Płk Wacław Krzyżanowski był pierwszym stalinowskim prokuratorem, któremu w III RP zarzucono mord sądowy – 3 sierpnia 1946 r. brał udział w skazaniu na śmierć Danuty Siedzikówny, ps. Inka, sanitariuszki antykomunistycznego oddziału mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
Ta sprawa zakończyła się uniewinnieniem Krzyżanowskiego, ale później została wznowiona. Instytut Pamięci Narodowej odnalazł bowiem dokumenty, świadczące o tym, że tego samego dnia żądał on kary śmierci w innej sprawie – Hansa Baumana. To druga (czy ostatnia?) zbrodnia sądowa w jego karierze.
Obie zbrodnie w majestacie komunistycznego bezprawia miały miejsce w areszcie karno-śledczym w Gdańsku, a Krzyżanowski nie uczestniczył w nich – jak twierdził – przypadkowo, ale świadomie żądał najwyższego wymiaru kary dla „wrogów ludu”.
W PRL-u Wacław Krzyżanowski otrzymał wiele odznaczeń i nagród. Czym tak zasłużył się „ludowej” władzy? Wiadomo, że służbę wojskową rozpoczął w 1943 r. w Dżambule (Kazachstan), należał do dywizji kościuszkowskiej, brał udział w bitwie pod Lenino. Zaraz po wojnie ukończył szkołę oficerów bezpieczeństwa publicznego w Łodzi i rozpoczął pracę w Wojskowej Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku, gdzie był „śledziem” do 1950 r. W wojskowym wymiarze sprawiedliwości (czytaj: bezprawia) pracował potem na Śląsku i na Pomorzu (w Koszalinie), w 1976 r. zwolniony do rezerwy.
ZAMORDOWANY ZA SARNĘ
Akta procesu Hansa Baumana cudem odnaleziono.
– Wynika z nich, że Wacław K. samodzielnie przeprowadził śledztwo i sformułował oskarżenie – mówi prof. Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu.
Czym Hans Bauman podpadł komunistom, że skazali go na śmierć? Był gdańskim Niemcem, a jego rodzina głodowała. Pewnego czerwcowego dnia 1945 r. Bauman znalazł w lesie karabin z kilkoma nabojami, upolował nim sarnę, po czym broń zakopał. Zdobycznym mięsem podzielił się z mieszkającymi w jego domu Polakami. Niemiec wpadł wskutek donosu (obciążyły go również zeznania trzech Polaków).
KARABIN PRZECIW PAŃSTWU
Po śledztwie, prowadzonym przez funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Miastku, Krzyżanowski oskarżył Baumana o nielegalne posiadanie broni i prowadzenie działalności wywrotowej, mającej na celu oderwanie Gdańska od Polski. Żądając kary śmierci, stalinowski prokurator twierdził, że oskarżony jest „wrogo ustosunkowany do państwa polskiego, spodziewał się wojny i niewątpliwie miał zamiar użyć karabinu w stosownej chwili przeciwko państwu polskiemu”. Hans Bauman został skazany w trybie doraźnym na karę śmierci. 9 sierpnia 1946 r. wyrok wykonano.
W materiałach Instytutu Pamięci Narodowej czytamy: „skazany pozbawiony został całkowicie możliwości obrony, a okoliczności sprawy świadczą, iż skazanie Hansa B. stanowiło zbrodnię sądową, popełnioną przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego z powodu przynależności skazanego do określonej grupy narodowościowej, w której to wykorzystano formę procesu karnego do przeprowadzenia czystki etnicznej”. Tak wyglądało ówczesne, stalinowskie „prawo”.
OSKARŻYĆ I ZEMDLEĆ
Pierwszy proces Krzyżanowskiego o zbrodnię sądową rozpoczął się w 1993 r. przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu. W akcie oskarżenia zarzucono mu, że jako oficer śledczy WPR w Gdańsku podżegał skład sędziowski do wymierzenia Danucie Siedzikównie, ps. Inka, sanitariuszce „Łupaszki”, najwyższego wymiaru kary, czyli do zabójstwa (tak jak w przypadku Hansa Baumana).
Co na to Krzyżanowski:
– Byłem młody. Zostałem skierowany na proces przypadkowo, bez przeszkolenia i przygotowania [czyżby szkoła oficerów bezpieczeństwa publicznego w Łodzi nieodpowiednio przygotowywała do pracy? – red.], wcześniej nie brałem udziału w żadnej sprawie sądowej. Nie wiedziałem nawet, o co ta dziewczyna była oskarżona.
W podobny sposób tłumaczy się dziś większość stalinowskich funkcjonariuszy. Czy Krzyżanowski mówi prawdę?
Rozprawa przeciw „Ince” odbyła się tego samego dnia, kiedy skazano Hansa Baumana, czyli 3 sierpnia 1946 r., tylko dwie godziny później (podobnie, jak Niemiec, łączniczka „Łupaszki” została skazana w trybie doraźnym). Jest to bezsprzeczny dowód na to, że Krzyżanowski kłamie, kiedy mówi, iż na proces Siedzikówny został skierowany przypadkowo, a wcześniej nie brał udziału z żadnej sprawie sądowej.
Podczas swojej „przypadkowej” obecności na procesie „Inki”, Krzyżanowski wystąpił z ostatnim słowem. Poparł akt oskarżenia i żądał surowej kary. Dziś utrzymuje, że na sali sądowej był przez 5-10 sekund, został do tego zmuszony przez przełożonych, w ramach szkolenia [czyżby nie został wcześniej wystarczająco przeszkolony? – red.], a po odczytaniu sentencji omal nie zemdlał.
Charakterystyczne jest to, że Krzyżanowski oskarżał młodych ludzi – Siedzikówna miała 17 lat, Bauman 19. Oni najwyraźniej byli najbardziej niebezpieczni dla tworzącej się władzy „ludowej”.
ZEMSTA ZA „ŁUPASZKĘ”
Danuta Siedzikówna została aresztowana 20 lipca 1946 r., kiedy pojechała do Gdańska w celu zdobycia leków dla rannych partyzantów. Oskarżono ją o udział w „bandzie Łupaszki”, nielegalne posiadanie broni (tak jak Hansa Baumana), a w przede wszystkim o wydanie poleceń zastrzelenia dwóch funkcjonariuszy UB. Tego ostatniego czynu sąd jej nie udowodnił, a mimo to stwierdził, że zasługuje ona na śmierć.
Zdaniem prokuratora III RP, był to wniosek „rażąco niewspółmierny wobec czynów zarzucanych Danucie Sziedzikównie, jak i nie odzwierciedlający zebranego materiału dowodowego”.
„Inka” nie podpisała prośby do Bieruta o łaskę. Pismo podpisał jej obrońca. Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Zastrzelono ją 28 sierpnia 1946 r. w piwnicy gdańskiego aresztu. Razem z nią, z rąk plutonu egzekucyjnego, zginął Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, jeden z dowódców majora „Łupaszki”. Umierali z okrzykiem „Jeszcze Polska nie zginęła”.
Do 2015 roku rodzinie nie udało się odnaleźć miejsca pochówku Danuty Siedzikówny. Ze strony aparatu bezpieczeństwa była to zemsta za działalność Zygmunta Szendzielarza i jego oddziału, który mocno dawał się we znaki nowej władzy, a nie można było go złapać. Żeby osiągnąć propagandowy sukces, zamordowano niewinną dziewczynę, która niosła również pomoc rannym ubekom.
Poznański sąd stwierdził jednak, że nie można jednoznacznie ustalić, jaką rolę Krzyżanowski odegrał w procesie „Inki”. Kierując się zasadą, że wszystkie wątpliwości powinny być rozstrzygane na korzyść oskarżonego, uniewinnił byłego śledczego. 45 lat wcześniej wątpliwości nie przemawiały na korzyść Siedzikówny.
Wacław Krzyżanowski nie przyznał się do winy, ujawniając jednocześnie przestępczy charakter działalności komunistycznych organów sprawiedliwości (czytaj: bezprawia). Czyżby w swoich zeznaniach nie widział sprzeczności, że jako aktywny funkcjonariusz tamtego przestępczego systemu, podżegający do zbrodni sądowych na niewinnych ludziach, też jest (w świetle obecnie obowiązującego prawa) przestępcą?
Tadeusz M. Płużański, źródło: ASME.pl
W październiku 2014 r. w Koszalinie zmarł prokurator Krzyżanowski. Jego przeszłość nie przeszkodziła władzom w wystawieniu mu na pogrzebie asysty honorowej Wojska Polskiego.
(36320)
W więziennej celi współwięźniowie wydaliby na niego wyrok, na pewno wie coś o wysoko postawionych w Polsce osobach jak np Michnik czy Kiszczak.
Zapraszamy pana do odwiedzenia piwnicy byłego gdańskiego aresztu – wycieczka gwarantowana w jedną stronę
Mnie bardzo zainteresował fakt wystawienia temu zbrodniarzowi asysty podczas pogrzebu. Jakie władze wystawiły asystę honorową, władze Państwowe centralne czy władze Koszalina ?
W wolnej Polsce chowią zdrajców z honorami… tfu.
A za asystę na pogrzebie poleciało dowództwo jednej z koszalińskich jednostek. Nie sprawdzili dokładnie kim był. Stalinowiec szkodził nawet po śmierci…
A jak się nie mylę mieliśmy prezydenta, parlament i rząd prawicowy (AWS) . Panie Krzaklewski i Buzek. Czy nie wstyd wam że nic nie zrobiliście w tej sprawie i ten oprawca żył dostatnio pobierając wysoką emeryturę . Ale czy zasłużoną. Bo jeśli tak to już nic nie rozumię
Do dnia dzisiejszego żyje w naszym kraju dużo komunistycznych zbrodniarzy, którzy zamiast kar wieloletnich więzienia pobierają godne emerytury i mimo, że mamy już kolejne władze po 1989 roku – nic się nie zmienia. Myślę, że po prostu każda władza ma coś pod paznokciami i po prostu boi się ich ruszyć.
Ale żeby nawet po śmierci tych bandytów uhonorować ich asystami na pogrzebie….? Coś tu jest nie tak……:-(
Dziwne są te uwagi kierowane do rządów, premierów, prezydentów o zaniechanie i nic nierobienie w sprawie komunistycznych zabójców. czy nikt nie zwraca uwago na to, że Krzyżanowski i inni jemu podobni to byli przedstawiciele gildii prawników? Tak proszę Państwa, uniewinnił go sąd a nie politycy. i to kolejne pokolenie sędziów, adwokatów i prokuratorów trzyma się razem i nie pozwala na jakiekolwiek rozliczenia. Gdyby nawet sejm uchwalił ustawę o odpowiedzialności karnej tych bandytów w togach to Trybunał Konstytucyjny zapewne uchyliłby tę ustawę jako sprzeczną z Konstytucją. Wątpiących odsyłam do uchwał SN w sprawach sędziów i prokuratorów z okresu stanu wojennego. Tam SN nie zastosował się nawet do wyroku Trybunału Konstytucyjnego, nie pozwalając pociągnąć do odpowiedzialności ani jednego sędziego i prokuratora.
Koszalin to komunistyczne miasto z wyjątkami. Twór PRL-owskiej władzy.
przeciętny polak katolik nie jest w stanie przeczytać wiecej jak trzy kolejna zdania, stad nie mozna do polaka katolika dotrzeć z żadna logiczna argumentacja, na kazaniach w kościele tez wiekszosc śpi, dlatego nie rozumie co klecha im powiedział. i tak rośnie nam ta święta ciemnota, a ich świadomość to trzy proste słowa „bóg, honor, ojczyzna” rozumiane jak który chce, i jak mu wygodniej. http://tygodnikszerszen.blog.pl/2017/09/01/zalagna-wladza-iii-rp/