W liberalnym świecie straszy się dzieci na dobranoc sojuszem szowinistycznego pałkarza z fanatycznym klechą. W III RP przekonaliśmy się o tym dobitnie, kiedy w latach 90. środowiska opiniotwórcze z „Gazetą Wyborczą” na czele argumentowały, że skoro komunizm upadł, to trzeba nie dopuścić do odrodzenia się zjawisk, które Polacy mogli zapomnieć.
Gwoli jednak uczciwości trzeba zauważyć, że Adam Michnik nigdy nie porównywał Romana Dmowskiego do Adolfa Hitlera – co zdarzało się rozmaitym nadwiślańskim lewakom – i potrafił dostrzec w działalności przywódcy Narodowej Demokracji pozytywne strony. W roku 1982 późniejszy redaktor naczelny „GW” popełnił esej „Rozmowa w Cytadeli”, w którym można przeczytać między innymi:
Trudno dziś nie podziwiać przenikliwości publicystycznej Dmowskiego czy Popławskiego. Nikt chyba w całej historii polskiej myśli politycznej nie opisał tak jasno i przejrzyście konfliktowego charakteru stosunków Polski z sąsiadami. Nikt tak odważnie nie umiał się rozprawić ze złudzeniami, z samookłamywaniem się, z rachubami na bezinteresowną pomoc Europy – tak dworskiej, jak i plebejskiej – z naiwną wiarą, że hasło »za naszą i waszą wolność« może zastąpić myśl polityczną, z równie naiwnym przekonaniem, że młode nacjonalizmy aspirujące do suwerennych państw na terytorium etnicznie mieszanym mogą nie być wzajemnie konfliktowe.
Tak więc Michnika z Dmowskim – wbrew stereotypom lansowanym przez bojowo usposobionych młodzianów z „antyfaszystowskiego” stowarzyszenia „Nigdy Więcej” – łączy niemało. Przywódca endecji był jednak świeckim inteligentem, który nadzieję pokładał raczej w naukach przyrodniczych niż w chrześcijaństwie. Lansowany przez Dmowskiego nacjonalizm stanowił u progu XX wieku projekt nowoczesny i postępowy. Adresowany był bowiem do niższych warstw społecznych, którym w warunkach upadku feudalizmu obiecał awans.
Dmowski chciał zatem nauczyć Polaków trzeźwego myślenia i odczarować w ich oczach rzeczywistość, zafałszowaną przez romantyczne mity. Był więc poniekąd rewolucjonistą i kontrkulturowcem. Ale kiedy nadeszło dwudziestolecie międzywojenne, sytuacja się zmieniła. Pojawiło się młode pokolenie, które zaczęło rewidować nacjonalizm.
Trzeba tu wskazać szczególnie środowisko związane z tygodnikiem „Prosto z Mostu”. Tacy publicyści tego czasopisma jak Stanisław Piasecki (redaktor naczelny), Jan Mosdorf, Wojciech Wasiutyński, zainspirowani myślą katolicką, postulowali przezwyciężenie pozytywistycznego i scjentystycznego światopoglądu, typowego dla starego pokolenia endeków. Na łamach tygodnika kreślono wizję „nowego średniowiecza” (to nawiązanie do tytułu słynnej książki Nikołaja Bierdiajewa) jako nadchodzącej epoki, w której sacrum znowu będzie konstytutywnym elementem kultury.
Jednym z najbardziej oryginalnych publicystów „Prosto z Mostu” był Karol Stefan Frycz. Żył krótko – miał 32 lata, gdy w roku 1942 zginął w Auschwitz – ale zostawił po sobie spory dorobek.
[quote]Właśnie ukazał się wybór jego tekstów „Ku »nowemu barokowi«”.[/quote]
Kiedy koledzy Frycza z łamów tygodnika snuli rozważania nad „nowym średniowieczem”, on zastanawiał się nad „nowym barokiem”. Nie zgadzał się z takim podziałem dziejów Europy, w którym dobre uduchowione średniowiecze stanowiło przeciwieństwo złej, materialistycznej nowoczesności. Dlatego afirmował barok, będący – jego zdaniem – „bawiącym się dalej renesansem, tylko bawiącym się »po Bożemu«”.
Według Frycza, z respektem należało traktować przeszłość. Publicysta stronił więc od potępiania dziedzictwa sarmackiego i romantyzmu – co było charakterystyczne dla endecji. Dostrzegał pewne paradoksy tkwiące w historycznych zawirowaniach. Zauważał na przykład to, że od XVIII wieku Kościół nie sprzyjał modernizacji Polski, bo interes narodowy został oddzielony od katolickiego uniwersalizmu.
A jednak Frycz nie szukał rozwiązania tych problemów w świeckiej idei „egoizmu narodowego”, której wierne było stare pokolenie endecji. Ono bowiem chciało Polski „normalnej”, czyli niewykrwawiającej się w kolejnych wojnach i insurekcjach, lecz stawiającej – jak inne znaczące kraje europejskie – kolejne kroki w rozwoju cywilizacyjnym. Dziś powiedzielibyśmy, że chodziło w tym przypadku o Polskę na miarę marzeń lemingów – w której przede wszystkim nie zabraknie ciepłej wody w kranie.
[quote]Tymczasem zdaniem Frycza, „atmosferą normalności dla naszego narodu jest jedynie atmosfera wielkości – a ta, choć powinna być daleka od cierpiętnictwa, zawsze musi się liczyć z możliwością ofiary”. Bo „droga dziejowa Polski jest jedna – a mianowicie dążenie do własnej wielkości przez służbę cywilizacji łacińskiej, przez ciągłą obronę, słowem przez realizację naszymi rękoma planów Bożych na ziemi”. Czy to wszystko nie są jednak zbyt ambitne cele jak na dzisiejsze postpeerelowskie społeczeństwo, które można zainteresować najwyżej nacjonalizmem konsumentów?[/quote]
„Ku »nowemu barokowi«. Myśl polityczna Karola Stefana Frycza (1910–1942). Wybór źródeł”, Wydawnictwo Von Borowiecky, Warszawa 2012
(58)