Myślę, że w wiekach średnich, kiedy Kościół chrześcijański miał najwięcej politycznej i praktycznej władzy, świat zmierzał ku dużo lepszym rozwiązaniom politycznym i ekonomicznym niż te, które dziś nam się oferuje. Wszystko dopiero się wtedy formowało. Borykając się ze złem zakorzenionym w ludzkiej naturze, i wynikającymi stąd trudnościami, średniowiecze usiłowało zaprowadzić system, który, moim zdaniem, zawierał więcej wolności, równości i braterstwa niż dowolny inny system wymyślony przez ludzi. Miał więcej wolności niż socjalizm, więcej równości niż kapitalizm i więcej braterstwa niż oba razem wzięte.
Ten wielki, powolny rozwój został przerwany wskutek wydarzeń, będących nadal przedmiotem historycznych i teologicznych sporów. Trudno je tutaj opisywać; ale, ogólnie biorąc, można powiedzieć, że świat nowoczesny zaczął się w punkcie, gdy załamało się średniowiecze, i że od czasu upadku średniowiecza pewien duch antychrześcijański i niechrześcijański odgrywa coraz większą rolę jako siła sprawcza i twórcza we wszystkich naszych społecznych instytucjach. Innymi słowy, sceptycyzm, racjonalizm, doczesność czy jak by tego nie zwać, robią, co chcą, kształtując świat wedle swego gustu w coraz większym stopniu i od coraz dłuższego czasu. I wychodzi z tego potworny mętlik.
Gilbert Keith Chesterton, „Obrona człowieka”
Ktoś, kto wysunie tezę, że w pewnym dziejowym momencie postęp zaczął zmierzać w złą stronę, usłyszy w odpowiedzi, że ludzie po prostu idealizują przeszłość. (…) Powracające dziś tęsknoty za średniowieczem są krytykowane jako nierealne i romantyczne, nic jednak dalszego od prawdy. Zwolennicy powrotu do średniowiecza to po prostu ludzie, którzy widzą, że znaleźli się w ewidentnie złym miejscu, przypuszczają więc, że gdzieś po drodze musieli skręcić w złą stronę. (…)
Społeczeństwo średniowieczne nie było tym dobrym miejscem, do którego zmierzamy; stanowiło jedynie właściwy zakręt na dziejowej drodze. To była zaledwie dobra droga, czy może raczej zaledwie początek dobrej drogi. (…) Główny argument na rzecz średniowiecza leży w tym właśnie, że wszystko wtedy było niedoskonałe, niedoskonałością dojrzewającego owocu lub rosnącego dziecka. (…) Był to zapewne jedyny w dziejach okres autentycznego postępu. Rzadko kiedy zdarzało się, by ludzie powstali z barbarzyństwa do cywilizacji tak szybko i w takim poczuciu jedności, jak wówczas, gdy Wieki Ciemne zmieniły się w epokę uniwersytetów, katedr, parlamentów i gildii. O większości spraw możemy powiedzieć, że w jakim stadium ulepszenia by się nie znajdowały, niosły obietnicę dalszego ulepszenia.
A potem, niemal równie szybko, coś się zepsuło. (…) Im więcej czyta się o dziejach średniowiecznej cywilizacji, tym trudniej wyjaśnić ów tajemny, nagły rozkład od środka, któremu ostatecznie uległa. Tylko kilka pokoleń dzieliło świat, który czcił świętego Franciszka, od świata, który spalił Joannę d’ Arc. (…) Wiemy, jak to się skończyło; jeśli o mnie chodzi, powiedziałbym, że dostali Reformację, bo sobie na nią zasłużyli. (…) Jednak co właściwie poszło źle? (…)
Ja osobiście myślę, że Średniowiecze umarło z rozczarowania. Myślę, że cała średniowieczna cywilizacja zanikła, bo straciła serce do życia wraz z upadkiem Jerozolimy. (…) Królowie i książęta mieli swój pogląd na to miasto, lud jednak miał wizję – wizję miejsca, gdzie dobiegają kresu wszystkie opowieści, gdzie kończy się łuk tęczy. (…) Upadek Jerozolimy i, w tym znaczeniu, klęska wypraw krzyżowych, odbiły się olbrzymim echem. (…) Ponieważ krucjaty były ruchem powszechnym, ruch ten skończył się równie powszechnym zniechęceniem. (…) Owszem, islam został powstrzymany, ale nie został powstrzymany wystarczająco. Dzisiejszy problem bliskowschodni i trzy czwarte wojen nowożytnego świata to właśnie skutek faktu, że islam nie zastał wystarczająco powstrzymany. (…) Całe chrześcijaństwo, całe rycerstwo zmierzyło się z Mahometem – a Mahomet nie upadł. (…) I jeśli dziś średniowiecze wydaje się martwe i pokryte kurzem, to właśnie z powodu tamtej klęski; klęski wcale nie mniej okrutnej przez to, że w połowie była zwycięstwem.
Gilbert Keith Chesterton, fragment rozdziału The Fall of Chivalry z książki The New Jerusalem, 1920
W miarę jak upewniamy się coraz gruntowniej, gdzie leży prawda, opuszcza nas pokusa formułowania jej w sposób jaskrawy i wyzywający. Obiektywny opis okresu przejściowego między średniowieczem a czasami nowszymi wyglądałby, moim zdaniem, mniej więcej tak. W okresie tym świat uległ poprawie pod wieloma względami, lecz nie pod tym jednym koniecznym względem, który mógłby pogodzić wszystkie inne. Świat nie stał się bardziej uniwersalny – przeciwnie, stał się znacznie mniej uniwersalny, gdyż pozbierał tylko i wypolerował szczątki pogruchotanego wszechświata. Mówiąc innymi słowy, było to ulepszenie tego samego rodzaju, co rozwój specjalizacji w medycynie lub zawodowstwa w piłkarstwie.
Człowiek średniowiecza był rzeczywiście pod wieloma względami mniej okrzesany i sprawny, jednakże jego pogląd na życie był szerszy i bardziej ludzki. Tak więc odrodzenie nauki nie było jej upowszechnieniem, gdyż szkoły publiczne przestały być szkołami ludowymi. Więcej szlachty uczyło się greki, lecz mniej chłopów uczyło się łaciny. Reformacja zwiększyła „napięcie” religii, przekształcając ją w sekciarstwo, przestało być możliwe godzenie ludzi przy pomocy religii. W dziedzinie np. dramatu zaczęto wystawiać utwory większe, mniej jednak osób brało udział w ich wystawianiu. Pojawił się Szekspir, natrząsający się z prostaków wystawiających sztuki. Wiele przemawiało jednak za dawnym teatrem cechowym, w którym każdy prostak mógł wystawić sztukę. Literatura dojrzała, ponieważ dojrzał język, zacieśniła się ona jednak do języków narodowych – prawdziwie europejskie esperanto zanikło. Ludzie utracili ideę ludzkości jako całości. Jak się to odbiło na dziejach Anglii, łatwo stwierdzić na przykładzie wziętym z angielskiej literatury. Jednym z największych i najbardziej ludzkich geniuszy nie bardzo ludzkiego XVII wieku był John Bunyan. Jego twórczość uchodzi słusznie za arcywzór dojrzałej angielszczyzny. Porównajmy jednak atmosferę moralną twórczości alegorysty, który napisał „Pilgrim’s Progress”, z atmosferą twórczości alegorysty, który napisał „Piers the Plowman”. Oba te utwory stanowiły symboliczne obrazy życia ludzkiego w świetle religii. Nikt nie zaprzeczy, że arcydzieło purytańskie jest dziełem sztuki pełniejszym i bardziej zwartym, gdyż język i literatura nabrały w tym czasie większej dojrzałości i zwartości. Jeśli chodzi jednak o szerokość poglądów, o stosunek do ludzi, o spojrzenie na możnych tego świata, na każdą warstwę społeczną, każde zagadnienie, każdy ideał polityczny, to Bunyan pełza w dole, podczas gdy Langland stoi na górze. Stało się bardzo słusznie, że pomnik Bunyana w Bedfordzie „stoi twarzą do miejsca, w którym go więziono”. Nie ma natomiast pomnika na wzgórzach Malvern, na których wielki trybun średniowiecza ujrzał swoją wizję sprawiedliwości dla całego świata: społeczność prostego ludu, uosobioną w jednej olbrzymiej postaci przedzierającej się przez chmury i przeciwności, by wreszcie w ostatniej fazie misterium ukazać nam straszliwe oblicze Chrystusa.
G. K. Chesterton „Krótka historia Anglii” (fragm. przedmowy autora do drugiego wydania brytyjskiego. Przekł. Adam Doboszyński)
(54)