W 1969 miało miejsce zdarzenie, które w Polsce jest stosunkowo mało znane. Ówczesny gubernator Ronald Reagan wydał wojnę protestującej lewicy. Do akcji wkroczyły Gwardia Narodowa Stanów Zjednoczonych i oddziały policji.
Demonstranci zgromadzili się na kampusie Berkeley. Reagan był od początku negatywnie do nich usposobiony, nazywając Berkeley rajem sympatyków komunizmu i dewiantów seksualnych. Kiedy studenci dążyli do stworzenia parku na spornym terenie, postanowił działać.
15 maja przeciwko zgromadzonemu 4000-tysięcznemu tłumowi zostało wysłane blisko 160 funkcjonariuszy Gwardii Narodowej i policji. Burzliwa demonstracja zamieniła się w bitwę, gdzie przeciwko siłom porządkowym używano butelek i cegieł.
Reagan zareagował. Zwiększono siły porządkowe o 791 funkcjonariuszy, wyposażono je w broń palną i wysłano przeciwko tłumowi, który zwiększył się do 6000 demonstrantów. Efekt starcia? Do szpitala trafiło ponad 100 osób, ale liczba rannych była wielokrotnie większa, jednak niektórzy nie zgłaszali się, aby uniknąć aresztowania. Sytuacja została opanowana. Kolejne próby organizacji demonstracji również były tłumione bardzo stanowczo.
(1193)