócz pięknych ruin zamku, posiada to, zresztą zaniedbane żydowskie miasteczko, mnóstwo winnic, a dojrzewające w tym czasie winogrona można było masowo zjadać za bezcen, mimo dużej obawy przed cholerą, która tu i ówdzie zaczęła się pokazywać

Fragment rozdziału Ciężkie boje w Karpatach z książki Marka A. Koprowskiego, Legiony – droga do legendy
Nie tylko I Brygada 1915-1916. Wyd. Replika, Zakrzewo 2018. Książkę można nabyć TUTAJ.

(1744)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

1 komentarz

  1. Mat ................... TYLKO ŻYDZI NAZYWAJĄ WYKLĘTYMI ,POLACY NAZYWAJĄ ŻOŁNIERZAMI NIEZŁOMNYMI ! ! ! napisał(a):

    ………………. TYLKO ŻYDZI NAZYWAJĄ WYKLĘTYMI ,POLACY NAZYWAJĄ ŻOŁNIERZAMI NIEZŁOMNYMI ! ! !

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.