W uszkodzonym eksplozjami bomb i płonącym nocą z 29 na 30 sierpnia 1944 roku zamku królewieckim znajdowała się Bursztynowa Komnata, po wojnie nazwana „ósmym cudem świata”.
Ci z mieszkańców Königsberga, którzy w lokalnych gazetach przeczytali informujące o jej przywiezieniu do stolicy Prus Wschodnich lub wybrali się do zamku, by ją zobaczyć, wiedzieli, co to jest, ale zdecydowana większość Niemców w 1944 roku z niczym jej nie kojarzyła. To osiemnastowieczne arcydzieło sztuki barokowej trafiło do Królewca w październiku 1941 roku, a więc w pierwszym etapie wojny niemiecko-radzieckiej, i było łupem Wehrmachtu.
Ten skarb znaleźli żołnierze niemieccy, porzucony przez Rosjan w częściowo zniszczonym Pałacu Jekatierinskim (Katarzyny) w Puszkinie niedaleko ówczesnego Leningradu, dzisiejszego St. Petersburga. Owinięta papierem Bursztynowa Komnata nie została nawet zdemontowana ze ścian jednej z sal tego pałacu. Wałęsający się po nim żołnierze bagnetami odłupywali fragmenty bursztynowych ozdób, zabierając je ze sobą. Większy fragment tego arcydzieła sztuki zabrał „na pamiątkę” jeden z oficerów niemieckich. Była to kamienna mozaika Dotyk i powonienie, która ponad 50 lat po wojnie odnajdzie się w Republice Federalnej Niemiec…
Wysłannicy niemieckich muzeów wojskowych w mundurach oficerów Wehrmachtu zainteresowali się tym skarbem mimo jego fatalnego stanu. Panele Bursztynowej Komnaty zdjęto ze ścian i przewieziono do Królewca, gdzie oddano je pod opiekę doktora Alfreda Rohdego, dyrektora Städtischen Kunstsammlungen zwanym muzeum zamkowym, wybitnemu znawcy i kolekcjonerowi bursztynu.
Wątek Bursztynowej Komnaty przewija się przez niektóre rozdziały tej książki, więc przyjrzyjmy się teraz jej losom po przywiezieniu do wojennego Królewca i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, czy przetrwała ona drugi nalot brytyjski na Königsberg.
Już jesienią 1942 roku, po pobieżnej konserwacji bursztynowych paneli, arcydzieło to ozdobiło jedną z sal południowego skrzydła zamku, a doktor Alfred Rohde w sierpniowo-wrześniowym numerze berlińskiego czasopisma „Pantheon” z tegoż roku opublikował obszerny artykuł Das Bernsteinzimmer Friedrichs I im Königsberger Schloss (Bursztynowa Komnata Fryderyka I w zamku królewieckim), który do dziś jest kopalnią wiadomości na jej temat. Rohde przedstawił też okoliczności przewiezienia komnaty z Puszkina do Królewca i wymienił nazwiska dwóch oficerów niemieckich, którzy nadzorowali jej rabunek. Byli to rotmistrz doktor Ernstotto, hrabia zu Solms-Laubach, i kapitan doktor Georg Poensgen, w cywilu historycy sztuki pracujący dla pruskiej Administracji Pałaców i Parków, a podczas służby w Wehrmachcie podlegli dyrekcji muzeów wojskowych. Opisał także kłopoty z ekspozycją komnaty w Królewcu.
Otóż wybrana przez Rohdego sala była nieco mniejsza i niższa od tej z Pałacu Jekatierinskiego. Musiał on zatem zrezygnować z 24 weneckich luster, świeczników z pozłacanego brązu i różnych bursztynowych ozdób oraz – zapamiętajmy to! – sześciu fragmentów cokołu. W tej zubożonej wersji Bursztynowa Komnata została udostępniona zwiedzającym. I w tej też wersji ją sfotografowano, a niektóre z tych zdjęć zamieściło czasopismo „Pantheon”.
Wśród tych zdjęć jest też kolorowa fotografia, a ściślej barwne przeźrocze na taśmie Agfa, wykonane przez przypadkowego żołnierza Wehrmachtu. Widać na nim, że w miejsce skradzionej jeszcze w Puszkinie mozaiki Dotyk i powonienie Rohde umieścił lustro, pominięte zaś przez niego fragmenty komnaty zniesiono do piwnicy, gdzie miały czekać na dołączenie do całości i wywiezienie z miasta po zwycięskiej wojnie. Bursztynową Komnatę Wehrmacht przekazał bowiem Królewcowi tylko w zarząd komisaryczny na trudny czas wojny. Po jej zakończeniu miała ona zdobić muzeum chwały oręża niemieckiego, które zamierzano zbudować w Breslau.
Na początku 1944 roku otwarto w zamku królewieckim antyradziecką wystawę propagandową. Pech chciał, że urządzono ją pod salą, którą zdobiła Bursztynowa Komnata. Któregoś lutowego dnia na kondygnacji, gdzie znajdowała się wystawa, wybuchł pożar. Prawdopodobnie ogień podłożył któryś z królewieckich sympatyków komunizmu. Pożar szybko ugaszono, ale duże zadymienie w południowym skrzydle zamku sprawiło, że bursztynowe panele zostały osmalone i trzeba je było oczyścić z sadzy.
O tym, co było dalej, wiemy z kilku sprzecznych relacji. Ich autorzy zgadzają się tylko w jednym: pod nadzorem doktora Rohdego Bursztynową Komnatę zdemontowano, a drogocenne panele złożono do skrzyń. Dalej obracamy się już tylko w sferze hipotez. Czy po zdjęciu ze ścian panele komnaty oczyszczono z sadzy? Chyba tak. Czy przy okazji przeprowadzono jakieś poważniejsze zabiegi konserwatorskie? Prawdopodobnie nie. I wreszcie – gdzie skrzynie przetrwały bombardowania Królewca? Ponoć w piwnicach zamkowych, ale byli i tacy, którzy powołując się na Rohdego, twierdzili, że po pierwszym nalocie, w którym zamek nie ucierpiał, wyniesiono je z piwnicy i złożono na dziedzińcu zamkowym.
Na początku lat 70. XX wieku dziennikarz i podróżnik Ryszard Badowski zrealizował telewizyjny film dokumentalny Tajemnica Bursztynowej Komnaty, który wyemitowała także telewizja Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Obejrzała go Liesel Amm z Berlina, która w latach 1943–1945 przyjaźniła się z córką doktora Rohdego i często gościła na obiadach w domu państwa doktorostwa. Po obejrzeniu filmu pani Amm przypomniała sobie pewne zdarzenie z końca sierpnia 1944 roku, które szczegółowo opisała w liście do twórców Tajemnicy Bursztynowej Komnaty. List ten Badowski opublikował zrazu w tygodniku „Przekrój”, a później w książce pod tym samym co film tytułem. Pani Amm pisała między innymi: „Po nocnym pożarze w czasie drugiego z wielkich nalotów udałam się w stronę śródmieścia, w poszukiwaniu krewnych i znajomych. Około południa znalazłam się na dziedzińcu zamku. Spotkałam tu doktora Rohdego, który musiał przyjść krótko przede mną. […] Miał wygląd człowieka zdruzgotanego; jego twarz była popielata. Wymieniliśmy krótkie powitanie i wtedy zadałam pytanie: »Co z Bursztynową Komnatą?«. Odpowiedział: »Wszystko przepadło«. Zaprowadził mnie w kierunku nieznanych mi piwnic i ujrzałam wtedy roztopioną masę, w której widniały zwęglone kawałki drewna. Doktor Rohde był załamany. Nigdy potem nie mówiliśmy o Bursztynowej Komnacie”.
Fragment rozdziału Burze nad Königsbergiem.
Leszek Adamczewski, Prusy w ogniu. Między Królewcem a Toruniem, Replika, Poznań 2017. Książkę można nabyć TUTAJ.
Wędrówka po Prusach ‒ kolebce zaborczego państwa niemieckiego ‒ w ostatnich latach jego istnienia
W swoich reportażach historycznych Leszek Adamczewski przedstawia mało znane fakty z dziejów Prus Wschodnich, Wolnego Miasta Gdańska oraz utworzonej w 1939 roku prowincji Gdańsk-Prusy Zachodnie.
Poznamy spóźnioną ofiarę „nocy długich noży” i człowieka, który nie rozmawiał z Adolfem Hitlerem, ale opisał „fakt” tak sugestywnie, że wprowadził w błąd rzesze historyków. Przeczytamy o głośnym zamachu na pociąg Hitlera, który okazał się wykolejeniem pociągu pospiesznego na linii Königsberg–Berlin. Autor sugeruje również, że jedna z równie głośnych akcji dywersyjnych Armii Krajowej na okupowanym Pomorzu najprawdopodobniej została zmyślona.
Sporo miejsca poświęca Adamczewski tragicznym dniom 1945 roku, gdy przez prowincje pruskie przetoczył się walec Armii Czerwonej, jak i wojennym losom skarbów kultury, w tym legendarnej Bursztynowej Komnaty.
Leszek Adamczewski. Poznański pisarz i dziennikarz, urodzony w 1948 r. w Szczecinie. Absolwent Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza. Autor ponad dwudziestu książek o zagadkowych i tajemniczych wydarzeniach z lat drugiej wojny światowej, w tym o losach skarbów kultury. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika. W swym dorobku ma między innymi bestsellerowe pozycje o wojennych losach Prus Wschodnich i Zachodnich: Łuny nad jeziorami oraz Dymy nad Gdańskiem, a także kilka książek o Kraju Warty.
(14543)