Kraj Warty, czyli poligon narodowego socjalizmu. Zbrodnicze eksperymenty społeczne a Polacy, którzy nie zostali wypędzeni do Generalnego Gubernatorstwa

w Zapowiedzi wydawnicze


Zachęcamy do obserwowania strony na Twitterze

Arthur Greiser nazwał Kraj Warty „poligonem narodowego socjalizmu”. To w Poznaniu, Gnieźnie, Inowrocławiu, Łodzi, Kaliszu i Włocławku w latach 1939–1945 przeprowadzano zbrodnicze eksperymenty społeczne. W ich cieniu próbowali żyć, a nawet walczyć Polacy, których nie wypędzono do Generalnego Gubernatorstwa.

„Poligon” to kolejna książka Leszka Adamczewskiego o Kraju Warty. Z dziejów tego utworzonego jesienią 1939 roku z ziem polskich okręgu Rzeszy autor wybrał kilkadziesiąt sensacyjnych historii: od tragicznej śmierci syna Greisera pod Międzychodem, przez tajemniczą katastrofę Halifaksa nad Nowymi Skalmierzycami i amerykańskie bombardowania Poznania, po ostatnią defiladę w Posen. Autor przedstawia też nieznaną historię oddziału partyzanckiego na Pałukach i nie pomija najbardziej tragicznych epizodów z dziejów Kraju Warty, w tym zagłady Żydów.

Poligon_72dpi

Leży przede mną 32-stronicowa broszura Albina Wietrzykowskiego Powrót Arthura Greisera, kupiona w 2012 roku za złotówkę w jednym z poznańskich antykwariatów. Z wielu względów to unikatowe wydawnictwo. Książeczka, która w 1946 roku błyskawicznie ukazała się nakładem Księgarni Wydawniczej Spółdzielni „Pomoc” w Poznaniu, miała poznaniakom uświadomić ogrom zbrodni człowieka zasiadającego na ławie oskarżonych w procesie przed Najwyższym Trybunałem Narodowym. Uświadomić, a nie przypomnieć, bo w Wielkopolsce o zbrodniach hitlerowskich nikt nie zapomniał.

By zaś pokazać, że autor książeczki jest osobą, która ma sporo do powiedzenia o zbrodniach oskarżonego, na jej stronie tytułowej zamieszczono reprodukcję urzędowego dokumentu. Sąd Apelacyjny w Poznaniu, Wydział Karny, w imieniu Najwyższego Trybunału Narodowego wzywa w nim obywatela Albina Wietrzykowskiego, zamieszkałego w Poznaniu przy ulicy Wyspiańskiego 10/8, do osobistego stawienia się w charakterze świadka 23 czerwca 1946 roku o godzinie 14:00 w Auli Uniwersyteckiej w Poznaniu w sprawie karnej przeciwko Arturowi (tak w oryginale) Greiserowi.

„Spełniły się nasze najgorętsze życzenia z lat tyranii hitlerowskiej w Wielkopolsce. Ten największy i najnikczemniejszy kat, który przez przeszło pięć lat pluł nam w twarz, deptał naszą godność narodową, gnębił, uciskał, wywoził, katował i mordował – ów przeklęty Greiser jest w naszych rękach”. Tak rozpoczyna się Powrót Arthura Greisera.

Młody Greiser – według Wietrzykowskiego – już w swej rodzinnej Środzie „przede wszystkim lubił się bić. Chętnie zaczepiał Polaków, ubliżał, wszczynał awantury i uciekał się do rękoczynów”. Gdy za „brudne machinacje” ojca całą rodzinę przesiedlono do Inowrocławia, „młody Greiser na tle nienawiści do Polaków wszczynał stałe awantury na terenie szkoły, stwarzając atmosferę otwartej walki narodowościowej. Do jakiego stopnia Greiser spotęgował wymienione awantury, świadczyć może fakt, iż rada pedagogiczna, składająca się z samych niemców, uznała za wskazane wreszcie wydalić niepohamowanego ucznia z gimnazjum. Ta wymowna decyzja pobudziła Greisera do zemsty, ale nad Polakami”. By uniknąć podejrzenia o błąd, dodam więc, że słowa „Niemcy” i „Niemiec” Wietrzykowski konsekwentnie pisał z małej litery.

Gwoli ścisłości trzeba dodać, że Polacy pamiętający mieszkającą w Środzie rodzinę Greiserów, tuż po drugiej wojnie światowej wystawiali jej dobrą opinię. „Polakom krzywdy nie robiła” – twierdziła Marianna Dolata, jednocześnie podkreślając, że w Urzędzie Namiestnika Rzeszy w Kraju Warty pracowali również Polacy, co jest faktem mało znanym, bo po wojnie celowo go przemilczano. Zajmowali oni podrzędne stanowiska urzędnicze lub obsługi technicznej. To byli – powtórzę – Polacy i nikt od nich nie wymagał podpisania volkslisty, czyli deklaracji przynależności do narodu niemieckiego. Jest niemożliwe, by świadek Albin Wietrzykowski o tych i innych sprawach nie wiedział.

Można dzisiaj – przy pełnym szacunku dla ofiar hitleryzmu – kpić z broszury Wietrzykowskiego, cytować co bardziej charakterystyczne dla jego stylu zdania; ale po co? Tak się wtedy pisało i Wietrzykowski nie był wcale wyjątkiem. Co więcej, gdyby ktoś w połowie 1946 roku napisał rzetelną biografię Arthura Greisera, na wzór wielokrotnie cytowanej na następnych stronach pracy Catherine Epstein Wzorcowy nazista z 2010 roku, prawdopodobnie zostałby powieszony razem z byłym namiestnikiem Rzeszy i gauleiterem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników. Takie to były czasy i dlatego z tym większym szacunkiem należy odnosić się do Najwyższego Trybunału Narodowego – jego sędziów, prokuratorów i obrońców – którzy zapewnili Greiserowi mimo wszystko uczciwy proces.

Gdy po ogłoszeniu wyroku skazującego Arthura Greisera na karę śmierci w Auli Uniwersyteckiej zgaszono światła w ozdobnych żyrandolach i wyłączono dodatkowe reflektory, nad głową skazańca rozpoczął się polityczny taniec hien. Jego publiczna egzekucja na stokach poznańskiej Cytadeli nie miała bowiem nic wspólnego ze sprawiedliwością, co poniewczasie zrozumiał nawet ówczesny minister sprawiedliwości w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej RP Henryk Świątkowski. „Pragnę podkreślić z całą stanowczością, iż jestem zdecydowanym przeciwnikiem publicznego wykonywania kary śmierci” – napisał Świątkowski w tygodniku „Przekrój” z 29 września 1946 roku. I w dalszej części swej publikacji minister dodał między innymi: „Publiczne obwieszczenie przez prokuratora o wykonaniu wyroku śmierci czyni całkowicie zadość wymogom odwetu prewencji ogólnej. Aby uzyskać zadośćuczynienie za potworną krzywdę, jaką wyrządził nam hitleryzm – nie musimy koniecznie przyglądać się przedśmiertnym drgawkom skazańca. Wystarczy, gdy na publicznej rozprawie sądowej możemy obserwować, jak butny pan życia i śmierci tysięcy […] przeistacza się w łachman ludzki, płaszczy się i żebrze o litość – aby tylko ocalić swe nędzne istnienie”.

Postać Arthura Greisera przewijać się będzie przez następne strony tej książki. I nic dziwnego, bo Greiser był rzeczywistym, a nie malowanym rządcą Kraju Warty. Interesował się praktycznie wszystkimi sprawami: od wielkiej polityki nazistowskiej, poprzez zwalczanie polskości i eksterminację Żydów, po losy poszczególnych dzieł sztuki, zrabowanych polskim właścicielom. W Poznaniu Greiser osiągnął szczyt swej kariery politycznej, chociaż przed wojną przez kilka lat był głową państwa i jednocześnie szefem rządu, bo te dwa urzędy łączył w sobie prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska, ale tam pełnia władzy spoczywała w rękach gdańskiego gauleitera NSDAP Alberta Forstera. Także w Poznaniu nastąpił upadek Greisera. Wcale nie podczas procesu i egzekucji, jakby się wydawało, ale w chwili jego panicznej ucieczki ze stolicy swego „królestwa”. Ze szczytu stoczył się na samo dno, wielu swych ziomków zostawiając na pastwę losu.

Poligon nie jest jednak biografią Arthura Greisera. I nie jest monografią Kraju Warty. To zbiór mniej lub bardziej sensacyjnych reportaży z dziejów tej powstałej w październiku 1939 roku prowincji Rzeszy i dni poprzedzających jej utworzenie z części okupowanych przez Niemcy ziem polskich.

Krajowi Warty i jej namiestnikowi poświęciłem wydany na początku 2011 roku Zmierzch bogów w Posen, który spotkał się z życzliwym przyjęciem Czytelników i był nominowany do organizowanego przez Bibliotekę Raczyńskich konkursu na najlepszą książkę o Poznaniu w tymże 2011 roku. Poligon utrzymany jest w podobnej konwencji, a jeśli w pojedynczych przypadkach wracam do tematów poruszonych w pierwszej książce poświęconej „królestwu” Greisera, to tylko dlatego, że udało mi się dotrzeć do nowych materiałów, które uznałem za interesujące i warte przedstawienia Czytelnikom.

Był czwartek, 31 sierpnia 1939 roku. Jak się miało nazajutrz okazać, ostatni dzień pokoju w tej części Europy. Prezydent Senatu Wolnego Miasta Gdańska Arthur Greiser zapewne zastanawiał się, co się z nim stanie, gdy odezwą się działa przebywającego w Danzig z wizytą kurtuazyjną starego pancernika Schleswig-Holstein. Nie miał złudzeń, że z chwilą przygotowanej już likwidacji wolnego miasta i przyłączenia Gdańska do Rzeszy zostanie bezrobotnym. Skonfliktowany z nim Albert Forster postara się już, by nad Motławą nie miał czego szukać. Później opowiadał, że myślał wtedy o służbie wojskowej w Kriegsmarine.

Tymczasem w Poznaniu dobiegał końca kolejny upalny dzień kończącego się lata. Nad miasto nadciągały czarne burzowe chmury…

(637)


Dołącz, porozmawiaj, wyraź swoją opinię. Grupa sympatyków strony Niezlomni.com

Redakcja serwisu Niezłomni.com nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zawartych w komentarzach użytkowników. Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu.
Jednocześnie informujemy, że komentarze wulgarne oraz wyrażające groźby będą usuwane.
Ładowanie komentarzy Facebooka ...

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

*

Korzystając z formularza, zgadzam się z polityką prywatności portalu

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.