Minister Sawicki nie ma pojęcia, o czym mówi – ze Stanisławem Sitarkiem, członkiem Zarządu Głównego Związku Sadowników RP i szefem Rady Nadzorczej Spółdzielni Ogrodniczej w Grójcu rozmawia Mateusz Rawicz.
MATEUSZ RAWICZ: – Czytał Pan wywiad z ministrem Markiem Sawickim, w którym mówił o frajerach?
STANISŁAW SITAREK: – Tak.
I jakie odczucia?
Minister Sawicki nie ma pojęcia, o czym mówi.
Dlaczego?
Wyzywa nas od frajerów, mówi, że nie chcemy sprzedawać jabłek po 24 groszy tylko sprzedajemy po 10 groszy. 24 groszy to ekwiwalent za niewprowadzenie do obrotu, zostawienie w sadzie i ścięcie owoców kosiarką. Pieniądze otrzymuje się tylko za jabłka pierwszej jakości, za drugi gatunek i jabłka przemysłowe nie otrzymuje się żadnego zwrotu, nie można ich sprzedać i trzeba je zniszczyć. Niszczenie jabłek musi być zatwierdzone przez urzędników Agencji Rynku Rolnego (ARR) i Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS).
Wyjaśnijmy czytelnikom czym różnią się jabłka pierwszej kategorii od drugiej…
Do najwyższej kategorii jakości zaliczamy jabłka bez zastrzeżeń, które na przynajmniej 30 proc. powierzchni mają kolor, o odpowiedniej wielkości, od 7-8 cm średnicy wzwyż. W drugiej kategorii znajdują się jabłka drobniejsze, dopuszczalne są dwie drobne skazy, np. obtarcia od liścia. Jabłka pierwszej i drugiej kategorii nie różnią się smakiem, jedynie trochę wyglądem.
Jak wycofywanie jabłek z rynku wyglądało w praktyce?
Kolega zdecydował się na takie rozwiązanie. Miał kawałek sadu, gdzie jabłka były trochę poobijane przez grad. Zrobiono próbę z pięciu drzew, pomnożono przez ilość drzew w tej części sadu, obliczono, że wydajność z hektara wynosi 22 tony, więc wpisano, że jabłek pierwszej jakości było 22 tony. W innej części sadu było 40 ton jabłek ligol najwyższej jakości, niestety urzędnicy wpisali tylko 30 ton, bo więcej zgodnie z przepisami nie można zrekompensować. I tylko za te 30 ton sadownik otrzymał rekompensatę, ale na tym hektarze było łącznie 60 ton jabłek, 20 ton stanowiły jabłka drugiej kategorii i przemysłu, ale za te owoce sadownik nie otrzymał żadnych pieniędzy! Bo warunkiem otrzymaniu rekompensaty jest to, że sadownik nie może zabrać z tego terenu ani jednego jabłka! Niestety pan Sawicki, minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej nie wie o takich podstawowych sprawach, które przyjęli jego urzędnicy, przede wszystkim z Agencji Rynku Rolnego.
Skąd wzięła się liczba 30 ton?
Średnia ilość ustalona przez GUS za którą można otrzymać zwrot wynosi 30 ton, a realna produkcja wynosi dwa razy więcej. Gospodarstwo, żeby mogło zarobić musi produkować z hektara przynajmniej 60 ton, z czego 40 ton jabłek najwyższej jakości, 10-12 ton drugiej kategorii, a reszta jabłka przemysłowe. Dotychczas tak było na rynku, że za drugi sort jabłek płacono 2/3 ceny pierwszego i to była dobra cena. Przy ubiegłorocznej, dobrej cenie przemysłu wynoszącej 42-43 grosze, dużo jabłek sprzedawało się na przemysł.
W krajach starej Unii też tak wygląda wycofywanie jabłek z rynku i uzyskiwanie rekompensat?
Niemiecki, holenderski czy belgijski farmer sam deklarował ilość jabłek, którą zniszczy i nie wprowadzi do obiegu. Niszczył jabłka drugiej kategorii i przemysłowe, a dobre zbierał i wstawiał do chłodni. Nie zdziwię się, jeżeli te owoce trafią na polski rynek.
Minister Sawicki porównał polskich sadowników do niemieckich. To nietrafione porównanie, tamtejsi sadownicy mogą korzystać z o wiele szerszej pomocy finansowej…
Według rozporządzenia Komisji Europejskiej ekwiwalenty mają być dla wszystkich sadowników w UE takie same, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. Nasi sadownicy, którzy zgadzali się na utylizację jabłek musieli wyrażać zgodę, że w przypadku nieuznania pomocy nie będę dochodzić sądownie roszczeń. Taką regulację wprowadzono tylko w naszym kraju! Wielu ludzi z tego powodu zrezygnowało ze składania wniosków. W krajach starej UE oprócz pomocy unijnej jest jeszcze pomoc kantonalna i regionalna. Holendrzy mieli wyjściową cenę podobną jak u nas, ale dopłaty mieli do tych najgorszych jabłek. W Niemczech przy przekazaniu owoców bankom żywności jabłek koszty transportu pokrywa państwo, u nas muszą pokryć je rolnicy. Polscy rolnicy nie upominali się za Ukrainą, ale ponieśli największe straty, których nikt nie zrekompensuje. W drugim rozdaniu pomocy unijnej mamy dostać środki na pokrycie kosztów zaledwie 25 tysięcy ton jabłek, a Belgia na 80 tysięcy ton jabłek. Według dokumentów wyeksportowaliśmy w ubiegłym roku do Rosji 600 tysięcy ton jabłek, a Belgia 75-80 tysięcy ton jabłek i gruszek. Dostaliśmy rekompensatę na poziomie 5 proc., a oni na poziomie 100 proc.!
Minister Sawicki dużo obiecywał, ale co tak naprawdę zrobił dla zmniejszenia skutków rosyjskiego embarga?
[quote]Kiedy przepraszał za „frajerstwo” obiecywał, że pojedzie do Unii i wszystko załatwi. Nie potrafi powiedzieć, że nie przypilnował tego, a jego urzędnicy zaniedbali sprawę. 15 sierpnia Sawicki powołał radę składającą się z Prezesa Agencji Rynku Rolnego, Prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, szefa Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych i urzędników ministerstwa rolnictwa. Przez dwa tygodnie nic nie zrobili, tłumaczyli się urlopami. Później w ciągu trzech dni przetworzyli rozporządzenie Unii Europejskiej w najgorszym wydaniu, jakie mogło być. Początkowo przepisy ukazały się bez żadnego umocowania prawnego i wzajemnie się wykluczały. Później, kiedy wytknięto im błędy, wycofywali niektóre druki, antydatowali itp.[/quote]
W jakim stopniu została wykorzystana pomoc deklarowana przez Unię Europejską?
Tylko w 5 proc.! Kiedy była mowa o wycofywaniu jabłek Sawicki namawiał, żeby rolnicy, bo nie chodziło tylko o jabłka, ale m.in. o warzywa kapustne, zgłaszali jak najwięcej wniosków. Proszę prześledzić wypowiedzi Sawickiego od momentu ogłoszenia informacji o rekompensatach, podkreślał zgłaszajcie, zgłaszajcie, zgłaszajcie. Taka wesoła twórczość, ale jego aparat urzędniczy nic w tej sprawie nie robił, żeby wnioski zweryfikować i przekuć rozporządzenia UE w przepisy wykonawcze. Wnioski były przez rolników składane, ale Komisja Europejska dopatrzyła się, że w deklarowanej wysokości strat mamy większą sumę niż wysokość eksportu w ubiegłym roku. W przypadku jabłek akurat przekroczenia były nieznaczne. Ministerstwo mogło wcześniej te kwoty policzyć i zweryfikować, a część wniosków zablokować. Urzędnicy resortu rolnictwa tego nie zrobili, ale od razu przekazali do Brukseli.
Najbardziej widocznym skutkiem embarga jest niska cena jabłek przemysłowych…
[quote]Ale to nie embargo obniżyło cenę. Zniżka cen jabłek przemysłowych została wywołana sztucznie już wiosną przez przetwórców. Przemysł przetwórczy należy do kapitału zagranicznego, głównie niemieckiego. Potrafią wpływać na cenę poprzez odpowiedni lobbing. Nie łudźmy się, że zależy im, abyśmy otrzymywali dobrą cenę za nasze produkty.[/quote]
Sytuacja w sadownictwie staje się coraz bardziej dramatyczna…
Coraz częściej sadownicy nie mają czym zapłacić pracownikom, muszą się zadłużać, ale to są rozwiązania na krótką metę. Jabłka do chłodni załadowaliśmy z przyzwyczajenia, nie ma żadnej pewności czy nam się to opłaci. Koszty przechowywania przy nowych technologiach są wysokie. Ale to nie tylko sadownicy mają problemy z pieniędzmi, wszystkie usługi, które są związane z sadownictwem również, np. szkółkarze, sprzedawcy maszyn rolniczych.
Największa tragedia może rozpocząć się wiosną, kiedy zacznie się sprzedaż jabłek delikatesowych…
W chłodniach polskich sadowników po tym sezonie będzie 800-900 tysięcy ton jabłek. Wiosną trzeba będzie sprzedać owoce, a embargo nie zostanie zniesione i nie będzie żadnej pomocy rządowej to zaczną się ogromne kłopoty, bankructwa gospodarstw sadowniczych, wzrost bezrobocia, bo przecież w sadach nie pracują wyłącznie ich właściciele. Połowa sadowniczych grup producenckich, w które zostało zainwestowanych mnóstwo pieniędzy sadowników, ale również państwowych i unijnych środków finansowych, może przejść w ręce obcego kapitału. Wystarczy, że nie spełni się jednego z założeń Planu Dochodzenia do Uznania za grupę producencką, grupa może być postawiona w stan likwidacji. Wiąże się to ze zwrotem dotychczasowej pomocy, w przypadku naszej grupy byłby to zwrot w wysokości 25 milionów złotych, bo taką pomoc uzyskaliśmy przez 5 lat. Nasza grupa daleka jest od upadku, ale wiele ma problemy.
Postawienie grup producenckich w stan upadłości może pogrążyć gospodarstwa, których hipoteka jest obciążona kredytami wziętymi na grupę…
Wtedy można będzie za bezcen przejmować grupy producenckie i gospodarstwa. Podobnie było na początku lat dziewięćdziesiątych przetwórni, kiedy zakłady przetwórcze przejmowano w niejasnych okolicznościach i za przysłowiową złotówkę. Przejęto zakłady przetwórcze w Tarczynie, Białobrzegach, Warce, Skierniewicach.
Źródło: Tygodnik Nasza Polska.
(148)