O Janie Piwniku „Ponurym”, legendarnym dowódcy partyzanckim w siedemdziesiątą rocznicę jego śmierci z Wojciechem Königsbergiem, autorem książki „Droga Ponurego” rozmawia Mateusz Rawicz.
Mateusz Rawicz: Czym Jan Piwnik zajmował się przed wojną?
Wojciech Königsberg: Był w Mostach Wielkich, w jednej z największych i najnowocześniejszych szkół policyjnych. Po ukończeniu szkoły został skierowany do Warszawy, ochraniał premierów, m.in. Walerego Sławka, Leona Kozłowskiego. Kozłowski był znany z hulaszczego trybu życia. Piwnik żalił się na niego koledze, że często imprezuje i jest trudny do upilnowania. Po tym jak zasłużył się w ochronie premierów, został przeniesiony na Wołyń, gdzie zasłynął jako dowódca policji, który zwalczał komunistów. Następnie otrzymał skierowanie do szkoły oficerów policji w Warszawie, a po jej ukończeniu przydział do kompanii rezerwy policji stacjonującej w Golędzinowie (dzielnica Warszawy), do oddziałów wykorzystywanych do tłumienia zamieszek. Do wybuchu wojny dosłużył się stopnia aspiranta, pierwszego ze stopni oficerskich.
Wojnę obronną 1939 r. też odbył w policji…
W stopniu podporucznika był dowódcą trzeciej kompanii rezerwy policji z Golędzinowa, jednostki zmilitaryzowanej, w której obowiązywały stopnie wojskowe. Jego kompania miała stanowić grupę zaporową i bronić przepraw przez Pilicę koło Nowego Miasta. Inne kompanie z Golędzinowa rozciągały się na linii Pilicy do Białobrzegów. Właśnie w Nowym Mieście Piwnik wykonał pierwszą akcję dywersyjną. Kiedy wojska niemieckie zaczęły podchodzić do linii rzeki, odprawił całą kompanię do Warszawy, pozostał tylko z jednym żołnierzem, pozorowali obronę mostu, gdy Niemcy podeszli, wysadzili most i również udali się do stolicy.
Jak wyglądała jego droga na Zachód i powrót do Polski?
Wraz ze swoją kompanią, zgodnie z rozkazami władz naczelnych, cofał się do granicy węgierskiej. Po drodze spotkali się z wojskami sowieckimi, mieli nawet utarczkę z nimi, ale cała kompania przeszłą z bronią na Węgry. To był jeden z nielicznych przypadków polskiej jednostki wojskowej, która w pełnym uzbrojeniu przeszła na Węgry, oczywiście tam zostali rozbrojeni i internowani. Węgry były wtedy państwem neutralnym i nie brały udziału w wojnie. Piwnik został dowódcą obozu dla internowanych. Uznano go za jednego z najlepszych dowódców, bowiem poprzez organizowanie życie kulturalnego, naukę języków, starał się nie dopuścić żeby w szeregi żołnierzy wdarła się rozpacz i rozprężenie. Tłumaczył swoim podwładnym także sytuację, w jakiej znalazła się Polska. Działał ponadto w obozowej konspiracji, organizował ucieczki do Francji, zapewniał poprzez siatkę konspiracyjną dokumenty. W końcu jego kompania została rozwiązana, żołnierze porozsyłani do różnych obozów, a on sam miał zostać wysłany do obozu karnego. W literaturze przedmiotu pisano, że Piwnik siedział w Budapeszcie, a później w obozie karnym. Dotarłem do jego odręcznego notatnika, w którym pisze, że symulował ciężką chorobę brzucha, dostał się do szpitala w Budapeszcie, z którego następnego dnia uciekł i dzięki siatce przerzutowej poprzez Jugosławię i Włochy dotarł do Polskich Sił Zbrojnych we Francji, gdzie wcielono go do ostatniej wielkiej polskiej jednostki tworzonej na ziemi francuskiej, 4 Dywizji Piechoty. Była to formacja, która nie zdążyła osiągnąć swoich stanów uzbrojenia. Piwnik nie brał udziału w walkach we Francji, jak podają niektórzy historycy. Jego oddział został ewakuowany do Wielkiej Brytanii. Chcąc wejść na statek francuski musiał wyrzucić bagaże cywilów, bo kapitan statku powiedział, że już nie ma miejsca dla żołnierzy. Jednak dzięki determinacji Piwnika, kilkudziesięciu żołnierzy udało się ewakuować.
Czy to prawda, że rozbicie więzienia w Pińsku w 1943 r. zostało uznane za wzorcową akcję dywersyjną?
[quote]Piwnik był szkolony do takich akcji w Szkocji i Anglii na kursach dla cichociemnych. Uderzenie przeprowadzono podręcznikowo, „Ponury” rozpisał wszystkie role dla uczestników akcji. Na podstawie ataku na więzienie nie tylko Piwnik wykładał na kursach dywersji Komendy Głównej AK, ale z raportu o jego przebiegu do szkolenia swoich ludzi, korzystały służby specjalne Wielkiej Brytanii. Atak na pińskie więzienie był jedną z najbardziej znanych akcji podziemia, porównywano go z akcją pod Arsenałem czy z zamachem na Kutscherę. Piwnik otrzymał za nią Virtutti Militari od generała Stefana Roweckiego „Grota”.[/quote]
W marcu 1943 r. Piwnik otrzymał zgodę KG AK na tworzenie oddziału partyzanckiego. Jak to się stało, że szybko zdobył sobie uznanie jako dowódca i wiele oddziałów, nie tylko AK, samo mu się podporządkowało?
Przede wszystkim zaprzyjaźnił się z pułkownikiem Emilem Fieldorfem „Nilem”, kierownikiem dywersji KG AK. Rozbicie więzienia w Pińsku przyniosło mu sławę w całej Polsce, zaczęły o niej pisać gazety podziemne, m.in. Biuletyn Informacyjny. Nawiasem mówiąc, nie zachowano przy tym zasad konspiracji, przecież kiedy Piwnik przeprowadzał akcję w Pińsku kazał rozmawiać tylko po rosyjsku lub niemiecku, żeby Niemcy nie domyślili się, że to zrobiło polskie podziemie, ale gazety już tego nie przestrzegały. Na Kielecczyźnie spotkał dwóch swoich kolegów cichociemnych, którzy wcześniej niż on pojawili się w Górach Świętokrzyskich, por. Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta” i ppor. Waldemara Szwieca „Robota”. Dzięki nim oraz sławie, która przyszła z Pińska, Piwnik zdołał skupić pod swoim dowództwem oddziały partyzanckie wywodzące się z NSZ, NOW, BCH, AK, GL. Całe niemal spektrum oddziałów partyzanckich walczących na Kielecczyźnie skupiło się pod jego dowództwem. Brał wszystkich, którzy chcieli walczyć o wolność Polski, czy to z Niemcami, czy gdy przyjdzie taka konieczność z wojskami sowieckimi.
Już wtedy przewidywał, że trzeba będzie walczyć z Sowietami?
Był wykształcony i przewidujący. Przed wojną służył w policji na Kresach Wschodnich. Kiedy bliżej zacząłem zajmować się tą postacią, zrozumiałem, że był dobrze wykształcony, władał językiem francuskim, opanował język angielski, znał trochę rosyjski. Był głęboko wierzącym katolikiem o patriotycznych poglądach. Zawsze stał po stronie polskiej racji stanu i gdyby przyszła konieczność walczyłby także z komunistami.
Miał ogromne poważanie również u ludności cywilnej…
Był dowódcą partyzanckim, który nie pozwalał ograbiać ludności cywilnej, nawet z żywności. Mówił, że jeżeli partyzant cokolwiek zabiera z domu wiejskiego, co nie będzie mu dane, będzie zastrzelony. Potwierdzają to dokumenty, „Ponury” wykonywał wyroki śmierci za grabieże czy za nadużywanie alkoholu w partyzantce. Dla lokalnej ludności był namiastką władzy wojskowej i cywilnej. Przychodzili do niego ludzie, aby rozwiązał spory sąsiedzkie o ziemię. Po wojnie mieszkańcy okolicznych wiosek, gdzie „Ponury” kwaterował cenili sobie, że ich spór rozsądził dwadzieścia lat wcześniej właśnie Piwnik, podkreślali, że są dumni z tego sądu i dalej się tego rozsądzenia trzymają. Twierdzili, że nigdy tego nie zmienią, bo co powiedział „Ponury” to jest święte. Był drugą po „Hubalu” ikoną partyzancką Gór Świętokrzyskich. „Hubala” rozsławił film wyprodukowany w latach siedemdziesiątych. Były plany zrobienia także serialu o „Ponurym”, jednak ten bohater okazał się dla władzy ludowej tak niewygodny, że serial nie powstał. Ale taki obraz musi kiedyś zaistnieć w polskiej filmografii, bo jest to postać, której upamiętnienie w tej formie jest warte największych pieniędzy.
Dlaczego przestał być dowódcą zgrupowania i przeniesiono go na Nowogródczyznę?
To wynikało trochę z jego niepokornego charakteru. Chciał walczyć, ale dowódca okręgu AK, płk Stanisław Dworzak „Daniel” miał inne podejście do prowadzenia walki partyzanckiej, chciał czekać jak najdłużej z walką zbrojną. „Ponury” uważał natomiast, że nie należy „szczypać Szwaba”, lecz „bić pięścią w mordę”. Chciał walczyć, źle się czuł gdy nie walczył.
Agentem Gestapo okazał się jego przyjaciel, Jerzy Wojnowski „Motor”, który przyszedł z „Ponurym” z „Wachlarza” i również uczestniczył w akcji na więzienie w Pińsku…
Był jednym z najważniejszych agentów niemieckich w podziemiu, wydał Niemcom większość akcji Piwnika. „Ponury” do końca nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel zdradził. Przez to, że popadł w konflikt z dowództwem i przez to, że został rozpracowany przez Gestapo został odwołany. Muszę jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz – kiedy dowódcy AK byli karnie odwoływani – zostawiano ich dość często do dyspozycji sztabu AK. Piwnik natomiast po miesiącu został rzucony na Nowogródczyznę, gdzie dowodził dwukrotnie większym oddziałem, liczącym blisko 800 osób. Tam podobnie jak na Kielecczyźnie stał się partyzancką ikoną.
Źródło: Tygodnik „Nasza Polska”.
(569)