Program „Państwo w Państwie” demaskuje patologię oraz słabość funkcjonowania naszego państwa. Nie raz ujawnił bezprawie, często zachowujące pozory legalizmu, podłość i nikczemność tych, którzy powinni kierować się interesem publicznym oraz braki naszej demokracji – pisze w przedmowie prof. Witold Modzelewski.
Chyba najważniejszym przesłaniem wynikającym z minionych pięciu lat emisji tego programu jest fasadowość obowiązujących procedur, które stanowione są w imieniu większości. Kiedyś żyliśmy w przekonaniu, że demokracja – w odróżnieniu od systemów totalitarnych – ma w sobie niejako zakodowane mechanizmy samonaprawiający się. Nasze naiwne przekonanie kazało nam wierzyć, że wolność słowa oraz demokratyczny sposób wyłaniania władzy wyeliminuje głupotę tworzonego prawa, nadużycia władzy oraz korupcję. Teraz wiemy, że byliśmy w błędzie, a program „Państwo w państwie” pomógł nam lepiej zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość – z przedmowy prof. dr hab. Witolda Modzelewskiego.
Fragment wstępu Małgorzaty Cecherz
Przepraszam…
Zawsze myślałam, że napisanie tej książki nie sprawi mi kłopotu. Przecież wystarczy tylko znaleźć wolną chwilę i pospisywać to, co przecież znam na pamięć.
Jakże się myliłam! Nie spodziewałam się, że ten ludzki ból i cierpienie, które co i raz brałam na swoje plecy, tym razem teraz będę musiała zebrać w całość i ponownie się z tym zmierzyć. Nie myślałam, że będę musiała stanąć twarzą w twarz z poczuciem bezradności, krzywdy, z własnym wewnętrznym krzykiem. Nie myślałam, że będzie bolało aż tak bardzo. Nie myślałam, że tego nie da się udźwignąć w jednej walizce…
Chciałam odpowiedzieć wydawcy, żeby pocałował się gdzieś, że nic mnie nie obchodzi mijający czas, jakieś uzależnienia produkcyjne. Jakie terminy, gdy po mojej głowie znowu chodzi Janek, któremu nie pomogłam? Jakie obsuwy, gdy znowu w mojej głowie biegają Krzysztof z Marcinem, którzy nigdy nie wyjdą na wolność? A powinni! I znowu jest tam Marek, który swoim sparaliżowanym ciałem chce powiedzieć, że już nie ma siły stawać przed sądem.
Niech ta książka będzie moim „przepraszam”. Za co? Za to, że nie mogłam wam pomóc, że po wyjściu od was wracam do domu, gdzie czeka na mnie pies, mogę sobie zrobić kawy, obejrzeć jakąś amerykańską szmirę albo po prostu wyjść na spacer. I iść wśród drzew, łapiąc ostatnie promienie słońca. Przepraszam was za to, że żyję wśród ludzi, którzy czują się od was lepsi, tylko dlatego, że nigdy nie siedzieli…
Fragment rozdziału III
Potwór, który jest człowiekiem
„Jego życie ucieka” – napisał do mnie jego brat. Dostał gryps z więzienia: Marek robi pod siebie jak zwierzę. Od listopada nie był na powietrzu, bo nie ma kto go ubrać. Nie ma komu go umyć, a gdy biorą go pod prysznic, to rzucają nim jak workiem. Tylko czekać kiedy go upuszczą.
Widziałam to oczami wyobraźni i byłam wściekła. Co musiał zrobić ten człowiek, że trzymają go w takich warunkach? Jakim musiał być potworem? A jeśli nie był, to dlaczego człowiek w takim stanie siedzi w areszcie?
Marek Lisowski ma porażenie czterokończynowe. Wiedziałam, co to oznacza. To, że jest całkowicie sparaliżowany. To, że żyje bez żadnego ruchu, gestu, reakcji. To cud, że w ogóle mówi.
Prokurator Jarosław D. z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu we wniosku o areszt Marka Lisowskiego argumentował, że to jedyny możliwy środek zapobiegawczy. Bo podejrzany mężczyzna na pewno ucieknie. Według niego to niebezpieczny przestępca.
Ucieknie? Marek Lisowski porusza jedynie głową. I to dzięki zamontowaniu specjalnej platynowej płytki. Jest skazany na całodobową pomoc innych. Jak mógłby uciec? Czemu więc siedzi w areszcie?
Gdy sięgam do dokumentacji procesowej, chce mi się wyć. Marek Lisowski jest w Czarnem, najcięższym areszcie w kraju. Pomówił go niezrównoważony psychicznie bandyta, który plotąc, co mu ślina na język przyniesie, chce spokojnie żyć, opłacany przez wymiar sprawiedliwości i chroniony przez policję. Ten świadek koronny, po leczeniu psychiatrycznym i sześciu klasach szkoły specjalnej, zrobił z kalekiego człowieka potwora handlującego narkotykami, bronią, fałszywymi dolarami. A prokurator, złakniony dobrych wyników, pochwał przełożonych i premii, udaje, że mu wierzy. I znęca się. Już nie tylko psychicznie, to są tortury niezrozumiałe dla nas, ludzi zdrowych. Prokurator D. się śmieje. A Marek Lisowski umiera w więzieniu…
Sędziowie ze Świdnicy odpowiadali na prośby o zmianę środka zapobiegawczego w sposób kuriozalny. Według nich Marek miał znakomitą opiekę, dobre warunki i wszystko czego tylko dusza zapragnie. Dopiero listy i pytania dziennikarzy do sądu w Świdnicy, który przyklepał prokuratorski wniosek o areszt, coś dały. Marek Lisowski został zwolniony z aresztu. W stanie agonalnym…
(230)