69 lat temu, 21 stycznia 1945 r., w walce z zasadzką zorganizowaną przez grupę operacyjną 105 Oddziału Pogranicznego NKWD koło wsi Kowalki pod Naczą poległ por. Jan Borysewicz „Krysia” . Ciało komendanta, pozostawione przez podkomendnych podczas odwrotu w śniegu, wpadło w ręce bolszewików. Sowieci obwozili je potem po terenie, prezentując je ludności. Śmierć legendarnego dowódcy miała złamać ducha oporu ludności polskiej.
[quote]O Janie Borysewiczu na podstawie książki „Krysia” „Mściciel” Kazimierza Krajewskiego, którą serwis Niezlomni.com objął oficjalnym patronatem.[/quote]
Komendant „Krysia” miał doskonały kontakt ze swymi podkomendnymi. Choć był dowódcą surowym i nie pobłażał przewinieniom popełnianym w codziennej partyzanckiej służbie (tekst jednego z partyzanckich kupletów mówił: „[…] u naszego, u Krysiaka, jest raportów cała paka […]”), większość żołnierzy zapamiętała przede wszystkim nie ową surowość, ale troskę o podległe mu wojsko.
Starzy „Krysiacy” pamiętają, jak w sierpniu 1943 r. po walkach z niemieckim pościgiem nad Dzitwą, gdy żołnierze dosłownie padali ze zmęczenia, sam – choć także strudzony – stanął na straży obozu, chcąc dać „chłopcom” możliwość odpoczynku. Przygotował także dla nich posiłek. Podkomendni pamiętają, jak osobiście prowadził szkolenie żołnierzy, zarówno w oddziale partyzanckim, jak i w podległej mu sieci terenowej. Ciekawym, poglądowym materiałem na ten temat, są dwa artykuły opublikowane w „Szlakiem Narbutta” zimą 1944 r. (jeden dotyczył nauki w 4 kompanii, drugi w terenówce). Gdy „Paweł” (Kozak – antykomunista, dezerter z rosyjskojęzycznej jednostki niemieckiej) nie był w stanie zapamiętać polskich komend i odliczania, „Krysia” zareagował z poczuciem humoru.
[quote]Umiejętność dotarcia do podkomendnych w połączeniu z brawurową wręcz odwagą sprawiały, iż jako dowódcą cieszył się autentycznym autorytetem i przywiązaniem podkomendnych. Starzy partyzanci z dowodzonych przezeń oddziałów zwali go „Ojcem” lub „Tatą” i określenie to podchwyciła także ludność cywilna z terenu Zgrupowania „Północ”.[/quote]
Spośród innych cech Komendanta należy wskazać na wolę wytrwania i przeżycia – odbiegająca dalece od przypisywanego mu niekiedy stereotypu straceńca czy desperata, mającego za nic swe życie. Jeden z jego żołnierzy, Tadeusz Bieńkowicz „Rączy”, przytacza znamienną rozmowę odbytą ze swym dowódcą w przełomowym lipcu 1944 r. Komendant zdawał sobie wówczas sprawę, że Polska znajdzie się we władaniu reżimu komunistycznego i dla akowców wiązać się to będzie z dalszą walką i represjami. Rozmowa brzmiała następująco: „Co wolałbyś »Rączy«: zostać ranny czy zabity? Zabity, żeby nie dostać się w ręce niemieckie lub sowieckie i przechodzić wszystkie ich tortury. A Pan, panie Komendancie, jak uważa? Ja wolałbym zostać ranny. W niewoli jest zawsze nadzieja”.
Kolejna cecha Jana Borysewicza to ogromne poczucie odpowiedzialności za powierzonych sobie ludzi i teren. A także świadomość, że przełożony nie powinien zawieść ich zaufania. Z protokołów przesłuchań jego żołnierzy przez bezpiekę w latach powojennych, znajdujących sie obecnie w zasobie archiwalnym IPN, wynika jednoznacznie, że wspomniane poczucie odpowiedzialności było głównym powodem pozostania Komendanta na Kresach i kontynuowania tam dalszej działalności niepodległościowej po lipcu 1944 r.
(136)