To nie jest kraj dla zdolnych, lecz hardych i niezależnych ludzi. Tu wszystko musi się odbywać w takt mętnej i pełnej kompleksów partytury.
W naszej Polsce nie jest ważne, że ktoś ma talent, charakter i odwagę, tu liczą się służalczość oraz brak zasad.
Poczucie wstydu jako istotny regulator naszego życia publicznego nie istnieje! W momencie gdy praktycznie – poprzez propagandowy monopol w mediach – zlikwidowano głos polskiej opinii publicznej, wszystko już można – moszna. Bezwstyd zakłada, że nie tylko nie przejmujemy się kindersztubą, lecz możemy także bezkarnie kłamać i opowiadać duby smalone, bo nikt nas z tego nie rozliczy.
Dziennikarstwo lekko psieje na całym świecie, nowe gadżety spłaszczają jego rolę i powodują, że mniej liczy się format, a bardziej łokcie i szczurze dróżki do karie¬ry. Taka diagnoza nie może jednak rozgrzeszać tego, co wyprawia się w Polsce. Tu dziennikarzy można już ze świecą szukać…
Niedawno TVN obwieściła, że w polskim godle nie ma żadnego orła, tylko bielik, a bielik to nie orzeł, tylko orłan. Tefauenowskie odkrycie zilustrowano materiałem z zoo, gdzie – cytuję autora materiału Pawła Abramowicza – „orzeł przegania bielika i bielik znika”, bo w ogóle bielik to padlinożerca i tchórz, a nie żaden tam orzeł. „No cóż, jaki kraj, takie godło” – kończy autor epokowego newsa, a towarzyszy temu już w studio uśmiechnięta od ucha do ucha facjata Kamila Durczoka.
Powiecie: wybryk, nieinteligentne silenie się na dowcip, a ja myślę, że to już coś więcej, politrucy w TVN dostali sygnał, aby postąpić krok dalej – napluć na godło, napluć nam w twarz. Dotychczas popluwali tak nieśmiało, zza węgła, tak po Pieczyńskiemu, a teraz już otwarcie – no, dalejże wdeptywać Polaków bardziej w ziemię, mocniej, już tak otwarcie, po rusku.
Umknęło wam to? Dlatego przypominam.
(…)
Czym uradował się Kamil Durczok? A bo to przecież tak przyjemnie wsadzić polską flagę w psie odchody lub podrwić z polskiego godła. A gdybyście tak, wesołki tefauenowe, mieli sobie żarty porobić z Mahometa czy gwiazdy Dawida, to co – bylibyście dalej tacy odważni i modni?
Kiedy pełniłem funkcję dyrektora TVP1, dostałem informację, że pod budynek telewizji wybiera się tefauenowski (wówczas) wesołek Szymon Majewski, aby sobie poparodiować publiczną telewizję i takie jajca nieszkodliwe porobić. No to ja łaps za telefon i dzwonię do Edwarda Miszczaka.
– Edziu, no to my poślemy do was, na Wiertniczą, pana Rewińskiego. On sobie pośpiewa przy wtórze gitary o agentach bezpieki i wojskowych trepach.
– No coś ty?! – Dyrektora Miszczaka zatkało
– A nic, Edwardzie, tak sobie przecież wspólnie porajcujemy, żarty takie, luzik – odpowiedziałem, rechocząc.
Okazało się, że tak to TVN bawić się nie chce. Majewskiego zamknęli wtedy w chałupie i nigdzie nie wyszedł.
Jeśli nie skończymy z praktyką walenia nas po głowach za nasze pieniądze, to nigdy się nie doczekamy powiewu świeżego powietrza w medialnym światku.
Słowem, trzeba nam wszystkim powiedzieć, po co istnieje polskie państwo, jaki jest cel jego trwania. Pora powiedzieć o tym, co nas łączy; o tym, jak realnie przeprowadzić sanację gnijącego organizmu. Ani Niemcy, ani Rosjanie, ani nawet Amerykanie tego za nas nie zrobią. Siła Polski musi brać się z jej zakorzenienia w samej sobie, punkt ciężkości wszelkiej poli¬tyki musi znajdować się nad Wisłą. Ten punkt ciężkości trzeba natychmiast przenieść z warszawskich salonów, gdzie pachnie rublami i euro, do miejsc, gdzie my żyje¬my za nasze złotówki.
Walka o służby specjalne i media to najważniejsze zadanie, jakie czeka ludzi poważnie myślących o odbudowie państwa. Nadeszła pora ludzi znaczących. Takich, którzy prawdziwie zmieniają świat. Ich słowa muszą być oszczędne, ostrożne, wypowiadane ze świadomością tego, jak są ważne.
Pełna depilacja z idei, pomysłów na rządzenie, na przyszłość. Pełna depilacja z właściwości. Pan Tusk i jego rządowi komilitoni profesję uczynili sobie z tego, że nie mają żadnych właściwości, szczególnie właściwości umysłowych.
Ktoś powie: no dobrze, ale przecież mamy prezy¬denta! Owszem, znam nawet sekret jego nieustannej popularności. Komorowski cieszy się popularnością Ferdynanda Kiepskiego. Ludzie uwielbiają, gdy ktoś – bardziej intelektualnie wybrakowany od nich – pojawia się na ekranie telewizora i zajmuje się odgrywaniem jakiejś poważnej roli. Uwielbiamy Kiepskich piastujących najwyższe funkcje, poprawiają nam humory i podno¬szą samoocenę. W III RP, jak się okazuje, statystycznie uwielbiamy też kiepskich aktorów, którym pozakładano szaty „poważnych postaci”.
Wrogiem może się stać każdy, kto ośmieli się zauważyć, że Polska jest fatalnie zarządzana. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy, to zróbcie sobie eksperyment, wyłączcie w swoim telewizorze fonię i zajrzyjcie w sarnie spojrzenie madame Kopacz. Tam kryje się cała prawda o wulgarności dzisiejszego stylu sprawowania władzy. O ile w spojrzeniu jej poprzednika kryła się jeszcze iskra drobnego cwaniaczka spoconego w pogoni za lukratywnym stanowiskiem, to już w oczętach jego następczyni widać jedynie pusty tupet.
Są już dramatycznie słabi, chwytają się więc najgorszych metod. Nie ma tak bezczelnego kłamstwa, tak kompromitującej techniki, do jakiej by się nie uciekli, aby tylko utrzymać nas na smyczy propagandy. Oni najbardziej się boją prawdziwych ludzi, boją się ich odwagi i solidarności. Tak, rząd premierzycy z zeteselu najbardziej się boi zwykłej ludzkiej solidarności. Oni jak ognia boją się tego, że naraz górnicy, rolnicy, kolejarze, lekarze i prawdziwi dziennikarze usiądą razem. Dogadają się, wtedy ich dni naprawdę będą policzone. Dlatego tak mocno pracują nad tym, aby pokłócić Polaków pomiędzy sobą.
Oni boją się nie tylko każdego zagranicznego polityka, który na nich tupnie, oni panicznie obawiają się swoich obywateli. Im do rządzenia potrzebny jest „czarny lud”, którym mogą straszyć.
Mam w nosie tych panów, którzy wypisują, że Powstanie Warszawskie nie miało sensu, którzy marudzą nad „romantyzmem zrywu”.
Guzik mnie obchodzą historyczne smęcenia tłustych zadków, wygodnie umoszczonych za biurkami i rezonujących sobie bez żadnego ryzyka. Nic z was dla Polski nie zostanie, smród jeno i malizna, a z Nich wypłynęła nasza wolność, nasze harde patrzenie, odwaga. Oni są naszą krwią, naszym krwiobiegiem.
W takiej cywilizacji nigdy nie nastanie epoka spokojnego życia i nigdy nie zosta¬nie zbudowany normalny organizm państwowy. Tymi, którzy wprawili islamskie masy w ruch, są Amerykanie, niech więc oni szukają dziś antidotum na dżihadystyczną truciznę.
Powtórzę to, co głoszę od dawna: Polska powinna przyjmować uchodźców, ale powinni to być Polacy, którym damy wreszcie szansę wrócić z terenów byłe¬go Związku Sowieckiego, oraz chrześcijanie z Bliskiego Wschodu. Żadnych muzułmanów!
Solidarność i współczucie to cudowne i pożądane cechy. Kiedy jednak funduje¬my naszym rodzinom zagrożenie we własnym domu, popełniamy grzech nieprzezorności, z którego rozliczą nas nasze dzieci. W katolickiej nauce społecznej istnieje termin ordo caritatis – porządek kochania. Miłość i troskę o bezpieczeństwo winniśmy najpierw naszym najbliższym, potem rodakom i dopiero po spełnieniu tych warunków – całej ludzkości.
W chórze aniołów nawołujących do tolerancji i pouczających Polaków śpiewają dziś wspólnie Komorowski, Kwaśniewski, Bauman i Lis. Pomyślałem zatem, że może owe autorytety dadzą nam przykład wielkoduszności i wezmą po jednej muzułmańskiej rodzinie do siebie, w swoje domowe pielesze. A może wnuczki wyda¬dzą za brodatych?
W Polsce nie wolno tworzyć silnego ośrodka agresywnego islamu, nasze państwo jest na to za słabe.
Wielu politykom obywatele zawadzają i wkurzają ich, bo to przez obywateli właśnie muszą co cztery lata stroić małpie miny i obiecywać gruszki na wierzbie. Politycy tego nie lubią.
Jak już się umościli i wleźli komu trzeba w odwłok, to przez tunel, który sobie wydrążyli. Nie po to tak długo przeciskali się przez nieprzyjemne wnętrzności partii, aby teraz jakiś tam Kowalski ich pouczał. W takiej sytuacji chyba nikogo nie powinna dziwić uwaga, że Polska już nie jest krajem demokratycznym, o ile kiedykolwiek nim była.
Politycy rosną w warsiawskich mediach, a warsiawskie media i warsiawskich dziennikarzy guzik obchodzi to, co znajduje się poza rogatkami stolycy. Stąd też nasze media są tak obezwładniająco głupie.
Pieniądze dogadują się lepiej niż ludzie. A pieniądze w Polsce już zaczęły się łasić do nowej ekipy rządowej. W ślad za pieniędzmi ciągną ci, co zawsze – zwykłe szuje. Szuja to szczególny rodzaj stworzenia. Zewnętrznie niczym się nie różni od całej reszty. Szuja ma jednak ponadnormalne zdolności towarzyskie, wszak żyje przecież z poznawania wpływowych ludzi i wkupiania się w ich łaski. Stado szuj zawsze krąży w okolicach władzy i pieniędzy.
Świat jest odrealniany przez tych, którzy gromadzą coraz więcej w swoich chciwych łapach. Żyjemy otoczeni fantomami produkowanymi przez globalnych bogaczy. W tym świecie nie ma już przyczyny ani skutku, zastąpi¬ły je pieniądze, projekty, strategie… rekwizyty, którymi żonglują globalni prestidigitatorzy.
Witold Gadowski, Lokal dla awanturnych, Replika, Poznań 2016.
Książkę można nabyć TUTAJ.
Pierwszy w dorobku znanego dziennikarza i reportera zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których przegląda się Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat.
Autor o książce:
Pisałem te teksty dla pełnokrwistych facetów i kobiet. Nie bawię się w kotka i myszkę z wpływowymi salonami, za nic mam fochy mniemanych wielkości. Bo w ogóle – poza prawdą – niewiele mnie już obchodzi. Nigdy z nikim się nie układałem i nie przedkładam dobrego wychowania ponad szczerość. Pamiętajcie jednak, że czytacie na własną odpowiedzialność. Jeśli po lekturze zdejmie was gniew nieoczekiwany, melancholia, kolki trzewiowe albo śmiech do rozpuku, to będzie już tylko Wasza wina. Trza było nie zaczynać. Lokal dla awanturnych nigdy nie będzie grzeczny. Nie zapraszam więc do niego pensjonarek i mężczyzn o mentalności wodnych liliji. Najczęściej snują się po nim politycy, filozofowie (stare marudy) i niewiasty z temperamentem, nie brakuje także egzotycznych typów, po krakowsku zwanych „cudokami”. Mam nadzieję, że teksty posmakują wam jak kawał krwistego befsztyka. Wcinajcie na zdrowie, a jeśli szukacie bardziej wysublimowanych klimatów, jadła z kuchni śródziemnomorskiej, to pewnie znajdziecie tu kilka smaczków, które trafią i w taki gust. Jednego możecie jednak być pewni – nie znajdziecie tu pokrętnego mendzenia, które tak charakteryzuje współczesną, rodzimą „twórczość publicystyczną”.
Witold Gadowski o sobie:
Jestem człowiekiem w nieustannym ruchu. Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem, poetą, autorem piosenek, zajmuję się także filozofowaniem i publicystycznym opisem otaczającego mnie świata. Staram się być niezależny i prawdomówny.
Więcej o autorze przeczytasz TUTAJ.
(947)