Portal informacyjno-historyczny

Władysław Anders – historia nielukrowana. O wielkim dowódcy: sowieckich torturach, rzekomym wątku agenturalnym i egzekucjach żołnierzy

w II wojna światowa


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

anders2– Generał czuł się winny z powodu tego, co podpisał na Łubiance. NKWD nie udało się go jednak zwerbować – Mówi Zbigniew S. Siemaszko w wywiadzie udzielonym „Uważam Rze Historia”.

– Jak pan ocenia postawę generała Andersa w sowieckim więzieniu w latach 1939–1941?
– Anders przez NKWD był traktowany w sposób zupełnie wyjątkowy.
We wrześniu 1939 roku i później w sowieckich rękach znalazło się wielu wyższych oficerów Wojska Polskiego. Tylko od Andersa zażądano wstąpienia do Czerwonej Armii i dowodzenia na wysokim szczeblu sowieckimi wojskami. To był ewenement.

– Jak Anders mógł jednak dowodzić bolszewikami, skoro we wrześniu 1939 roku został ciężko ranny? Jak sam o sobie mówił, był wówczas inwalidą.
– To prawda. Ale można go było wyleczyć. Jedną z szykan, jakim poddawano go w więzieniu za to, że odrzucił sowieckie żądanie, było właśnie nieleczenie jego wojennych ran. Jedna z nich była bardzo poważna. Kula utkwiła tuż obok kręgosłupa.

– To była kula niemiecka czy sowiecka?
[quote]– To była kula ukraińska. Okoliczności były niezwykle dramatyczne. Anders przebijał się wraz z niewielką grupą oficerów w stronę granicy rumuńskiej. W pewnym momencie musieli porzucić zmęczone konie. Anders pierwszy zdjął ostrogi i wrzucił je w krzaki. Pozostali oficerowie zrobili to samo. Obecny przy tym rotmistrz Koszutski powiedział później, że to był symboliczny koniec polskiej kawalerii.[/quote]

– Co to byli za Ukraińcy?
Na terenie tym działały uzbrojone przez bolszewików ukraińskie bandy. Jedna z nich zaatakowała tę grupę oficerów. 29 września doszło do strzelaniny. Pierwsza kula trafiła Andersa w nogę, druga w krzyż. Przez pewien czas towarzysze próbowali Andersa nieść. Ale on kazał się porzucić. Zagroził, że się zastrzeli, jeżeli nie odejdą. Pozostali z nim tylko jeden oficer i ordynans. Zaciągnęli go do wioski ukraińskiej, gdzie lokalna milicja wezwała sowiecki patrol. Tak Anders znalazł się w łapach bolszewików.

Władysław Anders i Władysław Sikorski podczas wizyty u Józefa Stalina (grudzień 1941)
Władysław Anders i Władysław Sikorski podczas wizyty u Józefa Stalina (grudzień 1941)

– Jak traktowano Andersa w niewoli?
– Najpierw we Lwowie umieszczano go w szpitalu, szybko jednak trafił do więziennej celi. Tam działy się okropne rzeczy. Nadeszła zima, a on leżał nieleczony w pomieszczeniu, w którym były wybite okna. Woda zamarzała w kuble. Anders był przy tym bestialsko bity, zrzucany ze schodów. Sowieci przeprowadzali regularnie upokarzające rewizje – także wewnątrz jego ciała. Był głodzony.

– Potem wywieziono go ze Lwowa do Moskwy.
– Tak, w lutym 1940 roku. Wtedy został poddany śledztwu w więzieniu na Łubiance, a potem w Butyrkach. Warunki były tam nadal bardzo ciężkie.

Generał Anders na meczu w latach 60.

– Po roku jednak się poprawiły. Jak wynika z dokumentów sowieckich, na początku 1941 roku NKWD nagle wystąpiło o to, żeby przyznać mu pewne przywileje. Papierosy, lepsze jedzenie (kiełbasę, szynkę i ser) oraz dostęp do książek. Co się stało?
Była to nagroda dla Andersa za podpisanie zeznania. Nastąpiło to 23 listopada o godz. 19.40 po 6,5-godzinnym przesłuchaniu.

– Co było w tym zeznaniu?
Trochę rzeczy, o których NKWD już wiedziało od innych aresztowanych Polaków. Trochę informacji o ludziach, którzy odwiedzali go w szpitalu we Lwowie. Anders sporo mówił na temat Władysława Sikorskiego, ówczesnego premiera i Wodza Naczelnego. Na temat swoich relacji z Sikorskim. W sumie nic poważnego. Myślę jednak, że Anders czuł później z powodu tych zeznań i tego podpisu pewien dyskomfort. Miał do siebie żal.

– Dlaczego?
Mimo wszystko generał Wojska Polskiego opowiadał wrogowi o swoim przełożonym, o Wodzu Naczelnym. Swoimi zeznaniami nikomu nie zaszkodził, ale – znając Andersa – ta sprawa nie dawała mu spokoju. On został doprowadzony przez sowieckich śledczych do stanu skrajnego wyczerpania. Miał już wszystkiego dość i za tę niewielką cenę postanowił uzyskać lepsze warunki w więzieniu. Tak też się stało. Podpis złożony przez Andersa bardzo mu pomógł.

Sikorski i Anders oraz Stalin

– A czy rozpoczęto wówczas leczenie i wyjęto mu kulę z kręgosłupa?
Nie. Kula została do końca życia. Gdy już został zwolniony z sowieckiej niewoli w 1941 roku, po podpisaniu paktu Sikorski-Majski, i stanął na czele armii polskiej w Sowietach, zastanawiano się, czy nie wyciągnąć tego pocisku. Uznano jednak, że jest tak blisko nerwów, iż operacja mogłaby się zakończyć tragicznie.

– Wracając do sprawy śledztwa, dzisiaj łatwo jest to osądzać z perspektywy bezpiecznego miejsca i bezpiecznych czasów. A przecież każdy człowiek ma swoje granice wytrzymałości. Andersa dręczono straszliwie.
– Zgadzam się z panem całkowicie. Dlatego naprawdę bardzo niewielu ludzi odmawiało Sowietom zeznań i składania podpisu. A nieliczni, którzy odmawiali, byli przez NKWD mordowani. Na śmierć za niezłożenie podpisu skazany został m.in. późniejszy prezydent Ryszard Kaczorowski. Tego wyroku całe szczęście nie wykonano.

– Gdy opublikowano protokół zeznań generała, w Polsce pojawiła się dość ryzykowna teoria, że po złamaniu Andersa NKWD go zwerbowało.
[quote]- Syn Berii, Sergo, w książce poświęconej ojcu napisał, że szef NKWD darzył Andersa szacunkiem za to, że zarówno podczas pobytu w więzieniu, jak i po wypuszczeniu zachowywał się z wielką godnością. To dużo mówi. Andersowi składano propozycję otwartego przejścia na stronę sowiecką i służenia w Armii Czerwonej. Propozycję tę odrzucił. Dlaczego więc miałby przyjąć propozycję pracy agenturalnej? On się zresztą na takiego tajnego agenta nie nadawał. Był kawalerzystą, postacią zbyt dużego formatu, aby odgrywać taką rolę. Twierdzenie, na podstawie tego jednego zeznania, że był agentem, jest całkowicie nieuzasadnione. To teoria nieoparta na dokumentach, ale na wymysłach.[/quote]

– Jest pan byłym żołnierzem Andersa. Już słyszałem głosy, że napisał pan biografię swojego dowódcy „na kolanach”.
– Wystarczy, żeby ludzie, którzy tak mówią, zadali sobie trochę trudu i przeczytali moją książkę. Wtedy zrozumieją, że ma ona na celu obiektywnie opisać rzeczywistość. Anders był postacią bardzo złożoną i opisuję go bez lukrowania.

– Nie ukrywa pan jednak tego, że ocenia pan Andersa pozytywnie.
– Tak, bo to był bardzo dobry żołnierz i dobry Polak. Jeżeli zaś chodzi o moje relacje z Andersem, to pod jego bezpośrednim dowództwem służyłem krótko. Najpierw w Sowietach w 1941 roku, potem przez pewien czas w Iraku. Gdy Anders walczył we Włoszech, ja już jednak byłem w Wielkiej Brytanii.

[quote]Natomiast rzeczywiście, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Andersa – było to na Bliskim Wschodzie – zrobił na mnie wielkie wrażenie. Kawaleryjski blichtr, piękna postawa. To był dowódca z krwi i kości. Potem widziałem go w 1947 roku w Londynie, gdy w Instytucie Sikorskiego składane były sztandary polskich sił zbrojnych na Zachodzie. To była przejmująca, dramatyczna uroczystość. Anders w strugach ulewnego deszczu salutował kolejno polskie sztandary. Robił to z zachowaniem wszystkich reguł musztry, z wielką godnością. Nabrałem do niego wówczas wielkiego szacunku.[/quote]

Władysław Anders podczas inspekcji Gimnazjum polskiego w Casarano we Włoszech, 2 czerwca 1946
Władysław Anders podczas inspekcji Gimnazjum polskiego w Casarano we Włoszech, 2 czerwca 1946

– A czy później rozmawiał pan z nim?
– Jerzy Giedroyc zorganizował dla mnie w 1967 roku duży wywiad z Andersem. To była najlepsza i najciekawsza rozmowa, jaką odbyłem kiedykolwiek ze świadkiem historii. Chociaż byłem tylko kapralem podchorążym, Anders w żaden sposób nie okazywał mi swojej wyższości. Był bardzo precyzyjny i rzeczowy. To sprawiało, że ludzie bardzo go szanowali. Nawet Stalin, który – choć miał pod ręką ambasadora Kota i innych polskich urzędników – najchętniej rozmawiał z generałem. To samo później było z Churchillem.

– Czy w swojej książce porusza pan również sprawy dla Andersa niewygodne?
– Tak, choćby pewien rys okrucieństwa, który dostrzegam w generale. Po raz pierwszy pojawił się podczas I wojny światowej, gdy Anders jako młody oficer rosyjskiej kawalerii organizował nocne napaści na Niemców. Zostały mu przydzielone największe zabijaki w całej rosyjskiej kawalerii, z którymi przechodził na drugą stronę frontu. Podczas jednej z takich akcji, jesienią 1915 roku, w majątku Kuchcze na Polesiu doszło do dantejskich scen.

– To znaczy?
anders4– Żołnierze Andersa napadli na śpiących Niemców. Najpierw powrzucali do budynków granaty, potem pozarzynali zaskoczonych przeciwników przy użyciu bagnetów i szabel. Wieś puścili z dymem, a wziętych jeńców wyrżnęli, gdy dostali się pod ogień. Anders kierował tą operacją. W innym napadzie, na majątek Newel, wziął do niewoli jakiegoś starszego pana z brzuszkiem. Tasiemki od kalesonów ciągnęły mu się po błocie. Anders spytał go łamaną niemczyzną (choć był pochodzenia niemieckiego, nie znał dobrze tego języka): „Ktoś ty? Kucharz?”. Starszy pan odparł, że jest niemieckim generałem Siegfriedem Fabariusem.

– Niezła zdobycz.
– Tak, choć sprawa zakończyła się tragicznie. Fabarius następnego dnia strzelił sobie w łeb. Pozwolono mu bowiem zachować w niewoli pistolet. Nie mógł przeżyć tego, że został tak upokorzony przez młodego oficera. A co ciekawe, stało się to przez jego własną nieostrożność. Był na inspekcji i zamarzła woda w chłodnicy jego samochodu. Zamiast wrócić do kwatery konno, zdecydował się przenocować na niebezpiecznym odcinku frontu w polskim dworze. Pech chciał, że właśnie na ten dwór napadł nocą Anders.

– Czy dostrzega pan ten rys okrucieństwa w późniejszym życiu Andersa?
Dostrzegam go w szeregu egzekucji, do których doszło w jego armii w Sowietach w 1942 roku. Rozstrzelano wówczas za rozmaite przewinienia 15–20 Polaków.

– Za co? Morderstwa? Gwałty? Zdrada?
Nie, głównie za drobne kradzieże produktów żywnościowych lub usiłowanie kradzieży.

– Szokujące.
Zrobiono to wbrew wszelkim polskim praktykom prawnym i zwyczajom. Anders już pod koniec 1941 roku zapowiedział:

[quote]Zmuszony byłem wprowadzić sądy doraźne. Znaleźli się nawet tacy, którzy napadli na magazyn mienia z trudem zdobytego dla kobiet i dzieci. Ci ludzie będą sądzeni i rozstrzelani. Ja będę rozstrzeliwał wszelkich zbirów, wszelkich łajdaków. My nie jesteśmy bandą, ale ośrodkiem Wojska Polskiego.[/quote]

Zapowiedź tę niestety realizował. Jego złym duchem w tej sprawie był Aleksander Kipiani, przedwojenny gruziński oficer kontraktowy w polskiej armii. Był to jedyny Gruzin z Wojska Polskiego, który dostał się w ręce bolszewików i został wypuszczony. Fakt ten wywołał później wiele podejrzeń. W Londynie po wojnie Gruzini nie chcieli utrzymywać z nim kontaktów.

– Jaką funkcję miał Kipiani?
– Był prokuratorem, szefem służby sprawiedliwości. Jak mówią świadkowie, lubował się w wydawaniu wyroków śmierci na żołnierzy. Uważał się za pana życia i śmierci. Niestety, Anders mu pofolgował. Jeden z żołnierzy, którzy zostali użyci do grzebania zastrzelonych, opowiadał mi o jednym takim przypadku. Oto fragment jego relacji:

[quote]Na lorze stały trumny z surowego drzewa, dwa słupki, sznury i łopaty. Z tym wszystkim zawiózł nas kpt. Gurawski za Buzułuk, aż za rzekę Samara. Teren tu był falisty, jak na Podolu z głębokimi jarami. Na jednej wyżynie kpt. Gurawski wyznaczył miejsce wspólnego grobu, który wykopaliśmy. Na głębokości powyżej jednego metra pojawiła się woda i głębiej już nie mogliśmy kopać. Następnie kazał wkopać słupki w dolinie jaru i ukryć się w kotlinie. Przed świtem, jeszcze było ciemno, samochody wojskowe przywiozły skazanych na śmierć, pluton egzekucyjny, ks. Kozłowskiego i prokuratora wojskowego mjra Kipiani. Żandarmeria przyprowadziła skazanych pod słupki, chciano ich wiązać i zakrywać oczy, ale oni się na to nie zgodzili. Potem prokurator mjr Kipiani odczytał wyrok, ks. Kozłowski odmówił jakieś modlitwy i po nich nastąpiła egzekucja.

Pierwszy rozstrzelany chyba otrzymał śmiertelny strzał w serce, gdyż upadł przepisowo jak wojskowe: – Padnij! Drugi musiał otrzymać strzał w głowę, gdyż zsunął się po słupku ze słowami: – O cholera. Przedtem wydawał jakieś niezrozumiałe słowa. Gdy się uspokoił, lekarz stwierdził zgon i kazano nam ich włożyć do trumien i pochować. Ja byłem tym tak przejęty i roztrzęsiony, że nie byłem w stanie iść do tej czynności. Poszedłem dopiero, kiedy włożyli nieboszczyków do trumien. Po zamknięciu trumny wpuściliśmy do wody w grobie i grób zasypaliśmy. Potem zobaczyliśmy, że grób został wykopany na środku drogi, po której jeździły gospodarskie wozy. Mjr Kipiani cały czas stał przy nas, własnymi nogami udeptywał koleiny wozów, nakazując nam ułożenie darni i trawy tak, aby nie było śladów kopania.

Jeszcześmy dobrze nie zakończyli tego pogrzebu, a z oddali jechały wozy z kołchozu do miasta, jadąc po tych nieboszczykach.

Ci skazani i zgładzeni byli to: Walter Wolnica, marynarz, Ślązak, podobno dobry człowiek, obieżyświat, świetny gaduła; drugi typowy lwowiak, nie jestem jednak pewien, jakie miał nazwisko. Wielu oficerów opowiadało, że ci straceni byli dobrymi ludźmi. W łagrze odrabiali normę za tych łagierników, którzy nie mogli iść do pracy, aby oni mogli dostać swoją rację chleba. Osobiście przez parę tygodni nie mogłem sobie znaleźć miejsca, a przez kilka dni nie mogłem jeść, bo stale dostawałem torsji, po tej całej makabrze.[/quote]

anders5– Aż trudno uwierzyć…
Te egzekucje to plama na honorze Wojska Polskiego. W późniejszych opracowaniach skrzętnie pomijano ten temat. Proszę pamiętać, że ludzie, którzy przybyli do Andersa, wyszli świeżo z łagrów i więzień. Byli wycieńczeni i wygłodzeni. Rozumiem, że należało utrzymać dyscyplinę. Kilka lat więzienia za kradzież kury w zupełności by jednak wystarczyło. Sprawa jest o tyle paskudna, że wyżsi oficerowie, którzy mieli władzę i dostęp do magazynów, korzystali z tego przywileju bardzo dowolnie i obficie.

Czytając pańską książkę, najbardziej wstrząsnęła mną historia Tadeusza Mydlarza.
To był młody chłopiec (rocznik 1923), który dostał się w ręce Sowietów wraz z ojcem policjantem i razem z nim trafił do obozu w Ostaszkowie. Jego ojca Władysława w 1940 roku zamordowało NKWD w ramach zbrodni katyńskiej. Na rozkaz Mierkułowa chłopcu darowano życie. Dwa lata później został zastrzelony za drobną kradzież w polskim wojsku.

– Dlaczego to robiono?
– Mogę się domyślać, że to był element rozgrywki między Andersem a sowieckim generałem Żukowem, który był oddelegowany do kontaktów z polską armią. Anders okazywał mu wyższość, dowodził, że bolszewicy to Azjaci, a Polacy to Europejczycy. U was kradną, a u nas jest porządek. A tu nagle Żukow mógł przyjść do Andersa i powiedzieć: „U was też kradną”. Dlatego generał tak surowo zwalczał wszelkie objawy demoralizacji.

Ale warto też wskazać na inne zjawisko, o którym rzadko się mówi. Sowietyzacja polskich wojskowych po dwóch latach pobytu w Bolszewii. To był kraj, w którym panowała całkowita pogarda dla ludzkiego życia. Kraj, który wydobywał z ludzi to, co najgorsze. Dwóch moich znajomych, którzy byli w Sowietach w podchorążówce 6. Dywizji, opowiadało mi straszne rzeczy. Część polskich oficerów znęcała się okrutnie nad młodymi elewami. Wszystko to działo się w warunkach sowieckiego głodu i chłodu. A co ciekawe, gdy armia Andersa weszła później do akcji, oczywiście żaden z tych okrutników na froncie się nie pokazał. Zadekowali się na tyłach.

– Mówimy o ciemnej stronie armii Andersa, ale pan, podobnie jak większość jego żołnierzy, generała darzy wielkim szacunkiem.
To był świetny dowódca. Kluczowe było to, że przeszedł przez wszelkie stadia kariery oficerskiej. Sam opowiadał mi kiedyś, że dowódca najwyższego szczebla musi wiedzieć, jak się czuje podporucznik, który siedzi pod ogniem w pierwszej linii. Jeżeli tego nie wie, jest kiepskim dowódcą. Anders to wiedział i dlatego – mimo pewnych jego wad – był tak uwielbiany przez wojsko. I dlatego jego legenda trwa do dzisiaj.

rozmawiał Piotr Zychowicz, wywiad ukazał się w „Uważam Rze Historia”

(2145)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Idź na górę