Jak wygląda multikulturalizm w praktyce? Użytkownik portalu Wykop.pl opisał sytuacje, która miała miejsce w Dublinie w Irlandii podczas street food festival.
Idea festiwalu jest bardzo prosta. Mieszkańcy przygotowują jedzenie (każdy we własnym zakresie) i przynoszą je na festiwal. Każdy może je spróbować. Wszystko jest darmowe. Do tego atrakcje dla dzieci. Super sprawa
– opisuje.
Sam również uczestniczył w wydarzeniu:
Żona upiekła pyszna polską szarlotkę (Irlandczycy byli zachwyceni). Ale nie uprzedzajmy faktów… Impreza się zaczyna, ludziska się złażą. Oczywiście głównie Irlandczycy. Wielu Polaków, Rumunów, Litwinów, Węgrów. Wszyscy razem. Bardzo miła atmosfera – tylko jakoś tak biało… Po jakimś czasie zaczęły się złazić czarne dzieci. Ich rodzice obserwowali wszystko z daleka. Chyba nie mieli ochoty na dzielenie się swoimi afrykańskimi specjałami z białasami. W te stronę to jakoś nie działa. Irlandczycy szybko pozbyli się hmmm… problemu. Powiedzieli biednym dzieciakom że mogą tutaj być tylko w obecności rodziców. Tego dnia więcej ich nie widziałem. Po jakimś czasie przyszło kilka muzułmanek (z dzieciakami oczywiście). One chyba też nie chciały zaszczycać nas swoją obecnością, bo usiadły na kocykach jakieś 50 metrów od nas. Nic nie przyniosły, nic nie zabrały. Bardzo uczciwie
– napisał. Ale sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót.
Kilka godzin później impreza powoli się kończy. Jest jeszcze trochę żarcia na stołach. Nagle pojawia się inwazja czarnych mamusiek. Zaopatrzone w kartony z Lidla postanowiły trochę pomóc organizatorom w sprzątaniu. Skoncentrowały się na sprzątaniu jedzenia ze stołów. Przecież nie może się zmarnować – tyle dzieci w Afryce głoduje. Muszę przyznać, że dzielnie się spisały, bo stoły zostały doszczętnie ogołocone. Niespiesznym krokiem wróciły do swoich socjalnych domów. Zmęczone, szczęśliwe, ubogacone…
Może to tylko głupi festiwal. Może to przypadek. Może to nic nie znaczy. Może
– zakończył.
Tu bardzo podobna sytuacja do tej opisanej przez niego podczas maratonu:
(11865)
Spodziewałem się zamachu, albo jakiejś ostrej inby. Budowanie napięcia… a na końcu przyszły czarne grażyny i całkiem grzecznie wysępiły co zostało. Nuda. To już na wigilii w Radomiu było ciekawiej.