Helena Kmieć to wolontariuszka misyjna zamordowana 24 stycznia w Boliwii. Do tragedii doszło w szkole prowadzonej przez siostry zakonne. Do budynku wtargnął nieznany sprawca, który zadźgał Polkę.
Do napaści doszło nad ranem, sprawca atakował nożem. Dziewczynie udzielono natychmiastowej pomocy, ale ta zmarła. Helena Kmieć wyjechała do Boliwii na misję, prowadzoną przez Wolontariat Misyjny Salvator. W Ameryce Południowej przebywała pół roku.
Wolontariat Misyjny Salvator informował:
Wszelkie słowa są w tym momencie niewystarczające. Pozostaje nam zawierzenie tego wszystkiego Panu Bogu. Bardzo prosimy Was o modlitwę za Helenkę, Jej pogrążoną w bólu Rodzinę, Chłopaka i Bliskich, a także za całą naszą Wspólnotę WMS. Niech dobry Bóg będzie dla Helenki nagrodą, a dla nas pocieszeniem. Życie naszej Przyjaciółki było, jest i będzie inspiracją do świadczenia o Bogu i oddawaniu Mu się bez reszty. Helenka pozostanie dla nas niedoścignionym wzorem radosnej, pokornej, bezgranicznej służby Jezusowi i ludziom. Dzięki Niej wiemy, że prawdziwie święci ludzie żyją bardzo blisko nas
Dziewczyna miała 25 lat, studiowała w Gliwicach.
Fragment homilii ks. prałata Franciszka Ślusarczyka, który wygłosił ją podczas Mszy św. pogrzebowej.
Po męczeńskiej śmierci Helenki pojawiło się w różnych mediach, zwłaszcza w Internecie, wiele wzruszających, pięknych świadectw, które ukazują charakterystyczne rysy jej osobowości. Ich streszczeniem jest właśnie miłość: wdzięczna miłość względem Boga oraz młodzieńcza, piękna miłość wobec bliźnich. „- Pamiętam jej anielski głos, bo była bardzo utalentowana. Zawsze uśmiechnięta, do rany przyłóż, spokojna. Uczestniczyłam w warsztacie misyjnym na Salwatoriańskim Forum Młodych, który ona prowadziła. Z nią też przeprowadzaliśmy ewangelizacyjny flashmob na Dworcu Głównym we Wrocławiu. To było takie niesamowite, że ta cicha, pokorna Helenka nagle na korytarzu wielkiego dworca zaczyna sama śpiewać pieśń „Słuchaj Izraelu, Pan jest Twoim Bogiem” – opowiada Agata Wołk z Wrocławia.
Dwa dni przed wyjazdem, 6 stycznia, w bazylice w Trzebini odbyło się tzw. posłanie – nałożenie krzyża misyjnego dla Heleny i jej współtowarzyszki, Anity Szuwald. Po Mszy miało miejsce spotkanie z ich znajomymi i przyjaciółmi. Z tym krzyżem Chrystusa, który jest znakiem miłości, przebaczenia, trudu, cierpienia, ale i zwycięstwa, wyruszyła do odległej Boliwii. Tam zaangażowała się w odnawianie sal w ochronce prowadzonej przez siostry. Jeszcze w niedzielę przysłała kolejne zdjęcia dokumentujące pracę wolontariuszek. Na jednym z nich widać Helenę malującą kwiaty na ścianie jednego z pomieszczeń dla dzieci.”
Helenka malująca kwiaty dla dzieci, które nie zaznały miłości! Myślę, że ona doskonale rozumiała, czym jest dar miłości obecny w jej sercu, którą warto nadal rozniecać i przekazywać, bo kiedy od pierwszych dni ziemskiego życia zabrakło jej matczynej obecności, Bóg zatroszczył się o to, by przy bolejącym sercu ojca – Jana pojawiła się szlachetna kobieta o matczynym sercu – Barbara, która potrafiła ukazać jej i siostrze Tereni piękno przyjaźni z Bogiem na co dzień oraz potrzebę dzielenia się skarbem wiary z innymi! To pragnienie towarzyszyło jej od najmłodszych lat. Stąd tak naturalne zaangażowanie w życie parafii; stąd pełne poświęcenia przygotowanie do ŚDM, by godnie przyjąć w parafii grupy młodzieży z Włoch; i stąd apostolski zapał misyjny, by orędzie Dobrej Nowiny docierało do wszystkich zakątków świata.
Pod koniec grudnia – w święto św. Młodzianków męczenników – mieliśmy okazję wraz z Ks. Biskupem Janem przeżywać w tej świątyni Mszę świętą z okazji 90 urodzin jej Babci. Helenka śpiewała psalm, kolędy, cieszyła się też bliskim wyjazdem do Boliwii. Miała już doświadczenie z Afryki i wiedziała, że najważniejsze jest rozpoznanie Bożych planów i pełnienie Jego woli, bo wówczas wszystko nabiera sensu, wartości i piękna. Kiedy po 2 tygodniach od wyjazdu dotarła bolesna wiadomość o jej męczeńskiej śmierci w Boliwii, przybyliśmy do Libiąża, aby przekazać ją rodzicom i bliskim. Nie była to łatwa misja, ale po wspólnej rozmowie z nimi oraz żarliwej, ufnej modlitwie, także w intencji o nawrócenie tych, którzy dokonali tej zbrodni, już w drodze powrotnej pojawiła się jedna, lecz ważna myśl: Jak wielkim skarbem jest żywa wiara; wiara, która pozwala nam patrzeć na te dramatyczne wydarzenia przez pryzmat tego, co dokonało się na Golgocie! Pozwala nam patrzeć na tajemnicę cierpienia i śmierci oczami Chrystusa, który mówi dziś do nas: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie.” Jedynie miłość ożywia i umacnia naszą wiarę i nadzieję!
Patrząc po ludzku pojawia się czasem wątpliwość: Czy warto aż tak się poświęcać? Czy warto narażać swoje życie? Czy warto było jechać do Boliwii, by zamiast wdzięczności za okazywaną miłość doświadczyć męczeństwa?! Tajemnica i wartość tej męczeńskiej śmierci Helenki jest znana w pełni tylko Bogu, ale my patrząc oczami wiary mamy pewność, że warto pięknie żyć, aby w chwili nawet tak niespodziewanej śmierci mieć pełne przekonanie, że „dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka – jak mówi Ks. Mądrości, a „ci, którzy Mu zaufali, zrozumieją prawdę, wierni w miłości będą przy Nim trwali” – na całą wieczność!
Już podczas I Pielgrzymki do Polski św. Jan Paweł II mówił na Jasnej Górze do młodzieży tak: „Wy sami nie wiecie, jak jesteście piękni wówczas, kiedy znajdujecie się w zasięgu Słowa Bożego i Eucharystii. Sami nie wiecie, jacy jesteście piękni, kiedy obcujecie z bliska z Chrystusem, z Mistrzem, starając się żyć w Jego łasce uświęcającej.” Helenka żyła na co dzień „w zasięgu Słowa Bożego i Eucharystii” i chyba dlatego emanowało z niej duchowe piękno! Piękno, które było widoczne w jej spotkaniu z Bogiem i było widoczne w spotkaniu z tak wielu ludźmi, którym starała się służyć: czynami miłosierdzia, dobrym słowem, uśmiechem, zainteresowaniem oraz wytrwałą modlitwą. Jedna z jej przyjaciółek (Magdalena Kaczor) napisała o niej wprost:
„Dała się prowadzić Panu Bogu. Lubiła śpiewać „Bo tak jest z tymi, którzy z Ducha narodzili się: nikt nie wie dokąd pójdą za wolą Twą”. Bywało, że zmieniała decyzje dość raptownie. Pamiętam, że szykowała się na jakiś krótszy wolontariat w obrębie Europy, a zaraz po wysłuchaniu opowieści o domu dla osieroconych chłopców w Lusace stwierdziła: „Wiesz, chyba pojadę do Zambii”. Wkrótce kupowała bilety na Czarny Ląd. Była bardzo dobrze przygotowana, zarówno duchowo, jak i merytorycznie. Mogła pojechać wszędzie i wszędzie byłaby skarbem. Zdecydowanie najlepsza pośród nas, wzór postępowania. Piękna osoba, wierna przyjaciółka, wspaniała wolontariuszka misyjna, po prostu święta. To niewiarygodne, że naprawdę święci ludzie żyją tak blisko nas.”
I dodaje na końcu: „Mam głębokie przekonanie, że jest już u Pana Boga, że przytula nas jak zawsze przytulała. Że możemy Ją już prosić o wstawiennictwo. Dla całego Wolontariatu Misyjnego Salvator pozostanie inspiracją, światłem, wzorem. Pierwsza z nas, która ukochała ścieżkę misyjną aż do przelania krwi. Helenko, kochamy Cię jeszcze mocniej.”
(2254)
Helenka zginela w druga rocznice smierci an.Grzegorza Mroczki z Sarzyny