Portal informacyjno-historyczny

Gerard Cieśli znoszony na rękach

Leo Messi lat 50., czyli jak tokarz z Huty Batory upokorzył Sowietów [wideo]

w Bohaterowie


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze
Gerard Cieślik
Gerard Cieślik

Gerard Cieślik. Najlepszy polski piłkarz czasów przedtelewizyjnych. Był legendą, strzelał gole ZSRS. W nocy z soboty na niedzielę 3 listopada 2013 r. zmarł w chorzowskim szpitalu…

Był drobny i niski, taki Leo Messi lat pięćdziesiątych. Zaraz po wojnie większość chłopców, którym witaminę dostarczała brukiew, wyglądała właśnie tak. Stawali się dorośli, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Wojna przyśpieszała ich rozwój i uczyła życia.

Jako dziecko Cieślik przychodził na boisko Ruchu, gdzie mógł oglądać najlepszych piłkarzy w Polsce. Ernest Wilimowski po mistrzostwach świata w roku 1938 stał się sławny dzięki czterem bramkom wbitym Brazylii. Lewoskrzydłowy Gerard Wodarz i środkowy napastnik Teodor Peterek byli wtedy dla naszej reprezentacji jak Robert Lewandowski i Kuba Błaszczykowski dziś.

PRZY LODACH I CIASTKU

[quote]Chciał być napastnikiem, więc uczył się trafiać piłką w to samo miejsce. Aż nadszedł czas i mógł stanąć do naboru. Kiedy kazano mu trafić w spojenie bramki, udało mu się za pierwszym razem. A potem za każdym kolejnym uderzeniem. Egzaminujący go starszy piłkarz – Peterek właśnie! – zaczął mu się przyglądać z niedowierzaniem. Wkrótce grał już w pierwszym składzie. Gerard Cieślik był fenomenalnym piłkarzem.[/quote]

Tak wspominał piłkarza Kazimierz Kutz w książce „Klapsy i ścinki”.

We wstępie do książki „Gerard Cieślik. Urodzony na boisku” katowickiego dziennikarza Rafała Zaremby profesor Jan Miodek pisze o Cieśliku:

[quote]Kiedy jako kilkuletni chłopiec – za sprawą Ojca – zaczynałem się we wczesnych latach 50. interesować sportem, nie mogłem się nie stać wielbicielem Gerarda Cieślika i jego Ruchu. On był przecież wtedy najlepszy i najpopularniejszy, a chorzowianie, z nim na czele, w latach 1951, 1952 i 1953 zdobywali mistrzostwo Polski (…). A zaczęło się wszystko w roku 1953 w tarnogórskiej kawiarni Sedlaczka. Siedziałem z Rodzicami przy lodach i ciastku, gdy nagle Ojciec wskazał mi mężczyznę w sztruksowej brązowej marynarce siedzącego z drugim panem przy stoliku w rogu sali: »Patrz, synku, to jest Gerard Cieślik«.[/quote]

WALDEMAR FORNALIK W FILMIE O GERARDZIE CIEŚLIKU:

Kim był piłkarz, który zawładnął sercem Kazimierza Kutza, Jana Miodka i premiera Jerzego Buzka? Urodził się w Hajdukach Wielkich (Chorzowie) w 29 kwietnia 1927 roku i nie opuścił tego miasta do dziś. Jego ojciec – Antoni Cieślik walczył w powstaniach śląskich i kiedy rozpoczęła się wojna, rodzina postanowiła uciec z Chorzowa. Ale pod Wolborzem, podczas nalotu Luftwaffe, ojciec poniósł śmierć.


Wyświetl większą mapę

[quote]– Została mama, brat i trzy siostry. Nie bardzo wiedzieliśmy co ze sobą zrobić bez ojca, i postanowiliśmy wrócić na Śląsk – opowiadał mi przed laty Gerard Cieślik. – Zastaliśmy zaplombowane mieszkanie, dzieci powstańców nie miały prawa kształcić się ani uczyć zawodu. Jakoś udało mi się uniknąć tzw. landjahr, czyli rocznej wywózki na przymusowe roboty do Niemiec. Ale w roku 1944, kiedy miałem 17 lat, zostałem wcielony do Wehrmachtu. Wtedy Niemcy już się tylko cofali, a ja z nimi. Po kilku miesiącach zebraliśmy się w gronie pięciu – sześciu Ślązaków i postanowiliśmy uciec do Amerykanów. Przeprawialiśmy się przez Łabę na tratwie skleconej z jakichś skrzynek i desek. Ja bardzo słabo pływałem, więc założyłem na szyję nadmuchaną dętkę samochodową. Przeprawa przez rzekę to było piekło. Strzelali do nas, znosił nas prąd i na kilka metrów od brzegu musieliśmy skakać do wody. Dętka spadła mi z szyi, zacząłem się topić. Uratował mnie Teodor Wieczorek, starszy ode mnie o cztery lata, znaliśmy się z boisk w Chorzowie. On później też grał w reprezentacji Polski, bardzo mi pomagał w pierwszych latach po wojnie. Został znanym trenerem, w roku 1968 doprowadził Ruch do tytułu mistrza Polski i nawet, jako współpracownik Kazia Górskiego, pojechał na mistrzostwa świata do Niemiec. Jego syn Heniek też grał w kadrze, a teraz jest przewodniczącym Rady Miasta Chorzowa. Takie to są koleje losu. A wtedy do Amerykanów nie dotarliśmy. Złapali nas Rosjanie i wsadzili na pół roku do obozu w Brandenburgu. To, że w ogóle wróciliśmy stamtąd do domu – to cud.[/quote]

Kiedy był w formie, sam wygrywał mecze, strzelał po kilka bramek. Nie chciał opuszczać Chorzowa, na grę w Wiśle Kraków namawiał go przyjaciel, także reprezentant Polski Mieczysław Gracz. Nie udało mu się.

To o nich jest słynna w latach pięćdziesiątych piosenka „Trzej przyjaciele z boiska” Władysława Szpilmana ze słowami Artura Międzyrzeckiego. Jest w niej mowa o skrzydłowym, bramkarzu i łączniku: „Jeden rodem jest z miasta Warszawy, drugi rodem jest z miasta Chorzowa, no a trzeci jest rodem z Krakowa. Co ich łączy? I przyjaźń, i sport”. Cieślik był łącznikiem napadu.

To, co nie udało się Graczowi po przyjacielsku i dobroci, Legia, czyli Centralny Wojskowy Klub Sportowy, chciała załatwić siłą. Legia sprowadzała do Warszawy najlepszych piłkarzy pod pozorem odbycia służby wojskowej. W istocie chodziło o to, aby,jako żołnierze mogli grać dla Legii. Mało kto mógł się przeciwstawić wojsku, ale Cieślikowi się udało. Na początku lat pięćdziesiątych miał mocną pozycję i komunistyczna władza musiała się liczyć z jego popularnością wśród kibiców. A kibice – wiadomo, to klasa robotnicza. Hutnicy, górnicy. Kiedy śląskim piłkarzom zmieniano imiona i nazwiska, żeby lepiej brzmiały po polsku, Cieślik się postawił. Został przy swoim imieniu, mimo że z Gerarda chciano zrobić Czesława.

Kiedy więc Legia kolejny raz podjęła próbę sprowadzenia go do Warszawy, Ruch poprosił o interwencję przodownika pracy socjalistycznej, swojego kibica Wiktora Markiefkę. Ten udał się do wojewody śląskiego generała Aleksandra Zawadzkiego. Zagroził, że jeśli Cieślik opuści Ruch, to Huta Batory ogłosi strajk. Zawadzki się przestraszył, pojechał do marszałka Konstantego Rokossowskiego i od tej pory Cieślik miał spokój.

Gerard Cieśli znoszony na rękach
Gerard Cieśli znoszony na rękach

Mimo że rozegrał setki meczów i strzelił dziesiątki bramek, zapamiętany został jako bohater meczu ze Związkiem Sowieckim. Dokładnie rok po polskim Październiku Polacy rozgrywali z Rosjanami w Chorzowie mecz eliminacyjny do mistrzostw świata. Cieślika nie powoływano do kadry od kilku miesięcy. Miał już 31 lat, uważano, że w starciu z potężnymi Rosjanami nie da sobie rady.

Henryk Reyman
Henryk Reyman

W tygodniu poprzedzającym mecz kadra rozegrała jednak sparing z

reprezentacją Śląska. Cieślik wystąpił właśnie w jej barwach. Ale w drugiej połowie trener kadry Henryk Reyman zaprosił go do swojej drużyny. Cieślik strzelił dwie bramki i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku pojechał do domu.

W radiowej „Kronice Sportowej” usłyszał, że został dodatkowo powołany do kadry. Chwilę później do drzwi zapukał drugi trener kadry Ewald Cebula z potwierdzeniem tej wiadomości. Powstał jednak problem. Cieślik był mistrzem tokarskim w Hucie Batory i powinien być nazajutrz w pracy. Kiedy piłkarze wyjeżdżali na mecze reprezentacji, brali urlopy, a wolnych sobót wtedy nie było. Tym razem zrobiono wyjątek. Brygadzista w hucie też słuchał radia i Cieślik mógł pojechać tramwajem z Batorego na zgrupowanie w Katowicach.

PORACHUNKI Z ROSJANAMI

[quote]– Dopiero w czwartek w południe zgłosiłem się na zgrupowanie – opowiada piłkarz. – A mecz w niedzielę [20 października 1957]. Żyła nim cała Polska. 400 tysięcy ludzi złożyło zamówienia na bilety. Miliony siedziały przy radioodbiornikach, bo telewizja jeszcze wtedy meczów nie transmitowała. Tylko w Polskiej Kronice Filmowej później pokazali. Niektórzy ludzie myśleli, że nawet gdyby nas było stać na pokonanie Rosjan, to władza by nam nie pozwoliła. Takie czasy. Związek Radziecki miał bardzo dobrą drużynę, a bramkarz Lew Jaszyn już wtedy był legendą. Większość z nas miała jakieś porachunki z Rosjanami, co nas dodatkowo mobilizowało. A kiedy jeszcze usłyszeliśmy, jak 100 tysięcy ludzi na Stadionie Śląskim śpiewa hymn, to wiedzieliśmy, że nie możemy przegrać. Widzieliśmy też, że Ruskie się boją. Zwyciężyliśmy 2:1, a to, że akurat ja strzeliłem obydwa gole, jest bez znaczenia. Wszyscy zagrali wspaniale, a Edek Szymkowiak w bramce i „Kici” Brychczy w ataku – fantastycznie – kończy Cieślik.[/quote]

PÓŁ WIEKU Z RUCHEM
gerard-cieslik-ruch

Kibice zanieśli go na ramionach do szatni. Tym meczem zapewnił sobie nieśmiertelność. Grał jeszcze przez dwa lata. Od pół wieku przychodzi na stadion Ruchu Jest tam kimś takim jak Alfredo di Stefano w Realu i Bobby Charlton w Manchesterze United. Został Honorowym Obywatelem Chorzowa. W Klubie Wybitnego Reprezentanta (kryterium – 60 występów w drużynie narodowej) dla Cieślika zrobiono wyjątek. W jego czasach nie grało się tak często jak obecnie, rozegrał tylko 46 meczów w reprezentacji.

cieslik-gerard

1 czerwca 1958 roku ojciec zabrał mnie na Stadion Dziesięciolecia na mecz Polska – Szkocja. – Chodź, synku, zobaczysz, jak gra Cieślik – powiedział. Jakże jestem wdzięczny ojcu, że mogłem zobaczyć na boisku największego polskiego piłkarza lat pięćdziesiątych.

Stefan Szczepłek, artykuł „Łącznik napadu ze Śląska” („Rzeczpospolita”)

(325)

Chcesz podzielić się z Czytelnikami portalu swoim tekstem? Wyślij go nam lub dowiedz się, jak założyć bloga na stronie.
Kontakt: niezlomni.com(at)gmail.com. W sierpniu czytało nas blisko milion osób!
Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Idź na górę