W minionych dniach cały świat opłakiwał odejście byłego prezydenta RPA, Nelsona Mandeli. W atmosferze powszechnego zachwytu nad jego osobą jak zwykle całkowicie pominięto jego komunistyczną i terrorystyczną karierę.
W wiodących mediach wciąż żywy jest obraz Mandeli, na który składa się 28 lat więzienia, pokojowa Nagroda Nobla, walka z apartheidem, setki biografii oraz hollywoodzkie produkcje przedstawiające czarnoskórego polityka jako świeckiego świętego, który przez miejscowych jest nazywany „ojcem narodu”. Medialny obraz bardzo rzadko odpowiada jednak rzeczywistości, szczególnie gdy dotyczy on ludzi i wydarzeń z tak odległego miejsca jak Republika Południowej Afryki. Uważne prześledzenie losów Nelsona Mandeli ukazuje go w radykalnie innym świetle od tego, z którym mamy do czynienia w kulturze powszechnej.
Marksistowski rasizm
Nim przyjrzymy się dokładnie terrorystycznym wyczynom Mandeli, warto najpierw dokładnie przyjrzeć się systemowi, przeciwko któremu buntował się rzekomy bohater, otrzymujący hołd od ludzi na całym świecie.
System segregacji rasowej, znany też jako apartheid, jest najczęściej przedstawiany w mediach jako konstrukcja oparta wyłącznie na rasowych uprzedzeniach. W rzeczywistości jednak jego fundamentem oraz treścią były specjalne państwowe ustawy i przepisy, które ustanowiono na przestrzeni kilku dekad. W 1948 roku władzę w kraju objęła Partia Narodowa, której idee sprowadzały się do zwykłego marksizmu opartego o rasizm. Najbardziej wpływową grupą w ramach rządzącego ugrupowania były związki zawodowe zrzeszające białych pracowników, którzy uchwalili szereg ustaw ograniczających do minimum konkurencję ze strony czarnoskórych.
Wiele kluczowych dla apartheidu ustaw powstało już na początku XX wieku. Jeszcze w 1911 roku, a więc przed dojściem do władzy Partii Narodowej, uchwalono ustawę o kopalniach i pracownikach, wymieniającą listę zawodów, do których czarni nie mieli dostępu. W 1926 roku wprowadzono także drastycznie wysoką płacę minimalną, w wyniku której zwolniono z pracy kolejnych czarnoskórych, którzy siłą rzeczy byli słabiej wykwalifikowani od białych. Z kolei w 1922 roku ustanowiono specjalne przepisy przewidujące, że tylko biali będą mieli prawo do uczenia się wielu zawodów, a wkrótce zorganizowano także specjalne listy „rezerwacji pracy”, które skutecznie eliminowały konkurencję ze strony czarnoskórych.
Gdy jednak w 1948 roku władzę objęła Partia Narodowa, system ten uległ dalszemu wzmocnieniu. Odtąd zabronione były także m. in. małżeństwa międzyrasowe, a rasistowska kampania uległa wzmocnieniu.
Terrorystyczno-komunistyczne początki
Apartheid był więc praktycznie w 100% oparty na instytucji państwa, które posłużyło radykalnym rasistom-marksistom do wprowadzenia skrajnie nieuczciwego systemu społecznego. Z oczywistych względów ta chora i niesprawiedliwa sytuacja domagała się jak najszybszej zmiany oraz zniesienia krzywdzących ustaw. Nelson Mandela bardzo pragnął, aby jego rasa przestała być uciskana, jednakże do walki z systemem dobrał najgorsze z możliwych środki oraz jeszcze okropniejszą ideologię.
Mając 24 lata, Mandela wstąpił do Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), aby w 1950 roku zostać jego przywódcą. Oficjalne biografie „Madiby” przekonują, że późniejszy laureat Nagrody Nobla czuł się zrażony do aktów przemocy, której dopuszczali się członkowie ANC, jednakże już w 1961 roku właśnie za jego sprawą powołano do życia radykalną terrorystyczną organizację noszącą nazwę Umkhonto we Sizwe (w języku xhosa oznacza to „Włócznię Narodu”), w skrócie MK. Inspiracją dla powołania tej komunistycznej bojówki było m.in. wezwanie Chruszczowa do walki o narodowe wyzwolenie oraz Fidel Castro i jego Ruch 26 Lipca.
Mandela rozczytywał się w pismach dotyczących wojny partyzanckiej „Che” Guevary i Mao Tse-tunga. Oficjalnie MK było odrębne od ANC, jednakże w praktyce stanowiło zbrojne ramię partii, wyspecjalizowane w atakach terrorystycznych przeprowadzanych na wzór irlandzkiej IRA, w których ginęły przypadkowe osoby. Gdy Mandelę pytano o działania MK, zawsze kłamliwie zasłaniał się stwierdzeniem, że akcje jego organizacji ograniczały się wyłącznie do „sabotażu”.
150 aktów przemocy
Nelson Mandela nie był jednak wyłącznie szefem MK, lecz także członkiem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii RPA (SACP). Choć przez wiele lat on i jego hagiografowie stanowczo temu zaprzeczali, tuż po jego śmierci SACP wydała oficjalne oświadczenie, w którym z dumą stwierdziła, że „Madiba” do końca życia był jej członkiem oraz jednym z liderów. Jednym z jego bliskich współpracowników, również w czasach formowania MK, był Joe Slovo – litewski Żyd, który w 1994 roku został w rządzie Mandeli ministrem gospodarki mieszkaniowej.
[quote]Mandela został aresztowany w 1962 roku i miał spędzić w więzieniach łącznie 28 lat, jednakże pozbawienie go wolności nie wynikało przede wszystkim z działalności w ANC lub sprzeciwu wobec apartheidu, lecz stanowiło reakcję władz na jego terrorystyczne działania. Na początku 1962 roku „Madiba” wybrał się na kwestę po całej Afryce (odwiedził też Londyn), zbierając pieniądze na uzbrojenie terrorystów z MK. Mandela nawiązał bliskie kontakty z komunistyczną międzynarodówką, której celem było wywołanie powszechnej rewolucji w całej Afryce. Mandela znalazł się także na oficjalnej liście światowych terrorystów sporządzonej przez rząd USA, z której zniknął dopiero w 2008 roku![/quote]
Związków Mandeli z komunizmem nie można ograniczać do lat sześćdziesiątych XX wieku, gdyż zachowały się nagrania oraz zdjęcia z lat dziewięćdziesiątych i późniejszych, na których Mandela bierze udział w politycznych imprezach „upiększonych” wielkimi emblematami sowieckiej gwiazdy oraz sierpa i młota lub też śpiewa hymn organizacji MK, którego treść brzmi następująco:
„My, członkowie MK, zobowiązaliśmy się zabijać białych”.
Bożyszcze mediów i światowej opinii publicznej samo zresztą przyznawało się wielokrotnie do aktów przemocy. Łącznie Mandela wziął odpowiedzialność za 150 różnego rodzaju incydentów, takich jak choćby atak bombowy na Church Street z 1983 roku, w którym zginęło 19 osób, a dalszych 200 zostało rannych. Niezliczone hagiografie oraz filmowe produkcje na temat Mandeli prezentują najczęściej więzienne cele, w których spędził łącznie 28 lat. Sugeruje się w ten sposób, że „Madiba” był całkowicie odizolowany od świata. Prawda jest jednak zgoła odmienna: przyszły prezydent RPA odbywał eksternistyczne studia prawnicze na Uniwersytecie Londyńskim, pisał listy, autobiografię oraz swobodnie rozmawiał z innymi więźniami z NCA i MK.
„Madiba” wykorzystywał czas spędzony w więzieniu na jeszcze jedno zajęcie: planowanie zamachów. Jako jeden z przywódców terrorystycznego ruchu zachowywał, pomimo swego uwięzienia, wysoki autorytet – i to właśnie z nim konsultowano kolejne cele aktów terroru. Władze RPA proponowały mu nawet kilkakrotnie przedterminowe zwolnienie pod warunkiem, że powstrzyma się od terroryzmu, lecz Mandela zawsze odmawiał.
Mandela zyskał w ten sposób niesłuszne miano symbolu walki z rasizmem, a komunistyczni i lewicowi agitatorzy uczynili z niego wielkiego pokojowego dysydenta, którego uwięzienie stanowić miało rzekomy symbol całego południowoafrykańskiego apartheidu. Władze zmuszone więc były obchodzić się z nim jak z jajkiem, gdyż na całym świecie przyznawano Mandeli rozliczne honory, nagrody i wyróżnienia. Wielką popularność Mandela zyskał m.in. w USA i Wielkiej Brytanii, gdzie uczyniono go wielkim bohaterem rasowych prześladowań. Gdy „Madiba” opuścił więzienie, mógł się wreszcie spotkać ze swoim „wielkim przyjacielem”, Fidelem Castro.
Kubański dyktator stanowił zresztą zawsze główny punkt odniesienia dla SACP. Mandela przyjaźnił się także z dyktatorem Libii, Muammarem Kaddafim, którego nazywał „towarzyszem broni” (tak jak Castro). Wcześniej „wielkiemu bojownikowi o demokrację” nie przeszkadzało także przyjęcie od Związku Radzieckiego Orderu Lenina. Jednocześnie stuprocentowo państwowy system apartheidu Mandela nazywał „kapitalizmem”, z którym walczył, odwołując się wprost do komunistycznego terroryzmu.
Terror po więzieniu
Gdy w 1994 roku Mandela został prezydentem, usunął ograniczenia rasowe godzące w czarnych, lecz jednocześnie nasilił socjalizm w RPA. Zgodnie ze swoimi komunistycznymi przekonaniami, rozbudował państwo opiekuńcze, wprowadzając w życie szereg nowych środków interwencjonistycznych. W rezultacie do końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku z kraju wyjechało ok. 750 tysięcy białych, którzy znaleźli się pod presją bojówek NCA. W kraju mnożyły się ataki przemocy ze strony czarnych, którzy gwałcili białe kobiety oraz napadali na domy białych, na co Mandela świadomie przymykał oko.
[quote]W wyniku tego względnie dobrze prosperujący niegdyś kraj znacznie podupadł gospodarczo. Co jednak najbardziej smutne, w 1996 roku „ojciec narodu” wprowadził ustawę pozwalającą na aborcję nawet dziewczynkom, bez względu na wiek i przyczynę. Szacuje się, że od tego czasu komunistyczny pseudobohater przyczynił się w ten sposób do śmierci ok. miliona poczętych dzieci. Świat jednak do końca konsekwentnie wybaczał Mandeli wszystkie okropności, przede wszystkim ze względu na panującą poprawność polityczną oraz nieformalny zakaz krytykowania czarnoskórych polityków.[/quote]
Tak jak Kim Dzong Un bywa odwiedzany przez eks-gwiazdę koszykówki Dennisa Rodmana, tak też Nelson Mandela regularnie przyjmował u siebie takie „autorytety” jak Michael Jackson czy Whoopi Goldberg. Pomogło mu to stać się ikoną popkultury, która choć odstraszała terroryzmem i komunizmem, została doskonale ubrana w opakowanie męczennika, dysydenta i męża stanu. Nie oznacza to oczywiście, że twórcy apartheidu byli w jakikolwiek sposób lepsi od Mandeli, lecz oni przynajmniej nie zostali świętymi. Należy wreszcie powiedzieć całą prawdę o pseudobohaterze, którego działania powinny zostać uznane za haniebne i oficjalnie potępione.
Jakub Wozinski, artykuł ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas”
(426)