Świąteczne doświadczenia skłoniły mnie do poważnego, genderowego i ponowoczesnego przemyślenia naszej tradycji. A co się składa na naszą tradycję? Karp, prezenty, choinka, rodzina i tak zwana atmosfera.
Przemyślenie pierwsze. Karp. Jestem przed świętami w sklepie. Kupuję dorsze. Obok pani pyta: „Karpie są?”. „Są” – odpowiada sprzedawca. „Świeże?”, „Świeże”, „Żywe?”, „Nie”. „A kiedy będą żywe?”. „Po co pani żywe?” – wtrącam się do rozmowy. „Bo na święta!”. „A co to za różnica?”. „Nie zna pani tradycji?” – stwierdza pani z oburzeniem, jakby chciała mnie oskarżyć o ateizm.
[…] Karp, który powoli i w mękach umiera z braku powietrza w płytkiej wodzie, a potem jest katowany młotkiem i nożem, jeśli należy do jakiejś tradycji, to z pewnością do tradycji naszej ciemnoty, a nie tradycji Bożego Narodzenia. Na szczęście przed świętami ukazała się jakaś reklama: „Nie kupuj żywych karpi. Ich cierpienie jest toksyczne!”.
[quote]Pomyśl też, że kochając „Maleńkiego”, możesz choć spróbować pokochać rybę, która oddaje swoje życie, byś miał/miała co włożyć do galarety. To życie też było kiedyś „poczęte”.[/quote]
Magdalena Środa, „Wprost” (1/2014 (1609))
(76)