Jakże inny wizerunek w mediach, mimo że Roman Giertych w 2003 roku dla Gazety Wyborczej mówił:
[…] To będzie wymagało przebudowy mentalności urzędniczej, przebudowy struktur państwa, tak aby urzędnik skarbowy czy celny był nastawiony na obronę interesu narodowego. A więc zmiana mentalności z internacjonalistycznej na – nie powiem nacjonalistyczną, bo nacjonalistą nie jestem – ale na postawę pronarodową.
– Jak Pan nie jest nacjonalistą, to ja nie pracuję w „Gazecie Wyborczej”.
– Nacjonalizm zakłada pewną doktrynę, a je nie jestem doktrynerem.
– Ale za to ma Pan długie rodzinne narodowe tradycje i do tego na imię Roman.
– Tak jak kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Mój udział w wyborze imienia był dość ograniczony i moje imiona przyjąłem z dobrodziejstwem inwentarza. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy miało to związek Romanem Dmowskim [ideologiem i przywódcą międzywojennej Narodowej Demokracji – red.]. Powtarzam: Ja nie jestem nacjonalistą. Moje poglądy są w tej sprawie jasne. Już dziesięć lat temu w książce „Kontrrewolucja młodych” odciąłem się od nacjonalizmu jako programu. Nie we wszystkim zgadzam się z moim dziadkiem czy ojcem [dziadek Jędrzej Giertych – emigracyjny działacz narodowy, ojciec Maciej – obecnie poseł LPR – red.]. Natomiast jestem zwolennikiem tego, by działać wspólnotowo. Naród jest rodziną rodzin, jak zdefiniował to kardynał Stefan Wyszyński. Szczególnie w Europie. Jeśli nie będziemy kultywować więzi narodowych, jeżeli nie będziemy umieli się bronić i wspólnie realizować swoich interesów – to przegramy. Tylko wtedy, kiedy popiera się swoich, wszyscy na tym zyskują. Nasz program gospodarczy będzie polegał na popieraniu swoich, wszystkiego co polskie, tych, którzy płacą podatki w kraju i nie wyprowadzają stąd kapitału. Nie chodzi tu o kategorię etniczną, ale ekonomiczną.
(353)