Trzy probówki wystarczyłyby, aby spowodować śmierć setek tysięcy osób w USA. Piekielny plan Sowietów

w Historia Rosji/historia USA


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Wirus wywołujący krwawą gorączkę Marburg wywodzi się z rodziny filoviridae, tak jak ebola. Występuje w rozmaitych odmianach, w zależności od lokalizacji.

Wyobraźmy sobie wirus jako nieżywą kapsułkę zawierającą wewnątrz materiał genetyczny. To maleństwo, tyle co ok. 1 proc. przeciętnej komórki. Taka kapsułka potrafi spenetrować membranę, czyli otoczkę komórki i zainfekować ją. Wirus kradnie materiał DNA komórki i powiela się, replikuje. A zainfekowana komórka, rozpadając się na części, infekuje sąsiednie komórki. Ten proces ponawia się aż do śmierci organizmu.

Wirusy wciąż ewoluują. Nie można więc opracować lekarstwa uniwersalnego, na wszystkie wirusy. Wyobraźmy sobie nadlatującą nad nasze miasto rakietę. Nasza antyrakieta potrafi odczytać kody identyfikacyjne pocisku agresora. Ale rakieta najeźdźcy wysyła sygnały cieplne i radiowe, które mają naszą antyrakietę zbić z tropu i sprawić, by nie można było jej zestrzelić. Tak jest z mutującym wirusem. Antydot może przerwać żywot wirusa tylko wtedy, gdy się z nim zsynchronizuje. Albo potrafi zapobiec przenikaniu wirusowego materiału genetycznego do komórek. Aż tyle i tylko tyle.

W sierpniu 1967 r. do szpitali w Marburgu i Frankfurcie w Niemczech Zachodnich (potem okazało się, że równocześnie również w Belgradzie w Jugosławii) zaczęli trafiać pacjenci ekstremalnie wyczerpani, z bólem mięśni, głowy i wysoką gorączką. Takie symptomy pojawiły się u wszystkich w ciągu trzech dni od infekcji. Potem do tego doszły nudności, wymioty, rozwolnienie. Wyglądało to na tyfus. Po dwóch tygodniach u większości chorych nastąpił krwotok wewnętrzny i krwawienie z uszu, nosa, ust, odbytnicy, narządów rodnych. Wątroba zaczęła wysiadać. 81 proc. chorych zmarło.

Wirus rozniósł weterynarz. Wszyscy zakażeni mieli kontakt z krwią i innymi odchodami trzech koczkodanów zielonych, sprowadzonych w celach eksperymentalnych z Ugandy. Klasyczny przypadek przeskakiwania wirusa z gatunku na gatunek i mutacji nośnika choroby.

Skąd chore małpy w Ugandzie? Najprawdopodobniej zaraziły się od nietoperzy. Potem zainfekowały ludzi. Naturalnie ludzie również zarażali się od nietoperzy, zwykle dotykając padłe osobniki. A wirus Marburg potrafi spokojnie przeżyć w padlinie przez dłuższy okres. Ludzie zarażają ludzi poprzez kontakt z krwią bądź wydzielinami nosiciela, również poprzez seks. Brak sterylizacji sprzętu lekarskiego również jest sposobem na przeniesienie wirusa.

Co do pojawienia się wirusa w Niemczech najsolidniejsza hipoteza jest taka: myśliwi, którzy łapią małpy na zamówienie, mieli zwyczaj porzucania chorych osobników na jednej z wysp Jeziora Wiktorii. Tam zwierzaki albo umierały, albo zdrowiały. Jeśli myśliwym nie udało się złapać wystarczającej ilości małp na zamówienie, to wracali na wyspę i wybierali najzdrowiej wyglądające okazy. I sprzedawali je. A nie były to osobniki zdrowe – wirus w ich organizmie był jedynie uśpiony.

A na koniec opowiastka zimnowojenna. Jak opisują Ken Alibek i Steven Haldelman w książce wydanej w 1999 roku ( Biohazard: The Chilling True Story of the Largest Covert Biological Weapons Program in the World – Told from Inside by the Man Who Ran It ) Sowieci chcieli stworzyć z wirusa Marburg broń. W 1988 r. szef zespołu broni biologicznej Nikołaj Ustinow ukuł się igłą i zakaził wirusem. I przeszedł piekło. Krwawił zewsząd – a potem zmarł. A jego współtowarzysze z krwi denata stworzyli nową, silniejszą broń biologiczną: Marburg wariant „U” (od Ustinowa). Testowano ją na małpach w Stiepnogorsku w Kazachstanie. Wszystkie wyginęły. Sowieccy naukowcy uznali, że wypuszczenie małej ilości tej mutacji MVU spowoduje śmierć setek tysięcy w Waszyngtonie. Wystarczyłyby trzy próbówki. Federacja Rosyjska odziedziczyła te horrory po Związku Sowieckim.

Marek Jan Chodakiewicz, źródło: Tygodnik Solidarność

(557)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.