Wspomnienia Władysława Krzyściaka, oficera Wojska Polskiego, zostały przygotowane i opracowane przez pracowników Oddziałowego Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN w Katowicach w ramach serii edycji źródeł.
Autor wspomnień był zawodowym oficerem artylerii WP. Zebrał bogate doświadczenie wojskowe, walcząc w szeregach armii austriackiej podczas I wojny światowej, następnie w latach 1918-1920, uczestnicząc w walkach o niepodległość Polski na froncie ukraińskim i bolszewickim (m.in. w składzie pociągu pancernego „Smok”).
W okresie międzywojennym służył w 8 i 21 pułku artylerii lekkiej; z tym drugim kpt Krzyściak jako dowódca II dywizjonu wyruszył z koszar w Bielsku i przeszedł szlak bojowy we wrześniu 1939 r. Po ucieczce z niemieckiej niewoli przedostał się przez Węgry do Francji, gdzie walczył w składzie 2 Dywizji Strzelców Pieszych, następnie był internowany w Szwajcarii. Publikowane wspomnienia są zapisem jego przeżyć z lat 1939-1945.
W publikacji wykorzystano kilkaset zdjęć udostępnionych m.in. przez rodzinę W. Krzyściaka, a także archiwa polskie (Archiwum Akt Nowych, Centralne Archiwum Wojskowe, Instytut Pamięci Narodowej) i zagraniczne (Bundesarchiv Militärarchiv Freiburg, Instytut Polski i Muzeum im. Gen. Sikorskiego w Londynie, Ministry of Defence APC Polish Historical Disclosures, Schweizerisches Bundesarchiv).
Fragment wstępu – Wojciech Krupa:
[quote]W tej żołnierskiej historii jest wszystko, co niesie z sobą wojna i jej trudy. Na kartach wspomnień Władysław Krzyściak przedstawił przebieg walk we wrześniu 1939 r. z udziałem 2 dywizjonu 21 pal, ucieczkę z niewoli, udział w walkach we Francji w 1940 r. oraz długie lata internowania w Szwajcarii. Zarówno przebieg wojennych kampanii, w których uczestniczył oraz dłuższe okresy przymusowej przerwy w walkach opisał w sposób interesujący i z dużą dozą szczegółowości.[/quote]
Fragmenty wspomnień Władysława Krzyściaka:
1 września ordynans obudził mnie o godz. 4.30. Dzień wstał wyjątkowo ciepły i słoneczny; pogoda jaskrawo kontrastowała z nastrojem napięcia, który towarzyszył nam stale w ostatnich godzinach. Właśnie zacząłem się golić, gdy z daleka dobiegł mnie warkot samolotów, a po chwili rozległy się wybuchy bomb. Wybiegłem czym prędzej z kwatery i spojrzałem w niebo. Z oddali nadciągały samoloty w szyku trójkowym. Raz po raz sypały się z nich bomby, celowane w rejon placu ćwiczeń w Cygańskim Lesie. Przez lornetkę wyraźnie widać było czarne krzyże na skrzydłach samolotów. Bez straty czasu zameldowałem moje spostrzeżenia dowódcy pułku i czekałem na rozkazy. Tymczasem detonacje wybuchów bomb nie przeszły bez echa.
Ludzie przechodzący obok mojej kwatery komentowali wydarzenia jednoznacznie, rozpowiadając, że są to ćwiczenia przeciwlotnicze zorganizowane przez polskie dowództwo. I nagle wszelkie wątpliwości wyjaśnił komunikat radiowy. Po całej serii marszów wojskowych nastąpiła krótka, jakby przytłaczająca przerwa. Potem zabrzmiały tony hymnu narodowego. Od razu można się było zorientować, że to, czego spodziewaliśmy się od wielu godzin, stało się faktem. Nie przerywa się przecież audycji radiowej Mazurkiem Dąbrowskiego w chwilach tak napiętych, bez dostatecznego uzasadnienia. Za chwilę rozległ się nabrzmiały wyraźnym wzruszeniem głos spikera Tadeusza Bocheńskiego. „Oświadczamy przed Bogiem i historią – brzmiały słowa komunikatu – że dnia 1 września 1939 roku o godzinie 4.45 Rzesza Niemiecka rozpoczęła przeciwko Polsce działania zaczepne na całej długości granicy!” Po tym jednym zdaniu nadano Pierwszą Brygadę, a później pierwszy komunikat Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego mówił o zaatakowaniu Westerplatte i o nalotach na polskie miasta.
[quote]Są takie momenty, gdy dowódcę w obliczu bierności i obojętności podkomendnych ogarnia po prostu furia. Ogarnięty niepohamowanym gniewem zeskakuję z konia, z rąk luzaka chwytam karabinek i amunicję i biegnę sam na pagórek. W parę sekund jestem na jego szczycie i widzę przed sobą w odległości 20–30 kroków uciekający patrol niemiecki w sile 8 ludzi. Z pewnością nie spodziewają się, by ich chciał odpędzić jeden zdeterminowany przeciwnik. Podenerwowany nie szukam dogodnej pozycji i strzelając na stojąco pudłuję aż pięciokrotnie. Załadowuję drugi magazynek, przyklękam i tym razem spokojnie strzelając, trafiam celnie trzech Niemców. Reszta patrolu dobiega lasu, lecz nim zdążyli schować się za drzewami zdążyłem powalić strzałami jeszcze dwóch następnych przeciwników. Ochłonąwszy nieco z pierwszego wrażenia, rzuciłem okiem dokoła i zauważyłem leżący przede mną ręczny karabin maszynowy pozostawiony przez napastników. Stwierdziłem jednak, że był zacięty i nie nadawał się do użytku[/quote].
(305)