Rozpad systemu komunistycznego w końcu lat 80. XX wieku stworzył nowe możliwości badawcze dla historyków, m.in. II wojny światowej. Zniknęły polityczne bariery utrudniające lub wręcz uniemożliwiające naukowe badania w tej dziedzinie. W szczególności dotyczy to dziejów ziem wschodnich II Rzeczypospolitej, zajętych i włączonych do Związku Radzieckiego w następstwie paktu Ribentrop — Mołotow i agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 r. Stopniowe udostępnianie badaczom byłych sowieckich archiwów, a co za tym idzie, ujawnianie wielu nieznanych dotąd dokumentów, zmienia optykę widzenia wydarzeń i procesów historycznych, które nastąpiły po 17 września 1939 r. na tzw. Kresach wschodnich II RP.
Równocześnie ujawniają się problemy dotychczas oficjalnie nie zauważane. Poszczególne narody i społeczeństwa zamieszkujące ziemie wschodnie przedwojennej Polski prezentują własne, niejednokrotnie sprzeczne wizje dziejów stosunków wzajemnych. Dotyczy to także okresu II wojny światowej. Historia spełnia w ich rozumieniu ważną rolę, ponieważ niejako służy umacnianiu poczucia tożsamości narodowej, usprawiedliwia układ geopolityczny współcześnie istniejący na tym terytorium, wreszcie dostarcza argumentów dla ochrony racji stanu państw o stosunkowo niedługiej tradycji niepodległego bytu. Niejednokrotnie polski punkt widzenia napotyka niezwykle silną opozycję; padają przeciwstawne stwierdzenia, czasem oskarżenia. Poglądy w dziedzinie historii najnowszej tej części Europy środkowo-wschodniej prowadzą niekiedy do ostrych polemik rzutujących na kształt bieżących stosunków dyplomatycznych.
Ponadto — ubrane w szatę stereotypów i wzajemnych uprzedzeń — utrudniają trwałe zbliżenie sąsiadujących ze sobą narodów. Stąd coraz większa rola rzetelnych badań historycznych, mogących przynieść odpowiedź na pytanie: gdzie leży prawda, a przez ustalenie prawdy pomóc w budowie przyjaznych stosunków między narodami tej części Europy.
Podczas II wojny światowej ziemie północno-wschodnie II RP stały się obszarem konfrontacji sprzecznych interesów państw, grup narodowościowych i społecznych. Chodzi tu przede wszystkim o Litwę, Polskę i ZSRR, oraz Białorusinów, Litwinów, Polaków, Ukraińców i Żydów. Ten skomplikowany obraz uzupełniały przeciwstawne dążenia właścicieli ziemskich (głównie narodowości polskiej) i ubogiego chłopstwa (na tym terenie głównie białoruskiego), polskiej inteligencji — stanowiącej podporę państwa polskiego na tym obszarze oraz upośledzonego społecznie i politycznie proletariatu żydowskiego. Ta szczególnie gwałtowna konfrontacja ujawniła się już podczas kampanii wrześnowej 1939 r.
[quote]W niniejszym artykule chciałbym zająć się małym, choć bardzo charakterystycznym, fragmentem dziejów stosunków polsko-białorusko-żydowskich z lat 1939-1941. Jest nim tzw. powstanie skidelskie czyli zbrojne wystąpienie antypolskie ludności białoruskiej i żydowskiej w miasteczku Skidel i jego okolicach (przedwojenny powiat grodzieński, województwo białostockie) w pierwszych dniach po wkroczeniu Armii Czerwonej na terytorium II RP (17 września 1939 r.).[/quote]
Po 17 września 1939 r. na Grodzieńszczyźnie doszło do szeregu zbrojnych wystąpień antypolskich. W wielu wsiach, osadach i miasteczkach pojawiły się grupki uzbrojonych mężczyzn z czerwonymi opaskami na rękawach. Najczęściej byli to działacze, członkowie i sympatycy Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi zdelegalizowanej przez Międzynarodówkę Komunistyczną (a raczej przez Stalina) w 1938 r. Dołączyło do nich wielu więźniów, zarówno politycznych jak i kryminalnych, zbiegłych z nie strzeżonych więzień, zwłaszcza z niedalekiego Grodna.
W tych zbrojnych grupach na terenie wiejskim pod względem narodowościowym dominowali Białorusini, zaś na obszarze małych miasteczek znaczny odsetek stanowili przedstawiciele proletariatu żydowskiego.
Wkrótce Grodzieńszczyzna stała się terenem krwawych zajść: grupy uzbrojonych rebeliantów napadały na majątki ziemskie, gospodarstwa osadnicze, posterunki policji, urzędy gminne a nawet na drobne oddziałki Wojska Polskiego. Nie obyło się bez morderstw. Jedni ginęli, ponieważ stawiali opór broniąc swojego mienia, czci, rodziny lub na skutek odmowy oddania broni. Inni byli zabijani z powodu przynależności do klas posiadających (ziemianie) albo ścisłego związku z przedwojennym państwem polskim (policjanci, urzędnicy państwowi i samorządowi, oficerowie, osadnicy, duchowni katoliccy i prawosławni).
W obydwu przypadkach ofiarami byli w znacznej większości Polacy, bo na nich opierała swoją władzę na Kresach Wschodnich Druga Rzeczpospolita. Nie znamy w szczegółach przebiegu tych tragicznych wydarzeń, ale nawet opisy jednostkowych zajść budzą przerażenie i dezaprobatę.
Niektórzy ziemianie zostali zamordowani w sposób wyjątkowo bestialski np. zamieszkujące w majątku Brzostowica Mała małżeństwo Wołkowickich po brutalnym pobiciu napastnicy zakopali żywcem. Tragiczny los spotkał również polskich osadników wojskowych z osady Lerypol, oddalonej o kilka kilometrów od Skidla. 21 września 1939 r. wkroczyła tam uzbrojona grupa białoruskich partyzantów aresztując niemal wszystkich obecnych mężczyzn. Wg zapewnień członków tej grupy aresztowani mieli być doprowadzeni do wsi Kurpiki na spotkanie z przedstawicielami władzy sowieckiej. W rzeczywistości wszyscy zostali bestialsko zmasakrowani i zastrzeleni w pobliskim lesie. Ich rodziny uciekły do niedalekiej wioski Sawalówka, w której udzielili im schronienia miejscowi Białorusini. Prawdopodobnie dzięki temu cała grupa przeżyła. Następnego dnia w podobny sposób zamordowano aresztowanych wcześniej osadników z osady Budowla. Dziesiątki, jeśli nie setki, podobnych wypadków miało miejsce na terenie powiatu grodzieńskiego po 17 września 1939 r. W krótkim czasie rebelianci zdobyli spore ilości broni (część ukrywali jeszcze przed wybuchem wojny) i zajęli co najmniej kilka większych ośrodków jak miasteczka: Skidel, Ostryna czy Jeziory.
Przechodzące przez tamte okolice jednostki Wojska Polskiego w zdecydowany sposób reagowały na przejawy zbrojnych rebelii. 19 września 1939 r. doszło do zaciekłych walk z dywersantami w miejscowości Ostryna (powiat Szczuczyn Nowogródzki). Maszerujące przez tę miejscowość oddziały Rezerwowej Brygady Kawalerii „Wołkowysk” pod dowództwem płk. Edmunda Heldut-Tarnasiewicza zostały ostrzelane przez grupy dywersyjne. Zadanie zniszczenia nieprzyjaciela otrzymał 102 pułk ułanów (wg innej wersji 110 pułk ułanów dowodzony przez ppłk. st. spocz. Jerzego Dąmbrowskiego, słynnego zagończyka z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920). Po krótkiej walce opór przeciwnika został przełamany, a wszyscy schwytani z bronią w ręku rozstrzelani na miejscu. Z płonących domów dochodziły odgłosy wybuchów amunicji zgromadzonej przez dywersantów. 19 września 1939 r. w godzinach popołudniowych we wsi Dubno (pomiędzy Wołkowyskiem a Grodnem) doszło do walki jednego ze szwadronów rtm. Wiszowatego z prosowiecką grupą dywersyjną. W rezultacie starcia dywersanci wycofali się a większa część wsi spłonęła.
Do podobnego incydentu doszło w miasteczku Jeziory opanowanym 18 września 1939 r. przez grupy dywersantów. W miejscowym posterunku policji usadowiła się nowa władza, oczywiście prosowiecka. Grupki polskich żołnierzy były zatrzymywane i rozbrajane przez rebeliantów. 20 września do walki z nimi ruszyli ułani ze 110 pułku. Przeciwnik przez pewien czas bronił się zaciekle zadając im straty, lecz w końcu uległ. Nieznana bliżej liczba dywersantów poległa w walce, zaś pozostali schwytani z bronią w ręku ponieśli śmierć przez rozstrzelanie. Grupy dywersyjne zaznaczyły swoją obecność także w Grodnie jeszcze przed rozpoczęciem jego obrony przed jednostkami Armii Czerwonej.
Pomiędzy 17 a 19 września 1939 r. mieszkańcy miasta byli codziennie ostrzeliwani przez dywersantów z karabinów i broni maszynowej. Zwalczaniem dywersji w mieście zajęli się żołnierze z 31 batalionu wartowniczego oraz policjanci. Mimo ich wysiłków nie udało się całkowicie stłumić tej rewolty, bez wątpienia wcześniej przygotowanej i kierowanej przez członków i sympatyków KPZB oraz innych zwolenników władzy radzieckiej.
Obok dominujących w tych zbrojnych grupach Żydów znaleźli się także Białorusini. Niedługo potem właśnie te ugrupowania dywersyjne czynnie wsparły atak oddziałów sowieckich na Grodno. M.in. 21 września 1939 r. „robotnicy Grodna” ułatwili przeprawę niektórych jednostek Armii Czerwonej przez Niemen dostarczając im łodzi potrzebnych do tego celu i pełniąc rolę przewodników . Działania te prawdopodobnie były inspirowane przez sowieckie służby specjalne. Niemniej, brak dostępu do dokumentów tych służb uniemożliwia szczegółowe odtworzenie procesu przygotowania i realizacji akcji dywersyjnych w Grodnie.
Powstanie skidelskie — lub rebelia w Skidlu — rozpoczęło się niedługo po wkroczeniu wojsk sowieckich na terytorium Polski, prawdopodobnie 18 września 1939 r. ( jeden z przywódców tej rebelii Gieorgij Josifowicz Szagun pisał w swoich wspomnieniach, że powstanie rozpoczęło się już 17 września 1939 r. Wydaje się jednak, że w tym wypadku wiarygodniejsze są oficjalne dokumenty sowieckie).
Tego dnia mieszkańcy miasteczka usłyszeli informację radiową o wkroczeniu Armii Czerwonej na terytorium Polski. Na wieść o tym wśród miejscowej ludności powstało duże napięcie. Na rynku zebrał się spory tłum, który jakby oczekiwał na sygnał do działania. Nagle padł okrzyk: „Rozbroić policję!” W krótkim czasie grupa rebeliantów na czele z komunistami — byłymi członkami rejonowej organizacji Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi — opanowała posterunek policji, pocztę, elektrownię i rozbroiła oraz aresztowała obecnych w mieście policjantów i oficerów WP. W sumie aresztowano ok. 15 oficerów na czele z płk. Zygmuntem Szafranowskim, szefem Rejonowej Komendy Uzupełnień w Białymstoku, który przejeżdżał przez Skidel przewożąc kasę Zgrupowania „Wołkowysk” gen. st. sp. Wacława Przeździeckiego, zawierającą ok. 1,5 mln. zł. W tym samym dniu rebelianci próbowali zatrzymać samochód gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, dowódcy III DOK Grodno, który wracał z Pińska do Grodna. Tu jednak mieli mniej szczęścia. Gen. Olszyna-Wilczyński, mając świeżo w pamięci starcie z dywersantami w powiecie słonimskim (17 września 1939 r.), trafnie odczytał intencje rebeliantów i nie dał się zaskoczyć. Widząc uzbrojonych mężczyzn na ulicach Skidla wydał rozkaz szoferowi aby ten, bez względu na konsekwencje, nie zatrzymywał samochodu. Kiedy więc „powstańcy” zaczęli dawać znaki do zatrzymania pojazdu, kierowca zwiększył prędkość „przebijając się” przez ich kordon.
Tymczasem w miasteczku rozprzestrzeniała się rewolta. Z napływających ochotników sformowano oddział liczący — wg źródeł sowieckich — ok. 200 partyzantów, który składał się z przedstawicieli proletariatu żydowskiego, więźniów politycznych zwolnionych z więzienia w Grodnie i białoruskich chłopów napływających z okolicznych wiosek. M.in. w akcji opanowania magistratu miał wziąć udział dwudziestoosobowy oddział białoruskich chłopów, pod dowództem byłego członka KPZB Michaiła Pika, przybyły ze wsi Głowacze. Uzbrojone grupy zostały wysłane na stację kolejową, którą opanowały. Po zajęciu stacji „powstańcom” udało się zatrzymać i rozbroić pociąg wypełniony polskimi żołnierzami. Dzięki temu sukcesowi rebelianci zdobyli znaczne ilości broni, zaś pociąg z rozbrojonymi żołnierzami przepuszczono w kierunku Grodna11. Inna grupa pod dowództwem Ilji Myszko — chłopa ze wsi Piesczanka, wyruszyła na ciężarówce w stronę Lidy, skąd maszerowała bliżej nieokreślona jednostka Wojska Polskiego. Partyzanci dysponowali jedynie zwykłymi karabinami i jednym ciężkim karabinem maszynowym. Spotkanie nastąpiło koło wsi Sikorzyca. Do nadciągającego oddziału WP miał przemówić Ilja Myszko przeciągając żołnierzy na swoją stronę, natomiast oficerowie i policjanci zostali rozbrojeni. W czasie opisanych działań doszło do rozstrzelania kilku oficerów, którzy stawiali opór dywersantom.
Jak odnieść się do faktów podanych przez źródła sowieckie w opisie rewolty skidelskiej? Niewątpliwie podobne działania podejmowali dywersanci na innych obszarach ziem płn.-wsch. II RP, np. dokumenty sowieckiego wywiadu wojskowego wzmiankują przypadki opanowywania stacji kolejowych i pociągów wojskowych przez grupy dywersyjne. Polskie źródła informują także o przejawach prosowieckich sympatii w polskich oddziałach a nawet o przypadku przejścia żołnierzy WP (stanowiących załogę dwóch szpitali polowych) na stronę dywersantów i oddziałów sowieckich w powiecie wołkowyskim. Ponadto w źródłach polskich możemy spotkać szereg przykładów atakowania oddziałów WP i pojedynczych żołnierzy i oficerów przez komunistycznych dywersantów, częstokroć kierowanych przez samozwańcze Rewolucyjne Komitety, uzurpujące sobie prawa legalnej władzy państwowej. Wydaje się więc, że opis pierwszych działań rebeliantów można — w ogólnym zarysie — uznać za zbliżony do prawdy.
W pierwszym dniu rebelii w Skidlu uformował się Komitet Rewolucyjny złożony z byłych członków i aktywistów KPZB narodowości białoruskiej i żydowskiej. Na jego czele stanął Michał Iwanowicz Litwin a w jego skład weszli Gieorgij Josifowicz Szagun, Ilja Fomicz Myszko, Fiodor Josipowicz Buben, Aleksander Konstantynowicz Mozelewski, Iwan Gieorgiewicz Dzielankowski, komsomolec Piotr Careszko i sekretarz komórki partyjnej (KPZB) Mojsiej Łajt. Nad magistratem w miejsce biało-czerwonej zawisła czerwona flaga. Poprzez gońców zebrano okoliczną ludność na wiec, na którym B. Olech, M. Litwin i Leizur Paczymok poinformowali zebranych o ustanowieniu władzy radzieckiej w rejonie skidelskim.
Tymczasem wieści o wydarzeniach w gminie Skidel dotarły do powiatowej komendy Policji Państwowej w Grodnie za pośrednictwem policjantów Michała Rodziewicza i Wojciechowskiego, którzy zbiegli ze Skidla15. W Grodnie podjęto wówczas decyzję o wysłaniu ekspedycji karnej do zbuntowanego miasteczka, złożonej z policjantów i żołnierzy oraz ochotników — przede wszystkim grodzieńskich gimnazjalistów-harcerzy. 19 września 1939 r. w kierunku Skidla ruszyło kilka samochodów ciężarowych wiozących uczestników ekspedycji karnej, dowodzonej przez kpt. Pileckiego. Wg strony sowieckiej po przybyciu na miejsce przyłączyli się do nich „miejscowi kułacy, członkowie polskich kontrrewolucyjnych organizacji i inne elementy kontrrewolucyjne”.
Jednym z nich, wymienionym przez źródła sowieckie, był Władysław Nowak — sekretarz urzędu gminy w Skidlu, który przyprowadził z rejonu wsi Gliniany oddziałek w sile 12-15 osób złożony przeważnie z uzbrojonych funkcjonariuszy straży leśnej i kilku policjantów. W drodze do Skidla okaleczyli oni dwóch chłopów zbierających chrust w lesie. Prawdopodobnie chodziło tu o złodziei kradnących drewno w lesie. Ekspedycja karna zatrzymała się we wsi (zaścianku) Kotry, ok. 5 km od Skidla. Stamtąd wysłano sołtysa tej wsi Jana Hamuleckiego, który przedstawił Komitetowi Rewolucyjnemu ultimatum władz polskich, domagających się natychmiastowego złożenia broni i poddania miasteczka. W przeciwnym razie wszyscy buntownicy mieli ponieść karę śmierci. Innym zadaniem wysłanego parlamentariusza miało być — wg władz sowieckich — przeprowadzenie dyskretnego rozpoznania i ustalenie liczebności oraz stanu uzbrojenia powstańców. Hamulecki przekazał partyzantom ultimatum i chcąc ich zastraszyć poinformował, że w Kotrach zgrupowano ok. 5 tys. żołnierzy. W rzeczywistości znajdowało się tam od 70 do 100 członków ekspedycji karnej wyposażonych w karabiny maszynowe (wg źródeł polskich ekspedycja liczyła ok. 100 żołnierzy i policjantów).
Powstańcy odrzucili ultimatum szykując się do walki. Wkrótce po rozpoczęciu natarcia ekspedycja karna uzyskała przewagę i wyparła rebeliantów z miasteczka. Część z nich zbiegła za miasteczko, natomiast pozostali ukryli się w piwnicach domów. Wówczas rozpoczęły się poszukiwania, aresztowania i rozstrzeliwania powstańców oraz ich sympatyków. Strona sowiecka podała, że ważną rolę w przeprowadzeniu tej części operacji mieli odegrać obywatele polscy, mieszkańcy Skidla — w większości Polacy — którzy przyłączyli się do ekspedycji karnej przed rozpoczęciem ataku lub podczas walki. Znając doskonale miasteczko i jego mieszkańców — w tym komunistów — służyli za przewodników, wskazywali domy miejscowych działaczy KPZB i niejednokrotnie sami ścigali ukrywających się partyzantów.
Kim byli ci najaktywniejsi „kontrrewolucjoniści”? W przedwojennej Polsce należeli do grup ściśle związanych z państwem polskim; byli funkcjonariuszami policji państwowej, instruktorami organizacji „Strzelec”, urzędnikami samorządowymi, państwowymi lub należeli do rodzin członków w/w grup. Władze sowieckie przypisały im największą winę w przeprowadzeniu „pogromu” po zdobyciu Skidla, który wg źródeł sowieckich pochłonął od 18 do 31 ofiar. I tak np. Wiktor Białokoz — instruktor miejscowego „Strzelca” przyprowadził członków ekspedycji karnej do mieszkania partyzanta Grigorowicza, którego następnie nieludzko pobito i wyciągnięto z domu na rozstrzelanie. Jednak Grigorowicz cudem uniknął śmierci. Dokumenty sowieckie podały, że Wiktor Białokoz wraz z innymi uczestnikami ekspedycji karnej rzucał granaty w domy partyzantów i polewając je benzyną podpalał. Na skutek takich działań miało spłonąć 19 domów19. W innych przypadkach wspomniani mieszkańcy Skidla samorzutnie ścigali uczestników powstania. Jednym z napastników miał być Rosjanin Timofiej Obodowski — były żołnierz armii Wrangla, w latach 1918-1921 uczestnik wojny domowej przeciwko bolszewikom, który widząc uciekającego przez ogród partyzanta Stiepana Prokopczyka chwycił drewniany kołek i ruszył za nim w pogoń wznosząc przy tym antykomunistyczne okrzyki. Prokopczyk zdołał jednak ukryć się i dzięki temu uniknął śmierci z rąk Obodowskiego.
W innym przypadku Czesław Puciłowski — komendant posterunku Policji Państwowej w Skidlu wraz z córką Czesławą próbowali schwytać jednego z uciekających komunistów-partyzantów nazwiskiem Epsztajn. Pogoń zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ Epsztajn był uzbrojony. Widząc nadbiegających Epsztajn wycelował w nich rewolwer i grożąc zastrzeleniem zmusił do zaniechania pościgu, po czym zbiegł21. Władze sowieckie utrzymywały, że Czesława Puciłowska przez cały okres pacyfikacji Skidla pełniła rolę przewodnika wskazując mieszkania partyzantów, m.in. przyprowadziła polskich żołnierzy do mieszkania partyzanta Goszena. Nie zastawszy go w domu Puciłowska domagała się od domowników wskazania miejsca jego pobytu. Władze sowieckie przypisały jej winę za śmierć Goszena, który właśnie tego dnia został zabity22.
Źródła sowieckie podały, że represje dotknęły nie tylko mężczyzn schwytanych z bronią w ręku, ale również ich sympatyków. Także w tym przypadku pewną rolę mieli odegrać propolsko nastawieni mieszkańcy Skidla. Jeden z nich — Roman Milkomanowicz (obywatel polski, narodowości tatarskiej) wskazując piwnicę domu, w której ukrywali się Białorusini i Żydzi powiedział: „oni wszyscy są komunistami”. W następstwie oświadczenia Milkomanowicza „uczestnicy ekspedycji karnej nieludzko pobili znajdujących się w piwnicy Białorusinów i Żydów (w tej liczbie i mnie) a następnie wyprowadzili ich na rynek i położyli twarzą do ziemi. W takiej pozycji przeleżeliśmy kilka godzin. Po tym wszystkich zaprowadzono do aresztu, gdzie byli również bici. Tam też dostarczono partyzanta Leizura Paczymoka, którego szybko wyprowadzono i nieludzko rozstrzelano. Wszyscy pozostali uniknęli śmierci w związku z tym, że do Skidla wkroczyły jednostki Armii Czerwonej i oprawcy uciekli” — zeznali później przed sądem radzieckim Girsz Łasonik i Aiszer Gabowicz. Inni świadkowie tego zajścia podają, że do leżących na ziemi ok. 200 Białorusinów i Żydów krzyczano: „Całuj polską ziemię, ty chciałeś ziemi to i żryj”. Osoby podnoszące głowy bito.
Czy można uznać przedstawione fakty za zgodne z prawdą? Przedstawiony opis budzi poważne wątpliwości już na pierwszy rzut oka. Zeznający świadkowe starali się wytworzyć wrażenie, jakby ekspedycja karna przebywała dłuższy czas w miasteczku po opanowaniu go, przeprowadzając wielogodzinne dochodzenia z biciem i torturowaniem aresztowanych. Wg ich zeznań kres tym praktykom miało położyć dopiero przybycie jednostek Armii Czerwonej.
Tymczasem taka wersja wydarzeń nie wytrzymuje konfrontacji z faktami. Przede wszystkim ekspedycja karna przebywała w Skidlu stosunkowo krótko, bo do wieczora 19 września 1939 r. i wycofała się do Grodna natychmiast po pacyfikacji miasteczka. Po kilku godzinach, 20 września 1939 r. ok. godz. 1 w nocy, do Skidla wkroczyło zgrupowanie kawalerii rtm. Ryszarda Wiszowatego, które nie dokonywało żadnych aresztowań. Rankiem 20 września ok. godz. 7 zaatakowali je rebelianci wewnątrz miasteczka. I w tym przypadku działania represyjne oddziałów polskich trwały krótko i polegały na rozstrzeliwaniu dywersantów schwytanych z bronią w ręku. Wojska sowieckie opanowały to miasteczko 20 września 1939 r. po południu, po kilkugodzinnej walce ze zgrupowaniem rtm. Wiszowatego. Tak więc pomiędzy pacyfikacją Skidla przez ekspedycję karną, a wkroczeniem jednostek Armii Czerwonej upłynęło ok. 20 godzin. Powyższe fakty podważają prawdziwość wersji wydarzeń skidelskich przyjętych przez stronę sowiecką w tym punkcie.
W dokumentach sowieckich czytamy dalej, że w piwnicy jednego ze skidelskich domów ukryła się grupa sympatyków władzy radzieckiej, przeważnie Żydów. Wśród nich znalazła się Janina Stachurska-Cydzikowa, przed wojną komendantka żeńskiego oddziału miejscowego „Strzelca”. Na wieść o wkroczeniu ekspedycji karnej do Skidla Stachurska-Cydzikowa oświadczyła zebranym w piwnicy: „Teraz ja sama pokażę kto zabił naszego polskiego kapitana” (wg władz sowieckich w czasie „rewolucyjnego powstania” w Skidlu został zabity oficer Wojska Polskiego). Następnie Cydzikowa wybiegła z piwnicy i wskazywała te miejsca, w których ukrywali się partyzanci. Źródła polskie wspominają o zamordowaniu nie tylko jednego kapitana WP, ale o kilkunastu żołnierzach, podoficerach i oficerach polskich oraz przedstawicielach ludności cywilnej, którzy padli ofiarą skidelskich rebeliantów. Potwierdziła to również relacja wspomnianego wcześniej Gieorgija Szaguna, jednego z przywódców powstania w Skidlu, który przyznaje, że pod Skidlem rozstrzelano kilku oficerów, którzy nie chcieli złożyć broni przed dywersantami. O tym „zapomniały” jednak władze sowieckie, nie umieszczając tego faktu w oficjalnych dokumentach. Wg źródeł sowieckich mąż Cydzikowej, Kazimierz Cydzik, z zawodu poborca podatkowy, również przyłączył się do ekspedycji karnej „aktywnie zwalczając powstańców”. „W tym czasie kiedy Cydzik wraz z grupą uczestników ekspedycji karnej strzelali w kierunku domu, w którym mieszkałem, jednym ze strzałów zabito mojego teścia Michaiła Trusza” (z zeznania partyzanta Grigorija Joskiewicza).
Inni mieszkańcy Skidla mieli także czynnie wspomagać polskie władze przekazując wiadomości o wystąpieniach w miasteczku lub nie podporządkowując się decyzjom dywersantów. Obok wspomnianych wcześniej policjantów Rodziewicza i Wojciechowskiego z miasteczka uciekł również pracownik miejscowej poczty Konstanty Litewski. Po dotarciu do miasteczka Kamionka przekazał on wiadomość o wydarzeniach w gminie skidelskiej dowództwu przebywającej tam jednostki WP28. Dokumenty sowieckie wymieniają w tym kontekście również szofera Pawłowskiego, który 18 września 1939 r. znalazł się na terenie miasteczka Jeziory prowadząc ciężarówkę z żołnierzami Wojska Polskiego. Samochód został zatrzymany przez partyzantów, którzy w imieniu miejscowego Komitetu Rewolucyjnego zażądali poddania się i przetransportowania żołnierzy pod budynek posterunku policji państwowej, pełniący rolę siedziby nowej władzy. Tymczasem Pawłowski zwiększył prędkość ciężarówki „przebijając się” przez kordon rebeliantów. Równocześnie żołnierze polscy ostrzelali ich z karabinów. W czasie tego incydentu rozpędzona ciężarówka potrąciła jednego z mieszkańców Jezior, który zmarł w następstwie wypadku. Tego dnia Pawłowski dostał się w ręce partyzantów w Skidlu i został aresztowany. Następnego dnia ekspedycja karna uwolniła go, po czym walczył on z bronią w ręku przeciwko powstańcom29.
Strona sowiecka podkreślała niezwykle okrutne potraktowanie niektórych przywódców powstania skidelskiego przez oddział pacyfikacyjny. Dokumenty sowieckie przytaczają zeznania świadków, którzy podali, że kilku partyzantów było przed śmiercią nieludzko torturowanych. Np. Leizurowi Paczymokowi wykłuto oczy i rozbito głowę, zabijając go na pół godziny przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Skidla. Podobnie był stracony Jakow Pelc. Munie Kotokowi odcięto język i podcięto żyły. Innym wycinano na czołach i piersiach gwiazdy bolszewickie. Podane zarzuty muszą szokować, ale wymagają skonfrontowania ze źródłami polskimi. Te jednak nie podają żadnej wzmianki o podobnych ekscesach, przeciwnie, przytaczają opisy mordów na Polakach dokonywanych przez dywersantów sowieckich. Ponadto przedstawione wydarzenia, mówiąc delikatnie, nie przystają do faktów: np. przywódca rebelii w Skidlu Leizur Paczymok miał być zamordowany przez rozbicie głowy po uprzednich okrutnych torturach na pół godziny przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Skidla. Tymczasem wiadomo, że działania ekspedycji karnej i wkroczenie wojsk sowieckich dzieliło ok. 20 godzin.
W 1940 r. władze sowieckie ogłosiły, że 19 września 1939 r. w wyniku represji ekspedycji karnej zginęło 31 uczestników powstania w Skidlu; aresztowano 70 osób, spalono 19 domów. Te dane budzą jednak wątpliwości, m.in. dlatego, że w źródłach sowieckich można spotkać inne szacunki. Np. jeden z przywódców rebelii skidelskiej Gieorgij Josifowicz Szagun podał w swoich wspomnieniach, że w czasie tego powstania z rąk członków ekspedycji karnej zginęło 18 ludzi. Natomiast pozostali przy życiu rebelianci uciekli z miasteczka w kierunku nadciągających jednostek Armii Czerwonej. Skidel znów znalazł się w rękach polskich.
Ok. godziny 1 w nocy 20 września do miasteczka i najbliższej okolicy przybyły regularne oddziały Wojska Polskiego — tzw. „grupa szwadronów kawalerii rotmistrza (Ryszarda) Wiszowatego”, która składała się z 4 szwadronów kawalerii, dywizjonu artylerii konnej (ale bez sprzętu), oraz dużego taboru liczącego ok. 880 wozów. W tym czasie centrum Skidla było już spalone zaś na przedmieściach płonęły dalsze domy. Indagowani mieszkańcy poinformowali dowódcę o zajściach dnia poprzedniego. Początkowo rotmistrz Wiszowaty miał zamiar niezwłocznie ruszać do Grodna dokąd wzywały go rozkazy przełożonych, jednak ok. godz. 4 rano otrzymał stamtąd polecenie zorganizowania obrony przedpola Grodna na terenie Skidla i okolic. Rotmistrz Wiszowaty prosił o przysłanie chociażby jednego działka przeciwpancernego, amunicji i benzyny niezbędnych w przewidywanym starciu z pancernymi jednostkami nieprzyjaciela. Jak się później okazało mimo obietnic na miejsce nie dotarła żadna pomoc. Dwa szwadrony zajęły kwatery w okolicy miasteczka, zaś sam dowódca z dwoma pozostał w Skidlu. 20 września ok. godz. 7 rano oddziały polskie zajęły stanowiska bojowe na przedpolach Skidla. W tym momencie w miasteczku rozległy się strzały. Por. Wasilewski, odpowiedzialny za porządek w mieście, zameldował dowódcy, że to „ludność cywilna strzela do naszych żołnierzy”34. Rotmistrz Wiszowaty rozkazał wówczas wyłapywać dywersantów i rozstrzeliwać na miejscu. Dzięki tym drastycznym krokom porządek został szybko przywrócony. Nieznana jest natomiast liczba rozstrzelanych dywersantów. Prawdopodobnie ok. godz. 10 rano pojawiły się pierwsze czołgi sowieckie i rozpoczęła się walka ze zmechanizowaną kolumną 16. korpusu strzelców, która nadciągnęła od strony Lidy. Strona sowiecka dysponowała — wg źródeł polskich — 6 dużymi i 8 mniejszymi czołgami oraz wozami pancernymi. Okazało się jednak, że brakuje jej piechoty, której potrzebowała po pierwsze — do oczyszczenia lasów w okolicy Skidla a po drugie — do zdobycia miasteczka. Co więcej sąsiednia jednostka sowiecka odmówiła przysłania koniecznych oddziałów. W tej sytuacji z pomocą przyszli im partyzanci — uczestnicy rebelii w Skidlu i w okolicach, pełniąc rolę piechoty36. Wynik walki był łatwy do przewidzenia albowiem Sowieci dysponowali przytłaczającą przewagą w uzbrojeniu. Polakom brakowało nie tylko artylerii, ale nawet granatów i butelek z benzyną. Ich wyposażeniem były przede wszystkim zwykłe karabiny i broń maszynowa.
Istnieją spore rozbieżności w opisie przebiegu walk między źródłami polskimi a sowieckimi. Rtm. Wiszowaty w swojej relacji-raporcie napisał, że walka trwała aż do godz. 18, natomiast źródła sowieckie stwierdzają, że pierwsze starcie nastąpiło na przedpolach Skidla ok. 5 km na płd.-wschód od miasteczka o godz. 13 i doprowadziło do zniszczenia przeciwnika dysponującego siłami szwadronu kawalerii, zaś całość walk nie trwała dłużej jak 3 godziny tj. do godz. 1637. Sam rtm. Wiszowaty utrzymuje, że nieprzyjacielskie czołgi, wielokrotnie obrzucane granatami, przez dłuższy czas nie mogły przełamać polskiej linii obrony. Manewr ataku i odwrotu miały powtarzać kilkadziesiąt razy. W tym czasie sowiecka piechota złożona, wg źródeł polskich, z 1. plutonu wojsk regularnych i dużej grupy „uzbrojonych cywilów” nie próbowała nawet zbliżać się do pozycji polskich. Sowieci stracili wtedy dwa mniejsze czołgi. Przełom w walce nastąpił (wg rtm. Wiszowatego) ok. godz. 14 czyli po 4 godzinach walk, kiedy to poległ por. Liszewski — dowódca 6 dywizjonu artylerii konnej (lecz bez dział), a jego oddział pozostawił bez obrony jedyne wejście do Skidla. Dopiero wówczas czołgi sowieckie miały wedrzeć się do miasta, a za nimi „piechota (w sile jednego plutonu — M. W.) i dużo osób cywilnych z karabinami (Żydzi i chłopi)”38. Rozpoczęły się zacięte walki uliczne. Na oddziały polskie padały ze wszystkich stron strzały z działek przeciwpancernych, karabinów i karabinów maszynowych. Żołnierze polscy nie wytrzymali długo w takich warunkach, tym bardziej że zaczęło im brakować amunicji. Coraz większe straty zmusiły dowódcę do wydania rozkazu wycofania się w kierunku Grodna. Odwrót zgrupowania rtm. Wiszowatego przebiegał w atmosferze chaosu, zamieszania, a nawet paniki. Ogień sowieckich czołgów i samochodów pancernych, które ruszyły w pościg, powodował duże straty wśród ułanów szczególnie dotykając tzw. koniowodnych, którzy prowadzili konie do wsi (zaścianka) Kotry oddalonej od Skidla o 5 km. Zgrupowanie rtm. Wiszowatego poszło w rozsypkę — część ułanów pozostała w okolicach Skidla, inni ruszyli w stronę Grodna. Walka o Skidel trwała — wg strony sowieckiej — ok. 3 godzin a wg źródeł polskich do godz. 18 czyli aż 8 godzin. Jak podaje rtm. Wiszowaty o tej porze pozostało przy nim tylko 18 ułanów wraz z oficerami i podoficerami. W tej sytuacji cały oddziałek wycofał się w kierunku Grodna zabierając rannych40. W trakcie walki obydwie strony poniosły stosunkowo duże straty. Wg danych polskich Sowieci stracili w sumie 6 czołgów w tym 2 lekkie i nieznaną bliżej liczbę żołnierzy i partyzantów. Dokumenty sowieckie wspominają o zniszczonym jednym wozie pancernym i uszkodzonym czołgu T-38, w którym raniono mechanika-kierowcę. Oddziały sowieckie miały zdobyć 2 karabiny maszynowe, 48 karabinów i 50 koni. Polacy mieli ok. 45 zabitych, w tym czterech oficerów (porucznicy: Krygier, Młynarski, Lisowski i Kazimierz Liszewski), ponadto wielu rannych.
Trudno jest stwierdzić na ile istotny był udział skidelskich partyzantów w rozbiciu zgrupowania rtm. Wiszowatego. Nie znamy nawet bliżej ich liczby. Dokumenty sowieckie wspominają jedynie o 26 partyzantach, którzy przeżyli walkę, a nie jest to liczba imponująca. Dzięki imiennemu spisowi partyzantów możemy stwierdzić, że większość z nich pochodziła z wiosek położonych w okolicy Skidla i była najprawdopodobniej narodowości białoruskiej. Jedynie kilku z nich to Żydzi, w tym dwaj mieszkańcy Skidla. Tak mała liczba mieszkańców Skidla w gronie partyzantów — jego „wyzwolicieli” może być wytłumaczona m.in. straceniem większości z nich przez ekspedycję karną. Pewna liczba rebeliantów prawdopodobnie poległa w czasie walk ze zgrupowaniem rtm. Wiszowatego, kiedy żołnierze polscy rozstrzeliwali wszystkich dywersantów schwytanych z bronią w ręku. Biorąc pod uwagę powyższe dane można przyjąć, że liczba powstańców w samym Skidlu nie przekraczała 80-100 osób. Są to oczywiście dane szacunkowe, tym bardziej że źródła sowiecke wspominają o „oddziałach partyzanckich” zaangażowanych w zdobycie Skidla (20 września 1939 r.), a więc sugerują większą liczbę partyzantów niż podaje wspomniany dokument. Natomiast liczba 200 partyzantów działających w Skidlu 17-19 września przytoczona przez jeden z sowieckich dokumentów wydaje się być znacznie przesadzona45.
Opanowanie miasteczka 20 września 1939 r. wcale nie oznaczało zakończenia walk z drobnymi oddziałkami Wojska Polskiego czy grupkami żołnierzy i oficerów. Jeszcze w ostatnich dniach września sowiecki wywiad wojskowy donosił o dużej aktywności „band” wokół Skidla. Np. meldunek wywiadowczy z 24 września 1939 r. informował o działaniach polskich „band” ukrywających się w lasach wokół Skidla. Tylko tego dnia dokonano kilku napadów na oddziały Armii Czerwonej: np. o godzinie 11.15 zwiad 331 pułku strzelców został ostrzelany z broni ręcznej w odległości 6 km na wschód od miasteczka. Kilka godzin później, o godz. 16 ostrzelano główne siły 331 ps ogniem broni ręcznej. Strzały padły ze wschodniego krańca miasteczka. W wyniku walki żołnierze Armii Czerwonej wzięli do niewoli 7 ludzi. O godz. 18.00 w majątku ziemskim położonym na przedmieściu Skidla (najprawdopodobniej chodziło tu o folwark księcia Czetwertyńskiego) doszło do kolejnego starcia, w którym grupa przygotowawcza sztabu 46 pułku artylerii została ostrzelana przez „bandę” (strona radziecka określała tym mianem wszystkie oddziały WP prowadzące walkę przeciwko Armii Czerwonej po 17 września 1939 r.). W wyniku walki „bandyci” dostali się do niewoli. I wreszcie o godz. 22 w odległości 2 km na płd.-wsch. od wsi Żydomla inna „banda” zorganizowała napad na baterię artylerii. Ostrzał napastników spowodował zranienie 5 czerwonoarmistów. Sowieckie dowództwo postanowiło zlikwidować tę uciążliwą dywersję na swoich tyłach wysyłając do lasów skidelskich jednostki wojskowe z zadaniem oczyszczenia terenu. W tej akcji niewątpliwie ważną rolę odegrali partyzanci pochodzący z tej okolicy. Pełnili rolę przewodników w terenie nieznanym dla jednostek Armii Czerwonej. Ponadto znajomość miejscowej ludności i stosunków panujących w lokalnej społeczności umożliwiała im wskazanie rzeczywistych i „potencjalnych” wrogów władzy sowieckiej, rekrutujących się przede wszystkim z osób o patriotycznym nastawieniu.
Uderzenie w środowiska patriotyczne musiało ograniczyć wsparcie dla grup zbrojnych prowadzących walkę partyzancką w okolicach Skidla, a także osłabiało opór społeczeństwa kresowego wobec nowych rządów. Na koniec partyzanci skidelscy byli najbardziej oddanym i wypróbowanym elementem, zdolnym do wykonania nawet najbardziej drastycznych zadań. Potwierdził to przebieg wydarzeń w czasie rebelii w Skidlu i okolicach. O roli wspomnianych wcześniej 26 partyzantów świadczy dokument wydany przez dowództwo 16 korpusu strzeleckiego. Była to prośba (a raczej wniosek) do szefa sztabu 11 armii Frontu Białoruskiego o wydanie zezwoleń dla wymienionych imiennie 26 partyzantów na dalsze posiadanie broni. Tenże dokument — datowany na 8 października 1939 r. — wspomina ich udział w walkach o Skidel wraz z jednostką motorowo-zmechanizowaną 16 korpusu strzeleckiego i wskazuje na konieczność pozostawienia broni ręcznej w posiadaniu tej grupy w celu „dalszego wypełniania zadań postawionych przez dowódcę 11 armii”47. A więc rola partyzantów skidelskich nie skończyła się 20 września 1939 r. ponownym zdobyciem miasteczka. Biorąc pod uwagę istotną rolę Armii Czerwonej w tworzeniu podstaw władzy sowieckiej na Zachodniej Białorusi w pierwszych tygodniach po agresji na Polskę, można przyjąć, że zadania dla grup takich jak 26 partyzantów ze Skidla i okolic polegały na:
1. oczyszczeniu terenu z elementów wrogich bądź niepewnych;
2. zabezpieczeniu procesu tworzenia struktur władzy sowieckiej — zarządów tymczasowych, komitetów włościańskich — i ich działalności, wreszcie — przeprowadzenia „wyborów” do Zgromadzenia Narodowego (Ludowego) Zachodniej Białorusi (22 października 1939 r.) itp.48
Represje podejmowane w tym okresie dotykały głównie osoby ściśle związane z przedwojennym państwem polskim, przeważnie narodowości polskiej.
Powstanie skidelskie miało swój bezpośredni epilog w 1940 r. Był nim proces, w którym na ławie oskarżonych zasiedli mieszkańcy Skidla, którym zarzucono bezpośredni udział w tłumieniu rewolty z 18-20 września 1939 r. Akt oskarżenia przygotowany przez prokuratora obwodu białostockiego wymieniał następujące osoby wraz z zarzutami skierowanymi przeciwko nim:
1. Sabina Nowak, narodowości polskiej, urodzona w 1888 r., będąca w ścisłym związku ze Stanisławem Nowakiem — komendantem miejscowego „Strzelca” i członkiem komitetu do walki z bolszewizmem (po ustanowieniu władzy sowieckiej ukrywającym się). Sabinę Nowak oskarżono o aktywny udział w tłumieniu powstania skidelskiego, kiedy — wg zeznań świadków oskarżenia — wskazywała ekspedycji karnej kryjówki partyzantów i komunistów, wzywając do wytępienia tych ostatnich. Prokurator sowiecki zarzucał jej ponadto, że po wkroczeniu Armii Czerwonej potajemnie przechowywała polską flagę narodową „licząc , że Polska jeszcze powróci”.
2. Władysław Nowak, narodowości polskiej, ur. w 1870 r. — wg opinii prokuratora obwodu białostockiego — „wrogo nastawiony do władzy sowieckiej”. 19 września 1939 r. wziął on udział w stłumieniu „powstania rewolucyjnego w Skidlu” na czele 15-osobowego oddziałku straży leśnej, który przyłączył się do ekspedycji karnej. Następnie po zwycięstwie władzy sowieckiej wraz z żoną Sabiną ukrywał polską flagę narodową50.
3. Michał Rodziewicz , Polak, ur. w 1888 r., przedwojenny policjant, osobiście „zaangażowany w prześladowania ruchu komunistycznego”. 18 września 1939 r. doniósł on Komendzie Powiatowej Policji Państwowej w Grodnie o zajściach w gminie Skidel, przez co sprowadził na miasteczko ekspedycję karną, w której brał czynny udział.
4. Jan Hamulecki, narodowości polskiej, ur. w 1906 r., „kułak” — były sołtys wsi Kotry, oskarżony o przeprowadzenie zwiadu bojowego przed atakiem ekspedycji karnej na Skidel. Następnie w czasie „pogromu” walczył w szeregach ekspedycji karnej w obsłudze karabinu maszynowego (ckm-u).
5. Timofiej Obodowski, Rosjanin, obywatel polski, ur. w 1894 r., w latach 1918-1921 uczestnik wojny domowej w Rosji po stronie „białych” jako naczelnik kontrwywiadu wojskowego w armii Wrangla. Przed wojną pracował jako strażnik leśny „gorliwie służąc państwu polskiemu” m.in. dał się we znaki okolicznej ludności surowo a czasem brutalnie tępiąc kradzieże drewna w lesie. 19 września 1939 r. Obodowski walczył przeciwko powstańcom w Skidlu usiłując zabić partyzanta Prokopczyka przy pomocy drewnianego kołka.
6. Wiktor Białokoz, Polak, ur. w 1920 r. , instruktor miejscowego „Strzelca”. Oskarżony o to, że w czasie tłumienia „rewolucyjnego powstania” w Skidlu rzucał granaty w domy komunistów i uczestniczył w podpalaniu ich. Ponadto wskazywał miejsca ukrycia uczestników powstania. Wg opinii skidelskich komunistów Białokoz jeszcze przed wybuchem wojny wyróżniał się nienawistnym stosunkiem do władzy sowieckiej54.
7. Janina Stachurska-Cydzikowa, Polka, ur. w 1921 r., komendantka żeńskiego oddziału „Strzelca” w miasteczku, osobiście zaangażowana w pogrom zwolenników władzy sowieckiej. Stachurska-Cydzikowa osobiście wskazywała miejsca, w których ukrywali się partyzanci. Wg zeznań świadków oskarżenia, kiedy zabito Munę Kotoka — jednego z przywódców powstania, będąc na miejscu zabójstwa miała zwrócić się do żony Kotoka, mówiąc: „To dla was jeszcze mało”.
8. Kazimierz Cydzik, Polak, ur. w 1884 r., były podoficer armii carskiej, przed wojną urzędnik państwowy (poborca podatkowy). W czasie walk o Skidel Cydzik uczestniczył w działaniach ekspedycji karnej ostrzeliwując dom partyzanta Joskiewicza. Na skutek ostrzału przypadkowo zginął teść Joskiewicza Michał Trusz.
9. Roman Milkomanowicz, narodowości tatarskiej — obywatel polski, ur. w 1912 r., „z chłopów średniaków, przed wojną członek reakcyjnej organizacji „Rezerwiści”. Wg prokuratury sowieckiej Milkomanowicz oddał znaczne usługi oddziałowi pacyfikacyjnemu wskazując kryjówki uczestników powstania.
10. Stefan Milkomanowicz, narodowości tatarskiej — obywatel polski, ur. w 1903 r., pochodzący z chłopów średniaków zamieszkujących Skidel. Oskarżono go o współdziałanie z ekspedycją karną poprzez wzywanie do działań represyjnych przeciwko miejscowym komunistom. Ponadto — wg zeznań świadków oskarżenia — Milkomanowicz znęcał się nad trupem partyzanta Władymira Myszko.
11. Jan Puciłowski, Polak, ur. w 1883 r., przed wojną komendant posterunku Policji Państwowej w Skidlu. Podczas pacyfikacji miasteczka Puciłowski nawoływał do zabijania partyzantów i usiłował aresztować partyzanta Epsztajna.
12. Czesława Puciłowska, Polka, córka Jana Puciłowskiego, ur. w 1919 r., która wskazywała oddziałom karnym kryjówki powstańców.
13. Konstanty Litewski, ur. w 1899 r., pracownik poczty, „przed wojną odznaczony krzyżem zasługi i trzema medalami za wierność rządowi polskiemu”. 18 września 1939 r. Litewski zbiegł do miasteczka Kamionka, gdzie doniósł stacjonującej tam jednostce Wojska Polskiego o zajściach w Skidlu.
14. Iwan Pawłowski, Rosjanin — obywatel polski, ur. w 1897 r., przed wojną współwłaściciel dużego transportowego towarzystwa akcyjnego. 18 września 1939 r. Pawłowski wiózł polskich żołnierzy samochodem ciężarowym przez miasteczko Jeziory. Jego pierwszym „przewinieniem” było to, że nie zatrzymał się na wezwanie miejscowych partyzantów i śmiertelnie potrącił przypadkowego przechodnia. Na dodatek w tym samym momencie polscy żołnierze ostrzelali powstańczy posterunek ogniem broni ręcznej. Następnie 19 września 1939 r. w Skidlu Pawłowski czynnie zwalczał powstańców, strzelając do nich i krzycząc: „Wszyscy Żydzi to komuniści i ich trzeba zniszczyć”.
15. Stanisław Hamulecki, Polak, ur. w 1885 r., „kułak”, przed wojną był sołtysem i członkiem rady gminy oraz członkiem komitetu do walki z bolszewizmem; akt oskarżenia zarzucał mu ponadto, że… „otrzymał od rządu polskiego nagrodę”. W dniu tłumienia „rewolucyjnego powstania w Skidlu” z bronią w ręku stał na posterunku strzegąc mostu na rzeczce Skidelec. Z tego powodu uciekający powstańcy musieli forsować rzekę w bród.
W/w grupa została oskarżona o zbrodnie przeciwko państwu sowieckiemu i współudział w mordowaniu „rewolucjonistów”. Podstawą aktu oskarżenia stały się zeznania świadków opisanych zajść, wśród których przeważali uczestnicy powstania lub ich rodziny. Nie wiemy nic o świadkach obrony, ale wydaje się, że władza sowiecka ich nie potrzebowała. Akt oskarżenia wyraźnie sugerował, że nawet bliskie związki z państwem polskim zasługiwały na karę, natomiast udział w tłumieniu rewolty skidelskiej przesądzał o dalszym losie oskarżonych. Niewątpliwie ów proces miał przede wszystkim wymiar symboliczny i propagandowy.
Po pierwsze sądzono tych uczestników pacyfikacji Skidla, których udało się schwytać. Są przesłanki aby sądzić, że najbardziej zaangażowani organizatorzy i uczestnicy ekspedycji karnej wyjechali z miasteczka wraz z wycofującym się oddziałem pacyfikacyjnym, przez co uniknęli konfrontacji z organami „sprawiedliwości ludowej”60. Ponadto, w pewnym sensie sądzone było tutaj państwo polskie w osobach ludzi blisko z nim związanych, uosabiających państwo „obszarników i kapitalistów”. W ten sposób podwójną satysfakcję otrzymywali zwolennicy nowej władzy, uczestniczący w rebelii skidelskiej, najczęściej zepchnięci na margines przedwojennej społeczności kresowej, a równocześnie srogo dotknięci przez represje ekspedycji karnej z 19 września 1939 r. O ich miejscu w ówczesnej drabinie społecznej świadczą określenia używane przez obserwatorów tamtych wydarzeń. Źródła polskie mówiły bowiem o „motłochu żydowskim” i „mętach społecznych z miasteczka i wiosek”.
Ponadto fakty „ustalone” w czasie tego procesu miały najprawdopodobniej umocnić legendę powstania skidelskiego, wykorzystywaną potem w celach propagandowych. Wg wersji stworzonej przez władze sowieckie, a następnie bezkrytycznie lansowanej przez historiografię sowiecką i innych krajów uzależnionych od ZSRR, na wieść o „wyzwolicielskim” marszu Armii Czerwonej na Zachodnią Białoruś lud pracujący miast i wsi miał zareagować entuzjastycznie m.in. uroczyście witając jednostki „wyzwoleńczej” armii oraz chwytając za broń przeciwko znienawidzonemu „okupantowi” polskiemu. Prezentowana przez sowiecką propagandę reakcja społeczeństwa miała usprawiedliwić tezę o konieczności „wyzwolenia” Białorusinów i Ukraińców spod polskiego ucisku klasowego i narodowego. W rozkazie Rady Wojennej Frontu Białoruskiego z 16 września 1939 r. (a więc ogłoszonym przed rozpoczęciem agresji ZSRR na Polskę) znalazła się już informacja o rozpoczęciu się wystąpień białoruskiego i ukraińskiego chłopstwa w Polsce przeciwko państwu „obszarników i kapitalistów”.
Rzecz ciekawa, że źródła polskie nie wzmiankują żadnych poważniejszych wystąpień antypolskich przed 17 września 1939 r. Była to więc jedynie oficjalna teza propagandowa władz sowieckich, która wymagała odpowiednio nagłośnionego potwierdzenia. Stąd wydarzenia w rodzaju rewolty skidelskiej wychodziły naprzeciw zapotrzebowaniu strony sowieckiej na potwierdzenie urzędowej wersji, tłumaczącej przyczyny agresji na Polskę.
W tym miejscu nasuwa się jedno z najważniejszych pytań badawczych dotyczących tego problemu: o źródła inspiracji powstania w rejonie skidelskim. Do dzisiaj nie wiadomo — pomijając propagandową, mało wiarygodną wersję wydarzeń — czy rebelia skidelska została przeprowadzona wyłącznie z inspiracji miejscowych działaczy komunistycznych. Ci ostatni wprawdzie stali na jej czele, ale istnieje szereg przekazów i relacji strony polskiej, wskazujących na sowieckie służby specjalne jako inspiratora antypolskich wystąpień po 17 września 1939 r. Okazało się, że miejscowe środowiska komunistyczne były dobrze przygotowane do tego rodzaju działań.
W jednej z polskich relacji czytamy:
„We wsi nauczyciel informuje, że chłopi dookoła mają pochowaną broń, nawet karabiny maszynowe!”.
Warto nadmienić, iż cytowana rozmowa por. T. Kuhna ze zgrupowania rtm. R. Wiszowatego z nauczycielem wiejskim spod Skidla wydarzyła się nocą z 19 na 20 września 1939 r. tylko 2,5 km od Skidla. Tego rodzaju stwierdzenie nie powinno jednak dziwić, ponieważ zbieranie broni przez struktury Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi zaczęło się już od pierwszych chwil istnienia tej partii. Sprawozdania polskiej administracji ziem płn.-wsch. II RP, m.in. wojewody nowogródzkiego z lat 1933-1934, sygnalizowały zjawisko przygotowań ruchu komunistycznego do działań sabotażowych, dywersyjnych, a nawet partyzanckich. M.in. w jednym ze sprawozdań wywiadowczych Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego w Nowogródku znalazła się informacja o utworzeniu, na terenie województwa nowogródzkiego, 12-osobowej grupy bojowej, uzbrojonej w rewolwery typu „Nagan”, posiadającej bezpośrednią łączność z sowieckim oficerem Łapinem, który m.in. zaopatrywał ją w broń. W tym samym czasie, tj. na przełomie 1933 i 1934 r., struktury KPZB prowadziły szeroką działalność propagandową i organizacyjną na rzecz utworzenia tzw. „drużyn samoobrony”, czyli uzbrojonych grup, które miały wykonywać zadania dywersyjne np. napady na posterunki policji czy wykonywanie wyroków śmierci na konfidentach i prowokatorach. Szczególnie ciekawym przedsięwzięciem była próba utworzenia oddziału partyzanckiego z ukrywających się aktywistów KPZB. Oddział ten miał rozwinąć działalność sabotażowo-dywersyjną na wiosnę 1934 r. Brak źródeł nie pozwala jednak na prześledzenie losów tej inicjatywy. Polskie władze bezpieczeństwa sygnalizowały, że w związku z tymi zamierzeniami komórki kierownicze KPZB kładły duży nacisk na zaopatrzenie w broń wspomnianych drużyn samoobrony i pojedynczych członków partii64. Bez wątpienia posunięcia tego rodzaju sprawiły, że organizacja komunistyczna w Polsce północno-wschodniej była dobrze przygotowana do działań dywersyjnych na wypadek wojny polsko-sowieckiej. Potwierdził to szeroki zakres zbrojnych wystąpień prosowieckich grup dywersyjnych we wrześniu 1939 r. Wydaje się również pewne, że ten rodzaj działalności KPZB służył wydatnie interesom ZSRR i był stamtąd inspirowany. Szereg relacji przekazywało informacje o instruktorach sowieckich przysyłanych z Mińska dla zorganizowania zbrojnej rebelii w momencie ataku ZSRR na Polskę. Niewątpliwie strona radziecka była żywotnie zainteresowana w zaistnieniu tego rodzaju wystąpień nie tylko ze względów propagandowych. Rewolty i akty dywersji skierowane przeciwko Wojsku Polskiemu i innym instytucjom państwa polskiego przynosiły wymierne korzyści operacyjne, ułatwiając Armii Czerwonej posuwanie się w głąb terytorium II Rzeczypospolitej. Jako jeden z wielu przykładów może posłużyć antypolska rebelia, zorganizowana 18 lub 19 września 1939 r. w nadniemeńskim miasteczku Łunna położonym niedaleko Skidla (również w powiecie grodzieńskim). Rebelianci nie tylko opanowali samą miejscowość proklamując powstanie władzy radzieckiej, ale również zajęli strategicznie ważny most na rzece Niemen. Most utrzymano do nadejścia jednostek Armii Czerwonej ułatwiając im szybsze dotarcie do Grodna (most w Łunnie leżał na drodze do Grodna).
Działania prosowieckich grup dywersyjnych żywo przypominają działalność osławionej niemieckiej V kolumny na zapleczu frontu polskiego w czasie kampanii wrześniowej 1939 r., a dywersanci białoruscy i żydowscy należeli do najbardziej zdeklarowanych zwolenników władzy sowieckiej. Właśnie oni pomagali jednostkom Armii Czerwonej poruszać się w nieznanym jej środowisku geograficznym i społecznym. Dodajmy, że to ostatnie było na wielu obszarach ustosunkowane niechętnie lub wrogo do idei „wyzwolenia spod polskiego jarzma”.
Rebelia, czy wg terminologii sowieckiej powstanie, w gminie skidelskiej pozostaje do dzisiaj wydarzeniem zawierającym wiele znaków zapytania, niewyjaśnionych problemów. Powstaje pytanie: jaki był rzeczywisty przebieg wydarzeń w Skidlu między 17 a 21 września 1939 r. Sowieckie dokumenty przedstawiają je w sposób rażąco uproszczony tzn., raczej dla potwierdzenia wcześniej założonych tez, niż dotarcia do historycznej prawdy. Czy rzeczywiście rewolta skidelska zyskała poparcie miejscowej ludności? Kto zajął pozycje neutralne? Nie wiadomo też dlaczego ekspedycja karna tak szybko opanowała miasteczko, mimo że siły walczących stron nie różniły się znacznie liczebnością, a oddział pacyfikacyjny tworzyły rezerwowe, słabo wyszkolone jednostki WP. W jego skład wchodzili bowiem policjanci, żołnierze-rezerwiści, ochotnicy, m.in. młodzież gimnazjalna, funkcjonariusze straży leśnej, członkowie polskich organizacji patriotycznych np. „Strzelca” czy „Związku Rezerwistów”. W sumie liczba członków ekspedycji karnej nie przekraczała 100 osób67. Być może przyczną szybkiej porażki rebeliantów była znacznie mniejsza liczebność od podawanej przez historiografię sowiecką (wg niektórych dokumentów ok. 200 partyzantów w samym Skidlu). W 1940 r. przywódcy rebelii skidelskiej wymieniali w swoich wspomnieniach następujące przyczyny porażki partyzantów: zlekceważenie niebezpieczeństwa natarcia na miasteczko od strony Grodna i skupienie całej uwagi na kierunku wschodnim (od Lidy), skąd spodziewano się nadejścia wojsk polskich, nieznajomość sztuki wojskowej, słaba organizacja oddziałów i wywiadu. Ekspedycja karna wykorzystała ten fakt uderzając od zachodu na zaskoczonych rebeliantów i z tego powodu szybko wyparła ich ze Skidla. Relacja przywódców powstania skidelskiego nie zgadza się jednak w tym miejscu z wersją wydarzeń zawartą w akcie oskarżenia prokuratora sowieckiego obwodu białostockiego, który stwierdził, że atak ekspedycji karnej na Skidel poprzedziło wysłanie parlamentariusza z żądaniem bezwarunkowego poddania się. Jeśli więc powstańcy prowadzili rozmowy z wysłannikiem ekspedycji karnej, to jej atak nie powinien być dla nich zaskoczeniem. Niestety brak odpowiednich dokumentów pozostawia nas tutaj w sferze domysłów. Innym niewyjaśnionym zagadnieniem są motywacje uczestników antypolskich wystąpień w miasteczku Skidel i okolicach. Dokumenty sowieckie szczególnie mocno podkreślają niezwykle wysokie morale partyzantów, ich bohaterstwo i idealistyczne motywacje. Ten „czarno-biały” obraz wydaje się być jednak znacznie uproszczony. Jako przykład ilustrujący to stwierdzenie można przytoczyć brzmiącą nieco anegdotycznie relację mjr. Adama Machnowskiego , jednego z osadników wojskowych spod Skidla, pełniącego przed wojną funkcję skarbnika tzw. „Kasy Stefczyka” w tym miasteczku. 18 września został on aresztowany wraz z płk. Szafranowskim w czasie przejazdu przez Skidel. Otóż tenże mjr Machnowski wspominał, że w czasie jego pobytu w skidelskim areszcie często odwiedzali go powstańcy — okoliczni chłopi, nota bene dłużnicy wspomnianej kasy, z prośbą, aby skreślał on swoim oryginalnym podpisem sumy, które powinni zwrócić. Mjr Machnowski szybko zorientował się, że jego życie może zależeć od gorliwości w skreślaniu długów i tak grając z czasem dotrwał do nadejścia ekspedycji karnej, która przyniosła mu wolność. Natomiast wspomniany akt oskarżenia prokuratury sowieckiej ukazuje w sposób mimowolny — bo ustami świadków oskarżenia — postawy ludzi z przeciwnej strony barykady, tzn. tych mieszkańców Skidla, którzy zaangażowali się w tłumienie rebelii. Przedstawione fakty wskazują przeważnie na wysoki poziom morale i wyjątkowo silne przywiązanie do instytucji państwa polskiego, choć nie wszyscy z oskarżonych byli Polakami. Zachowane dokumenty pozwalają stwierdzić, że tylko 1-2 osoby spośród nich załamały się w śledztwie, które jak możemy przypuszczać nie należało do najłatwiejszych do przetrwania. Niestety, brak dostępu do stosownych dokumentów nie pozwala na odtworzenie dokładnego przebiegu śledztwa i procesu.
Ważnym zagadnieniem są dalsze losy wspomnianych 15 obywateli polskich oskarżonych w procesie skidelskim. Brak źródeł nie pozwala odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Fragmentaryczne przekazy i charakter popełnianych „przestępstw” nasuwają przypuszczenie, że część z nich została skazana na karę śmierci. Nie wiadomo jednak czy ewentualne wyroki śmierci wykonano lub czy oskarżeni przeżyli pobyt w więzieniach i łagrach.
Niewyjaśnionym problemem są także ewentualne przypadki okrucieństw popełnianych — zdaniem strony sowieckiej — przez członków ekspedycji karnej na powstańcach. Dokumenty sowieckie przytaczają opisy okrutnych tortur, takich jak wyłupywanie oczu, wyrywanie języków, wycinanie gwiazd przywódcom rebelii na plecach i czołach. Podstawową wątpliwość budzi fakt, że tego rodzaju postępki są wzmiankowane jedynie przez źródła sowieckie, które następnie wykorzystywano do celów propagandowych. To zaś zmniejsza znacznie ich wiarygodność. Dla władz polskich rebelia w Skidlu i inne podobne wystąpienia były działaniami o antypaństwowym charakterze, a więc rzecz jasna musiały doczekać się zdecydowanego potępienia i przeciwdziałania. Próba utworzenia władzy sowieckiej przez rebeliantów jeszcze przed wkroczeniem wojsk sowieckich na ten teren, atakowanie oddziałów WP, rozbrajanie żołnierzy i oficerów — niektórych, opierających się, rozstrzeliwano — miały dla strony polskiej niezwykle niebezpieczny charakter. Całe wydarzenie oceniono jako groźny przypadek działania tzw. V kolumny czyli dywersji inspirowanej przez stronę radziecką. Z tego powodu drastyczne kroki podjęte przeciwko dywersantom przez władze polskie oraz jednostki Wojska Polskiego zostały potraktowane jako konieczne i usprawiedliwione. Strona polska nie ukrywała, że część powstańców została rozstrzelana na miejscu (z reguły dotyczyło to schwytanych z bronią w ręku w czasie walki lub tuż po niej), usprawiedliwiała jednak te posunięcia wymaganiami przepisów stanu wojennego i zagrożeniem bezpieczeństwa państwa. Warto dodać, że w czasie walk w Skidlu i jego okolicach, tzn. pomiędzy 18 a 20 września 1939 r. jednostki Armii Czerwonej zbliżały się do Grodna — miasta, które stawiło zdecydowany opór wojskom radzieckim. Tak więc walki w tym rejonie stały się etapem wstępnym bitwy o Grodno. Mimo informacji o stosowaniu surowych represji wobec rebeliantów, w źródłach polskich nie ma żadnych wzmianek o przypadkach torturowania powstańców. Należy pamiętać, że działania ekspedycji karnej w Skidlu, a następnie zgrupowania rtm. Wiszowatego, były nacechowane pośpiechem, który uniemożliwiał np. wielogodzinne tortury opisywane w dokumentach sowieckich.
Władze sowieckie stworzyły więc swego rodzaju legendę powstania skidelskiego, troskliwie pielęgnowaną w okresie powojennym, tak, że stopniowo stała się ona istotnym elementem świadomości historycznej białoruskiego społeczeństwa.
Rebelia w gminie skidelskiej i innych rejonach Grodzieńszczyzny miała wyraźny wpływ na stosunki panujące między ludnością polską, białoruską i żydowską na tym terenie. M.in. informuje o tym doniesienie wywiadowcze dla sztabu 3 armii Frontu Białoruskiego z początku października 1939 r. Czytamy w nim, że w okolicach miasteczka Ostryna, położonego ok. 30 kilometrów od Skidla, a również ogarniętego antypolską rebelią we wrześniu 1939 r., „kontrrewolucyjne elementy polskie” wykorzystywały przemieszczenia jednostek Armii Czerwonej do rozprzestrzeniania pogłosek o odejściu wojsk sowieckich z terytorium II Rzeczypospolitej. Równocześnie ci sami Polacy grozili ludności białoruskiej i żydowskiej rychłą rozprawą, po powrocie państwowości polskiej. Podobne nastroje ludności polskiej potwierdzają dokumenty i przekazy z rejonu Skidla, pokazując, że uprzedzenia i wrogość powstałe między niektórymi środowiskami tych grup narodowościowych we wrześniu 1939 r., przetrwały znacznie dłużej. Np. po wkroczeniu wojsk niemieckich na tereny Zachodniej Białorusi także w okolicach Skidla dochodziło do aktów odwetu ze strony Polaków na Białorusinach i Żydach — zaangażowanych w antypolską dywersję i mordy na Polakach we wrześniu 1939 r. — poprzez denucjacje do niemieckich władz wojskowych.
Negatywny wpływ opisywanych wydarzeń na stosunki polsko-białorusko-żydowskie przetrwał znacznie dłużej, bo aż do czasów współczesnych. Wystąpienia skidelskie z września 1939 r. utrwaliły się w świadomości społeczeństw: polskiego i sowieckiego (a dzisiaj białoruskiego) w uproszczonej wersji bez uwzględnienia punktu widzenia drugiej strony. Dotyczy to także historiografii polskiej i sowieckiej (dzisiaj kontynuowanej przez historyków białoruskich), które jak dotąd nie zajęły się bliżej tym trudnym i skomplikowanym fragmentem stosunków polsko-białorusko-żydowskich. Wydaje się jednak, że jest to zabieg konieczny*.
(908)