Mało kto wie, że w XV i XVI stuleciu czołowym towarem eksportowym Polski i Litwy – obok zboża, drewna i soli – był czerwiec polski. Czerwone larwy owada o tej nazwie, żerujące na roślinie zwanej czerwcem trwałym, dostarczały cenionego i poszukiwanego w całej Europie barwnika do tkanin. Gospodarczą ekspansję czerwca zahamowało dopiero odkrycie Ameryki, skąd na Stary Kontynent dotarła tańsza i łatwiejsza w użyciu koszenila.
Marcin Siennik, mieszczanin krakowski i zielarz, tak pisał o czerwcu polskim w Herbarzu, to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisaniu… (wyd. 1568):
Jam ich jeszcze nie widział, ani tych, co na korzeniu ziela niektórego rosną […]; uczyniłby mi rzecz wdzięczną, kto by mi je wyrwawszy w Polsce świeżo ukazał. Pierwszym uczonym, który oglądał i dokładnie opisał czerwca polskiego, był Marcin z Urzędowa, prof. Akademii Krakowskiej, autor obszernego kompendium botanicznego Herbarz polski, to jest o przyrodzeniu ziół i drzew rozmaitych… (powstało między 1543 a 1557 rokiem, wydano je w 1595 roku):
Czerwiec jest to ziarnko, które w Polsce zbierają w maju spod korzonków ziemi. Tego najwięcej zbierają koło Łowicza, Rawy, Warszawy, iż tam taki zwyczaj, bo jednak wszędzie w Polsce tego dosyć, ale o to nie dbają. Są ziarnka czerwone, niewielkie […] Te ziarenka kopią w ziemi spod korzonków; w maju kwitną, a gdy przyjdzie czerwiec, tedy obrócą się w robaczki i wylecą. Te robaczki świecą w noc czerwcową i zowią je też ludzie pospolicie czerwcami. W Wenecji jest to rzecz droga, bo za funt tych ziarenek musi dać cztery funty weneckie, za drugi pięć, niemal nasz złoty. To dlatego piszę, aby się jęli wszyscy to zbierać, albowiem czerwiec polski jest najszlachetniejszy. Tym farbują rzeczy kosztowne, jedwabne, w Wenecji: a rzeczy jedwabne, które farbują czerwcem polskim, zowią Kermezyn. […] Te ziarnka czerwcowe nie są to korzonki ani ziele. Jest to nasienie, które na swym miejscu zostawia on chrobaczek […] Albowiem już w kwietniu poczyna się mnożyć, gdy wszystkie rzeczy poczynają ożywać, a gdy przyjdzie czerwiec, tedy już urośnie; a tak zostawiwszy pęcherzyk, w którym był, wylata, zostawiając nasienie.
Dopiero mieszkający w Gdańsku Holender Johann Philipp Breyn (1680–1764), lekarz i biolog, zbadał fizjologię owada i w trzech pracach udowodnił naukowo odmienność jego rozwoju. Dwie z nich przełożono na angielski w XVIII wieku i często cytowano, zazwyczaj przy okazji polemik z sądami autora, które uznano za nieprawdopodobne.
Oto jak wygląda cykl rozwojowy owada. Samiczka czerwca polskiego składa jajeczka od pierwszej połowy czerwca do 10 sierpnia. Pod koniec lata wykształcają się z nich larwy, które w marcu – kwietniu opuszczają kokon i pełzają, dopóki nie znajdą pędów czerwca trwałego (Scleranthus perennis), rośliny zielnej z rodziny goździkowatych, rosnącej na piaskach i ugorach. Po 24 godzinach larwy przekształcają się w ciemnofioletowe pęcherzyki, które ssawkami przyczepiają się do rośliny. Samiczki tworzą kuleczki o wielkości 3–4 mm. Samce są dwukrotnie mniejsze. Potem przepoczwarzają się one w owada z dwoma skrzydełkami i rodzajem pióropusza. Ta dziwna postać larwy uchodziła jeszcze w czasach renesansu za część rośliny, choć w Polsce wiedziano, że pęcherzyk przekształca się w robaczka.
Rozpoczęty w XVI wieku spór o czerwca polskiego trwał długo, a wiele zagadnień z nim związanych pozostaje do dziś nierozstrzygniętych. Mamy tu bowiem do czynienia ze szczególnym zjawiskiem: ważny surowiec przemysłowy, do połowy XVI wieku eksportowany z Polski na Zachód, ustępuje miejsca wydajniejszej amerykańskiej koszenili, pozostając jedynie w użyciu ludu. U progu naszych czasów zanika jako zjawisko biologiczne, stając się tylko ciekawostką dla etnografów i przedmiotem badań entomologów.
OWADZI INTERES
Farbowanie tkanin czerwcem było bardzo proste. Marcin Siennik tak opisuje technologię barwienia jedwabiu: jedwab owinięty w płótno wygotować w mydlinach, płukać w słonej, czystej wodzie, następnie rozpuścić ałun (funt na funt jedwabiu) i moczyć tkaninę przez osiem godzin, w wypłukany ponownie jedwab wetrzeć czerwiec (3–4 uncje na funt), dodać 3 uncje tłuczonego galasu – dla ożywienia barwy – i zalać niewielką ilością wody. Czerwiec musiał być uprzednio odtłuszczony, czego dokonywano, macerując go w piwie bądź mieszając z żytnim ciastem. Z opisów rosyjskich z XIX wieku wiemy, że zabijano czerwce wrzątkiem, suszono je na słońcu lub w piecu chlebowym, rozcinano lub mielono i rozpuszczano w żytnim kwasie (barszczu). Usuwało to tłuszcz, który w przeciwieństwie do koszenili stanowił poważną przeszkodę przy zastosowaniu czerwca. Skrobia wiązała tłuszcze, a barwnik mógł przeniknąć do przędzy.
Czerwiec polski nie był jedynym stosowanym u schyłku średniowiecza barwnikiem. W zachodniej Europie znany był kermes, w Ameryce zaś europejscy zdobywcy znaleźli koszenilę. Mimo to pod koniec średniowiecza czerwiec stał się dobrem cennym i poszukiwanym. Z Mazowsza, Wielkopolski, a w szczególności z Rusi Czerwonej, wysyłany był do Krakowa, Wrocławia i Gdańska, skąd docierał do najważniejszych ośrodków tekstylnych w Górnych Niemczech, Toskanii i Wenecji. Najstarsza wzmianka o eksporcie czerwca pochodzi z 1412 roku. Później centrum handlu czerwcem przeniosło się do Poznania. Pod koniec XV wieku handlowali nim najznamienitsi kupcy z tego miasta, powiązani interesami ze wschodnimi ziemiami Polski i Litwą. Dostawcami byli przeważnie Żydzi, odbiorcami norymberczycy, Włosi lub miejscowi mieszczanie.
Transakcje zapisane w źródłach dotyczą handlu hurtowego. W 1515 roku Włoch Giovanni Battista Dologesa kupił i wywiózł do Norymbergi ok. 62 cetnarów (1 cetnar = 54,5 kg, czyli prawie 3,5 tony) czerwca. W 1540 roku poznański Żyd Mendel wyeksportował do Frankfurtu nad Menem aż 200 cetnarów (prawie 11 ton). Polskie rejestry celne poświadczają dominującą rolę zagranicznych nabywców.
W latach 1519–1520 na 679 kamieni (ok. 10 ton) czerwca obłożonego cłem w Poznaniu ok. 30 proc. należało do poznaniaków, 25 proc. do wrocławian, 17 proc. (tj. 116 kamieni) do kupców z austriackiego St. Veit i po 14 proc. do kontrahentów z miast niemieckich – Augsburga i Norymbergi. W 1534 roku obroty wzrosły do 1963 kamieni (29–30 ton). Dominowali wówczas odbiorcy z Augsburga (86 proc.). Był to rok rekordowy. Nie mamy danych dla drugiej połowy XVI stulecia, gdyż od 1547 roku czerwiec znika z rejestrów celnych.
Ponieważ kupcom zależało, aby cło było jak najniższe, możemy wnioskować, że w rzeczywistości obrót był większy. Widać także, że handel czerwcem cechowała znaczna koncentracja – zajmowali się nim wyspecjalizowani kupcy. Przykładowo, w 1540 roku tylko Żyd Mendel wywiózł do Frankfurtu trzykrotnie więcej barwnika niż wszyscy kupcy odnotowani przez poznańską komorę celną trzy lata wcześniej. Istotę organizacji handlu czerwcem trudno zrozumieć, jeśli nie zna się powiązań między zbierającymi larwy chłopami a skupującymi je drobnymi handlarzami i kupcami. Zbiór był żmudny i czasochłonny. Choć trudniły się nim czasem całe wsie, pozyskiwały niewiele towaru. Na jednej roślinie znajdowano na ogół 10 „ziarenek”, czyli larw czerwca polskiego. Przypuszcza się, że aby uzyskać kilogram, trzeba było nie mniej niż 260 tys. roślin. Szlachta nie interesowała się zbiorami czerwca, co najwyżej nakładała na chłopów opłaty z tego tytułu lub – znacznie rzadziej – odbierała larwy jako rentę naturalną.
Wydaje się, że pośrednictwo między zbieraczami a zagranicznymi odbiorcami przynosiło kupcom ogromne zyski, zwłaszcza że mogli uzyskać od władz przywileje monopolistyczne. Z 1541 roku pochodzi informacja o takim przywileju dla pewnego poznańskiemu kupca, który zapewne hojnie opłacił owo dobrodziejstwo władzy. Niestety, inwestycja okazała się chybiona, gdyż w najbliższych latach popyt na czerwca raptownie zmalał. Nadto monopolista natrafił na solidarny opór organizujących dotychczas skup barwnika Żydów, którzy wcześniej wykupili monopole w poszczególnych starostwach.
Tymczasem handel czerwcem polskim dogasał. Szymon Syreniusz w swym zielniku z 1613 roku radził: w Polsce, w Rusi, w Podolu, w Litwie, w Mazowszu, na Wołyniu, skąd przed laty ojcowie nasi wielki pożytek od kupców postronnych miewali, i teraz by mieć mogli, gdyby się do tego wrócili. Nieco dalej wymienił także Żmudź i Łotwę jako regiony domowego farbiarstwa płótna, ale – jak zauważył – handel czerwcem przez Gdańsk niemal nie istnieje.
Choć proceder ten należał już do przeszłości, dwaj dworzanie Zygmunta III Wazy: podkomorzy krakowski Stanisław Cikowski i sekretarz królewski Stanisław Niegoszewski, wyjednali u króla patent na nowy sposób farbowania płótna. Był to jeden z wielu fantastycznych projektów powstałych na marginesie postępu renesansowej technologii. Nie bez znaczenia jest fakt, że Cikowski był administratorem ceł koronnych i gorącym zwolennikiem przyciągnięcia do Polski cudzoziemskich kupców. W publikacjach poświęconych handlowi nie wspomniał jednak o czerwcu. Nie dostrzegali go również inni ówcześni autorzy propagujący merkantylistyczne teorie w Polsce.
Czerwiec wywożono przede wszystkim na Zachód, choć niewielkie ilości za pośrednictwem Ormian docierały także do Turcji. Sprzedaż barwnika krajowym producentom tekstyliów w XV i XVI wieku odgrywała niewielką rolę. Tkaniny polskie wyrabiane w Bieczu, Wielkopolsce czy na Mazowszu najczęściej nie były barwione. W źródłach czytamy o suknie białym, czarnym, a najczęściej szarym lub pospolitym. Był to produkt niskiego gatunku, przeznaczony dla ubogiej ludności miejskiej i wiejskiej. Farbowanie takich tkanin kosztownym czerwcowym barwnikiem byłoby nonsensem. Czerwiec znajdował zastosowanie jedynie w tkactwie dekoracyjnym bądź w domowym farbiarstwie chłopskim, gdy z jakichś przyczyn zawiódł zbyt.
AMERYKAŃSKA KONKURENTKA
Rozważając powody, dla których handel czerwcem załamał się, od dawna pisze się o konkurencji koszenili. Nie budzi to wątpliwości, trzeba jednak podkreślić gwałtowność, z jaką nastąpiło owo załamanie. Jeszcze w 1539 roku eksport utrzymuje się na poziomie średniej dla dziesięciolecia, osiem lat później zanika zupełnie, przynajmniej na ciągle żywym dla innych towarów szlaku Poznań–Wrocław. Potwierdza to – bałamutne skądinąd – pismo rady miejskiej Poznania do króla, w którym rajcy oskarżali kupców żydowskich o fałszowanie towarów, w tym czerwca. Przytaczane w liście szacunki skali zjawiska były wyssane z palca, ale istnienie problemu fałszerstwa poświadczają także norymberczycy w 1548 roku. Nie da się stwierdzić, czy chodziło o szkodliwe domieszki, czy też o zbyt długie przetrzymywanie towaru. Trudno przyjąć, że dopiero w połowie XVI wieku nauczono się psuć czerwca. Może dopiero teraz, gdy radykalnie spadła opłacalność handlu nim, fałszowanie stało się koniecznością.
Podobny kryzys przeżyło kilka dziesiątków lat później całe polskie sukiennictwo. Zmniejszony popyt zmusił wytwórców i kupców do obniżania cen, czego nie dało się uzyskać bez pogorszenia jakości wyrobów. Ciągle słyszało się o fałszowaniu wełny, rozrzedzaniu osnowy, zwężaniu sukna itp. Jakość była zatem ściśle powiązana z wahaniami rynku. W wypadkuczerwca przyniosło to jednak kupcom opłakane skutki. Zadziałało bowiem sprzężenie zwrotne: konkurencja amerykańskiej koszenili oznaczała skurczenie się rynku zbytu, fałszowano więc czerwca, aby obniżyć ceny, ale fałszywego nikt nie chciał. W konsekwencji pola obsiano zbożem. Czerwiec nie opłaca się w Gdańsku – notował w 1566 roku urzędnik z Wołynia. Rewizorzy ruskich starostw odejmowali wartość opłat farbiarskich, ponieważ czerwiec „nie opłaca się już w Polsce”. Zbierano go jeszcze w niektórych okolicach: w starostwie leżajskim, bełzkim. Potem czerwiec całkiem znika ze źródeł, ustępując miejsca uprawom, które przynosiły właścicielom ziemskim większe zyski. Wraz z rosnącą gęstością zaludnienia rozwijała się przede wszystkim produkcja zboża i hodowla bydła. O tym, że zbiory czerwca trudno było zharmonizować z hodowlą bydła i owiec, świadczy skarga z Podola, iż zbieracze zniszczyli trawę na łące. Pozostało więc szukać czerwca już tylko na leśnych polanach, poza polami uprawnymi.
Antoni Mączak, fragmenty artykułu „Gdy czerwiec polski barwił Europę”
(3179)