28 Mar 2012 --- Businessman running on city street --- Image by © Hybrid Images/cultura/Corbis

Chcecie wiedzieć o co chodzi z KNF? Przeczytajcie „Wyrok” Mariusza Zielke. Publikujemy fragmenty książki z 2011 r.!, które idealnie opisują aferę KNF. [WIDEO]

w Bez kategorii


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Trudno uwierzyć, że „Wyrok” Mariusza Zielke po raz pierwszy ukazał się w 2011 r. Wiele fragmentów i cytatów można prawie dosłownie odnieść do afery KNF, która wybuchła w połowie listopada. Dzięki uprzejmości autora możemy je zaprezentować na naszych łamach.

„Pieniądze! Ze wszystkich wynalazków ludzkości — ten wynalazek jest najbliższy szatanowi.” Antoni Makarenko

Jarosław Szrem badawczo popatrzył w oczy dyrektorowi Kozłowskiemu. Ten nie pierwszy raz prosił go o tego rodzaju przysługę, jednak uzasadniał ją zwykle dość precyzyjne. Tym razem jedynie mruknął coś niezrozumiale. Oczywiście Szrem mógł odmówić. Skoro jednak nigdy dotąd nie odmawiał, to dlaczego teraz miałby się wahać? Ponadto sam problem wydawał się poważny i wymagający ich współpracy. W końcu byli po jednej stronie barykady. Działali w imieniu dobra rynku, inwestorów, drobnych ciułaczy, którzy lokowali swoje oszczędności w akcjach firm giełdowych, licząc na to, że są pod ich ochroną. Pod lupą KNF – Komisji Nadzoru Finansowego, która miała pilnować, żeby pazerni biznesmeni wypełniali właściwie obowiązki informacyjne, przestrzegali przepisów związanych z wykorzystywaniem informacji poufnych czy zakazów konkurencji. Słowem, nie oszukiwali drobnych akcjonariuszy i nie okradali firm, które w momencie wprowadzenia na giełdę przestały być „ICH” firmami i stawały się dobrem wspólnym. Nadzorowanym przez urzędników KNF.

Kozłowski zaraz po wyjściu od Szrema zadzwonił do gabinetu Przewodniczącego KNF, jednak sekretarka poinformowała go, że Szef „uciekł” już na posiedzenie rządu. Mieli dziś omawiać rekomendację „K”, która powinna nieco przyblokować bankom możliwość udzielania kredytów w walucie obcej. Zadłużenie Polaków we frankach wzrosło do bardzo niebezpiecznego poziomu i groziło katastrofą w przypadku nagłego osłabienia złotówki. Kozłowski rozumiał, że to priorytet. Sprawa Consulting Partners była jednak równie poważna. W końcu, jeśli ich podejrzenia okażą się słuszne, kolejny raz może dojść do kompromitacji całego rynku kapitałowego. Bananowa giełda; Burundi Warszawa, jedna sprawa – to najłagodniejsze z komentarzy na forach internetowych, które pojawiały się przy takich okazjach. Gdyby nie działania zaradcze podjęte przez Kozłowskiego, oczywiście z aprobatą i wsparciem Szefa, za chwilę mogliby się obudzić z ręką w nocniku. Tłumaczenie takich skandali wcale nie było przyjemną rzeczą.

– To nie nasza wina, że taki syf do nas trafia. W każdym dokumencie błąd na błędzie – przekonywał przewodniczącego po kolejnym telefonie z „Gazety Wyborczej”
– Ja tam mógłbym to puścić, tylko kto potem będzie się tłumaczyć, jeśli jakąś ofertę trzeba będzie zablokować z powodu niezgodności prospektu z przepisami.

Kuba jednak nie bardzo rozumiał, dlaczego teksty nie mają opisywać problemów i ich wyjaśniać, główne tezy muszą być wyłożone w trzech pierwszych zdaniach, a tytuł ma wzbudzać emocję i koniecznie zawierać czasownik. Bez  czasownika nie publikujemy. No i żadnych znaków zapytania, my informujemy czytelnika, a nie pytamy.

– Dokładnie. Wynajęliśmy specjalistę z rynku kapitałowego, żeby ten zablokował emisję Polbudu w KNF. Byliśmy pewni wygranej. Jednak Komisja zamiast wypełnić swoją rolę, pomogła bankierowi w przekręcie.
– Jak to pomogła?
– Nic nie zrobili. Dosłownie. Za to u nas pojawił się emisariusz.

Mamy układy wszędzie, przyjacielu. W prokuraturze, ministerstwach, urzędach skarbowych, sądach. Wszędzie. Nawet w KNF. Jeśli jeszcze raz wyślecie jakieś głupie pismo, wykończymy was. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak te urzędy mogą być upierdliwe. Siedziałeś kiedyś w pudle? Miałeś na księgach przemiłych inspektorów? A może wolisz, żeby wasze konta przetrzepała ABW czy CBA? Co pomyślą twoi biznesowi partnerzy z Londynu, jak nasz polski SEC oskarży cię o  manipulacje? Chcesz przeczytać o tym w gazetach?

– Na dodatek na koniec przesłuchania pokazano nam nasze pismo o groźbach i zapytano, czy mamy jeszcze coś do dodania. Rozumie pan? Dostajemy groźbę wykorzystania KNF przeciwko nam, informujemy urząd o tym, a ten urząd wszczyna postępowanie w sprawie rzekomych nieprawidłowości mających miejsce dwanaście miesięcy wcześniej i na koniec pyta, czy mamy jeszcze coś do dodania. Dla mnie  było jasne, że to ostrzeżenie –jeśli nie przestaniesz dymić, to wojna rozpocznie się na dobre.  Oskarżymy cię. Może nawet wsadzimy do więzienia – To nie jest według pana dziwne?

Urzędnicy Komisji Nadzoru Finansowego dostawali pieniądze z Agencji Porter należącej do Krakowskiego Domu Inwestycyjnego za szkolenie klientów tego domu maklerskiego wchodzących na Giełdę. Przelewy szły na ich konta bądź bliskiej rodziny, znajomych. Na listach płac, w e-mailach, przelewach, powtarzają się numery kont i nazwiska tych samych osób. Kasę brało całe szefostwo departamentu emitentów z Teodorem Kozłowskim na czele oraz parę innych osób z KNF i z Giełdy Papierów Wartościowych. W pełnym rozliczeniu rocznym zarobki tych urzędników w Agencji Porter robią wrażenie. TeodorKozłowski zainkasował w sumie 60 tys. zł… W tekście  było też sporo dalszych zarzutów. Według „IPO” urzędnicy dostawali prezenty do  domów: wina, zegarki, telefony, laptopy. Jakim cudem tego typu materiał przeszedł bez żadnego echa?”

Profesor Waldemar Ruszczyński popatrzył w oczy tego młodego mężczyzny o niemieckich korzeniach. Westchnął ciężko, musząc ponownie tłumaczyć to, co przecież powtarzał od pierwszego spotkania z nim. I czego nie mogło zmienić pobrane już 100 tys. polskich złotych wynagrodzenia za jego doradcze usługi.

– Ależ panie profesorze, przecież my już mamy doradcę – Pana! Profesor lekko poczerwieniał, a potem udał, że nie słyszał ostatniego zdania. – Ja w zasadzie muszę się już żegnać – wstał dając znać, że spotkanie zostało zakończone. O to ci chodzi? Mam oferować łapówkę czy tylko szkolenia? Komu? Jak? Andreas w porę się opanował. Nie potrzebował kolejnego wroga. – Proszę mi wybaczyć – profesor poklepał go po ramieniu – Mam zajęcia ze studentami; będziemy mówić o etyce, rozumie pan? Takich rzeczy nie da się wyczytać z książek. Niech pan rozważy wynajęcie tego doradcy. Relacje są ważne.

– Nie orientuje się pani, czy może chodziło o tekst o KNF?
– Chyba tak, jakieś szkolenia czy inne przekręty.
– A nie wie pani, gdzie pracuje dziennikarz, który to napisał.
– Pewnie, że wiem – powiedziała z dumą – to mój syn.
– Czyli gdzie?
– W „Financial Times”; dam panu jego adres. Tylko ostrzegam, jest bardzo zajęty.

– A w Anglii jest inaczej? – zapytał Zimny. Redaktor Financial Timesa roześmiał się. – Niech pan przyjedzie i sam się przekona.

– Kim jest właściwie ten Teodor Kozłowski? Zresztą nawet gdyby chodziło o samego Klasyka to i tak nas to nie interesuje. Jest za mało ważny. Nic nie znaczy.
– Przecież to szef KNF.
– Politycznie kompletnie nieinteresujący. Siedzi cicho i robi swoje.
– Rynek, który nadzoruje wart jest jakieś trzysta miliardów złotych. Albo i więcej.
– I kogo to obchodzi? Dla nas temat musi ociekać krwią. Bohater musi mieć jaja, jacht na Karaibach, rżnąć dziwki w hotelach. Musi być skurwysynem. Znienawidzonym oligarchą, który sra kasą podczas gdy masa biedaków nie ma na chleb. To się sprzedaje! Walka z takim gościem ma sens! Klasyk z tym swoim oślim spojrzeniem nie jest żadnym bohaterem.

Minister milioner zarobił na giełdzie. Jeden z najmłodszych ministrów w historii Polski jest zdecydowanie najbogatszym członkiem rządu i jednym z najzamożniejszych parlamentarzystów. W ubiegłym roku jego majątek był szacowany na – bagatela – 10 milionów złotych. Minister przez dwa dni nie chciał nam ujawnić, w jaki sposób zgromadził taki majątek. Potem przesłał krótkie oświadczenie, że jest ono wynikiem inwestycji giełdowych. Odmówił podania bliższych szczegółów…

Przewodniczący Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego Sławomir Klasyk zakończył swój wykład o etyce w biznesie i zasiadł koło Ojca Macieja, zaprzyjaźnionego zakonnika prowadzącego szkołę dla trudnej młodzieży. Nie słuchał praktycznie kolejnych wystąpień i zbywał franciszkanina, który starał się nawiązać z nim rozmowę. Był zmęczony. Wręczwyczerpany. Zgodził się na udział w tym, w pośpiechu  przygotowanym wykładzie, tylko z jednego powodu.
– Sławek, pozwolisz – Karol Trybuchowski klepnął go w ramię, uśmiechając się przepraszająco do ojca Macieja – Porywam na chwilę naszą gwiazdę. – Może nauczy cię trochę skromności – odparł franciszkanin – Przydałoby się. Uśmiechając się przeszli do ogrodu i ruszyli wolnym krokiem alejką prowadzącą nad jezioro. Wyglądali jak dwaj dawni znajomi dyskutujący o starych dobrych czasach.
– Mieliście nie dzwonić do mnie przez najbliższe pół roku. Mieliście dać mi spokój. Mieliście moje pieniądze włożyć na normalną lokatę, a nie kupować za nie akcje w ofertach pierwotnych.
– Dobrze na tym zarobiłeś.

Zdaje się, że ci maklerzy nawet nie wiedzą, w jakie gówno wdepnęli. Nie mają pojęcia, że jeden z ich kolesiów dla rozrywki wyrzuca żony przez okno, drugi nazywa się zupełnie inaczej, niż ma w papierach, a w firmie trzeciego jest więcej agentów WSI i SB niż ziarenek w piaskownicy.
– Myślałem, że to prawicowcy. Wspierają Kościół, media religijne…
– I co z tego? Dla niepoznaki najlepiej się przykleić właśnie do takich zacietrzewionych, zapatrzonych ciągle w przeszłość baranów. Agenci śpiochy. Wie pan, ilu ich jest w OpusDei? Niemniej jednak to niegroźna zabawa w  porównaniu z tym, w co się wpakowali.
– To znaczy? – Mówi panu coś nazwisko Maciarz?

– Widzi pan – mruknął Holder za plecami Zimnego – wygłupy waszych posłów i brak standardów sprawią, że tak właśnie będą was postrzegać w Europie. Jak niegroźnych szurniętych troglodytów. Rosjan przynajmniej się boją. Z Polaków tylko się śmieją.

Polska giełda z małego, niewiele znaczącego rynku wyrosła w ciągu zaledwie piętnastu lat na lidera regionu. Dziś pod względem rangi wyprzedza giełdy Wiednia, Kopenhagi,Luksemburga, Sztokholmu, Belgradu czy Pragi i ma realne szanse na palmę pierwszeństwa w regionie. Kto wie, może kiedyś stanie się ważniejsza niż indeksy we Frankfurcie czy Paryżu. – Dupa Jasiu – pomyślał Zimny. I do czego doszliśmy? Dziwki, bandyci i łapówkarze. Oto nasza elita. W końcu cukierkowe obrazki zastąpiły okładki tabloidów, zdjęcia nocnych klubów i stylizowane scenki z agentami CBA i CBŚ, którzy zatrzymują przestępców z walizkami pełnymi pieniędzy. Przestępczość gospodarcza może jednak mocno nadszarpnąć wiarygodność tego rynku. Znane w Polsce afery związane z wyłudzeniami podatków, mafią paliwową czy oszustwami giełdowymi dotąd pozostawały w granicach tego doświadczonego przez historię kraju.

– Nowa afera ma inny charakter – powiedział. – Jest nośna, bo ma mocne zabarwienie seksualne. I gdyby wiązała się tylko z seksem, pewnie nie byłoby problemu. – Może nawet przyciągnęłaby nad Wisłę więcej kapitału – dodał z szyderczym uśmiechem inny ekspert. – Wiadomo, że finansiści lubią się bawić, a Polki mają opinię wyjątkowo urodziwych i atrakcyjnych. – Tak, zróbcie z Polski burdel. Jednak – kamera znów pokazała pierwszego eksperta – znacznie gorsze dla postrzegania Polski są informacje, które teraz nie wybijają się na pierwszy plan. Myślę tu o korupcji, braku nadzoru nad rynkiem, problemach z transparentnością, układami i nierynkowymi zachowaniami, z którymi, jak się wydaje, rząd nie tyle nie może sobie poradzić, ile wręcz nie chce walczyć”. Potem na ekranie pojawiło się kilka innych znanych postaci, z George’em Sorosem i Markiem Mobiusem na czele.

W krajach rozwijających się problemem dla inwestorów jest przestrzeganie prawa.

O tym się nie mówiło, bo to temat trudny, ale teraz na pewno te kwestie będą podnoszone. Jeśli polski rząd nie weźmie na poważnie tego ostrzeżenia i nie zmieni postępowania, to kapitał zagraniczny się od niego odwróci. Pozostaną spekulanci i pieniądze wątpliwego pochodzenia – stwierdził inny ekspert. – Cóż… Polska ma, niestety, opinię bliższą bananowej republice niż krajowi demokratycznemu – dodał kolejny.

Niedługo potem Zimny z osłupieniem patrzył, jak Zenon Maciarz w TVN CNBC występuje jako ekspert od spraw giełdowych, ocenia całą aferę i tłumaczy jej specyfikę. „KDI od dawna był postrzegany na rynku jako firma o niezbyt jasnych zasadach postępowania. Wielokrotnie spotykaliśmy się z nieetycznymi działaniami wokół ofert prowadzonych przez tę firmę. Nas także próbowano oszukać. Na szczęście media spełniły swoje zadanie.

Nie obawia się pan jednak, że to zrazi ludzi do giełdy? Że odciągnie od nas inwestorów zagranicznych?” „Wręcz przeciwnie. Widać, że i giełda, i nadzór panują nad sytuacją. Jeśli się nie mylę, to prezesi KDI już zostali aresztowani”. „Tak, ale pod zarzutem morderstwa”.  „Widzi pan, przestępcy wszędzie starają się uplasować, ale na szczęście na dłuższą metę to się nie udaje. Wracając do pierwszego pańskiego pytania… Myślę, że po początkowych zawirowaniach rynek odzyska kondycję, a poważni inwestorzy będą cieszyć się hossą. Spekulanci zawsze tracą. Poważni inwestorzy tylko zarabiają”. „Takich inwestorów pan szuka?” „Wyłącznie. Spekulanci nas nie interesują. Przeprowadzając największą ofertę w tej części Europy, nie możemy sobie pozwolić na rozgrywki ze spekulantami”.

Po południu w gabinecie premiera doszło do narady najważniejszych polityków partii rządzącej. Premier miał zatroskaną minę. Za półtora roku wybory, a sytuacja w kraju stawała się coraz trudniejsza. Rosnący deficyt budżetowy,  niedobór finansów publicznych, problemy z rozliczeniami unijnymi wymuszały reformy, które nie przysporzą im popularności. Jeśli dodatkowo będą zmuszeni podnieść podatki, to może to oznaczać koniec ich karier. Porażka wyborcza stawała się coraz bardziej realna. Partia nie była w stanie samodzielnie sprawować władzy. Mniejszy koalicjant był więc niezbędny. Niestety, pierwsze sondaże przeprowadzone po wybuchu afery KDI były niezwykle niepokojące. Wyborcy obarczali rząd odpowiedzialnością. W telewizji zaczęli harcować pierwsi posłowie opozycyjni, którzy zwietrzywszy krew, coraz głośniej wytykali rządowi wieloletnie zaniedbania. Sprawa ta mogła znacząco obniżyć już i tak nadszarpnięte notowania rządu.

– Wierzcie mi albo nie – rzucił w końcu – ale tym razem nie chodzi tylko o politykę. Tym razem musimy pokazać, że nasza reakcja jest daleka od polityki i nie ma na celu mydlenia oczu. – A nie zawsze tak jest? – zażartował pełnomocnik. Premier w zamyśleniu zwiesił głowę. Nie powiedział „przyjaciołom politycznym”, że dziś przed południem odbył trzygodzinne spotkanie ze swoim  prawdziwym przyjacielem z dawnych lat, który teraz jest właścicielem spółki giełdowej. Poprosił go o opinię w tej sprawie. „Nie czytałeś «Insidera»? Albo wcześniej tekstów w «Expressie Finansowym»? Szkoda, bo ta nasza bananowa giełda ośmiesza Polskę na całym świecie. Gdyby takie artykuły ukazały się w Londynie albo w Stanach, miałbyś światowy krach i cały rój agentów FBI przeszukujących biura maklerskie. Mój drogi premierze, prawda jest taka, że olewacie inwestorów giełdowych i kompletnie nie macie pojęcia o ich sytuacji. Wałki i przestępstwa na parkiecie są powszechne i powszechnie ignorowane, bo dla urzędników, którzy chcą coś zrobić, nie ma politycznego wsparcia. A skoro go nie ma, to prezesi krętacze czują się bezkarni. Efekt jest taki, że KNF łapie płotki i ściga jakieś drobne wykroczenia, odpuszczając rekinom. Wiesz, ile inwestorzy potracili na aferach? A to jest już problem setek tysięcy ludzi. Na giełdzie aktywnych inwestorów jest co prawda tylko dwieście tysięcy, ale kont – ponad milion. Do tego dochodzą klienci funduszy i OFE. Oni wszyscy oczekują, że ktoś zrobi porządek z tą stajnią Augiasza. Jeśli ty tego dokonasz, to wzniosą ci pomnik”.
„To naprawdę takie poważne?”
„Zastanów się, co myślą o was inwestorzy, którzy słyszą, że za wielkie przekręty nikt jeszcze u nas nie poszedł siedzieć, a sprawy dotyczące manipulacjami na giełdzie trwają po dziesięć lat? Co ma pomyśleć uczciwy gracz, kiedy widzi, że w USA takiego Madoffa skazują w pół roku? Gdyby to u nas Madoff zrobił przekręt na tę skalę, to wyrok dostałby po trzydziestu latach. Jak uda ci się przekonać inwestorów giełdowych, że ci na nich zależy i będziesz walczył z przestępczością finansową, poparcie skoczy ci o dwadzieścia procent i wygrasz kolejne wybory. Ale co ważniejsze, zrobisz coś dobrego dla ludzi. Będziesz mógł opowiedzieć wnukowi, że ty naprawdę naprawiałeś ten kraj, a nie, jak inni, tylko o tym mówiłeś. Pomyśl, Wałęsę zapamiętają, bo obalił komunę, Kwaśniewskiego i Millera, bo wprowadzili Polskę do Unii. A ciebie? Masz się czym pochwalić? Nie? To do roboty”. Patrząc na ministrów swojego rządu, premier podjął decyzję.

– Skandal już mamy. Trzeba coś z nim zrobić.

Drodzy rodacy, przyjaciele! Dziś zapewne większość z was zwróciła uwagę na aferę dotyczącą rynku finansowego. Sam byłem zszokowany tymi doniesieniami i wciąż nie mogę uwierzyć, że coś takiego mogło się u nas zdarzyć. Ale nie mogę też uwierzyć, że działo się to pod moim okiem, na oczach nas wszystkich i w obliczu całkowitej ignorancji, przyzwolenia, a może bezradności państwa i służb porządkowych. Nie zamierzam wam mówić, że to nie nasza wina, że to wina naszych poprzedników. Że ktoś wstawił do naszej partii szpiegów śpiochów, że to robota układu czy przeciwników politycznych. Nie. Chcę jasno powiedzieć, że mój rząd weźmie pełną odpowiedzialność za ten skandal. Tak, pełną odpowiedzialność. Ale też weźmie pełną odpowiedzialność za jego rozwiązanie i naprawę tej dziedziny gospodarki, którą toczy rak zepsucia. Chcę powiedzieć, że nie będziemy się zasłaniać tajemnicami, nie będziemy szukać na siłę winnych ani zamiatać brudów pod dywan, bo sprawa jest poważna i zbyt długo była lekceważona przez nas i naszych poprzedników. Zbyt wiele giełdowych afer nie znalazło finału w sądzie, zbyt wielu z was zostało oszukanych. Powiedzmy to wyraźnie: OSZUKANYCH. Bez konsekwencji dla winnych, bez naszej ochrony. Bez sprawiedliwości. Dlatego dziś obiecuję wam, że tym razem koniec z pobłażliwością. Koniec z bezprawiem. Mój rząd wykorzysta wszystkie dostępne środki, żeby ukarać winnych zaniedbań, żeby zapewnić rynkom finansowym bezpieczeństwo i najlepszy nadzór, surowy, ale sprawiedliwy. Koniec ze ściganiem drobnych inwestorów, którzy padli ofiarą niewiedzy czy pomyłki nierobów w urzędach. Koniec ze ściganiem w świetle jupiterów ludzi oskarżonych o drobne manipulacje, a zostawianiem w spokoju prawdziwych rekinów. Od dziś wszyscy, z nadzorem skarbowym, Komisją Nadzoru Finansowego, służbami specjalnymi i prokuratorami włącznie, będą w sposób właściwy i z całą surowością prawa ścigać prawdziwych manipulatorów i oszustów. Weźmiemy się za giełdowe spółdzielnie i mafie, będziemy ścigać zaniedbania zarządzających i nadzorców, ludzi, którzy mamią was nieprawdziwymi informacjami, wyprowadzają pieniądze z waszych firm, manipulują akcjami i wykorzystują dane poufne. Koniec z pobłażliwością. Ażebym za rok mógł z dumą wam powiedzieć, że nasz rynek finansowy jest równie bezpieczny jak ten w USA czy Wielkiej Brytanii. Żebyście nie mieli poczucia, że mieszkacie w republice bananowej.
Premier podniósł ze stołu kartkę A3 z namalowanym na niej znakiem przedstawiającym wielkiego żółtego banana przekreślonego na czerwono. STOP BANANA REPUBLIC!

 

Mariusz Zielke, Wyrok, Czarna Owca, Warszawa. Książkę można nabyć TUTAJ.

(2337)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.