Choć gdy umierał miał zaledwie 25 lat, już za życia uważany był za jednego z najważniejszych pisarzy dwudziestolecia międzywojennego. Tom jego opowiadań „Koń na wzgórzu” był największym po pierwszych nowelach Sienkiewicza sukcesem literackim w ówczesnej Polsce. Wielokrotnie w swoim nauczaniu odwoływał się do niego Prymas Tysiąclecia ks. kard. Stefan Wyszyński.
„Będziemy szli najmilsi, po kolana w polskim błocie, a jeśli trzeba, to padniemy na twarz w to błoto, bo mamy je uświęcić (…), tak – jak zapowiadał ongiś Eugeniusz Małaczewski w ‚Koniu na wzgórzu’. Upaść duchowo na ziemię polską, miłośnie ją objąć, a przycisnąwszy usta i serce swoje do niej, wsłuchiwać się w głosy, które tam słychać. Może jeszcze nie słychać ich na powierzchni w pogwarze, jak to określił Małaczewski – ‚sejmikującego życia’, ale już są w głębi serca Matki – ziemi polskiej, już idą” – mówił 3 sierpnia 1962 roku do duchowieństwa Warszawy Prymas Tysiąclecia ks. kard. Stefan Wyszyński.
Eugeniusz Korwin-Małaczewski przyszedł na świat 1 stycznia 1897 roku w polskim dworku szlacheckim Kiwaczówka koło Humania na Ukrainie. Rodzice jego posiadali niewielki kawałek ziemi, z którego ciężko im było się utrzymać, szybko więc Eugeniusz poznał, co to niedostatek. Ponadto już jako nastoletni chłopiec stracił ojca, a jego nagłe odejście bardzo przeżył. W Humaniu uczył się w nielegalnej polskiej szkole, rozczytując się w polskich dziełach. Wkrótce podjął pracę w kancelarii adwokackiej w Humaniu, prowadzonej przez Mirosława Sawickiego. Już wtedy pisał wiele wierszy. Od młodzieńczych lat związany był z polskimi organizacjami niepodległościowymi, za co był inwigilowany przez carską ochranę.
Wkrótce wyjechał z Humania do Woroneża, gdzie w sierpniu 1915 roku zdał maturę.
W walce z wrogiem
Wychowany w atmosferze patriotycznej, marzył o zjednoczeniu ziem polskich, chciał walczyć z Niemcami o własną Ojczyznę. Po wcieleniu do armii rosyjskiej doznał jednak wielu udręk i szykan ze względu na swe polskie i inteligenckie pochodzenie. „Kto znał armię rosyjską, ten zrozumie i oceni piekło, przez jakie przeszedł” – stwierdza Piotr Choynowski, świetny nowelista i przyjaciel Małaczewskiego, we wspomnieniu pośmiertnym o nim zamieszczonym w „Tygodniku Ilustrowanym” w 1922 roku.
Po ukończeniu szkoły chorążych w Kijowie Małaczewski walczył na terenach Bukowiny, a następnie był dowódcą kompanii w Drohobużu pod Smoleńskiem. Po wybuchu rewolucji w 1917 roku w Rosji należał on do aktywnych współorganizatorów wojsk polskich. Służył w I Korpusie Polskim pod dowództwem gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego na Białorusi, a później w III Korpusie na Ukrainie. W czerwcu 1918 roku korpus ten został rozbrojony przez Niemców. W tym samym miesiącu gen. Józef Haller zawarł z przedstawicielami państw sprzymierzonych umowę o tworzeniu oddziałów polskich w Murmańsku i Archangielsku. Stamtąd polscy żołnierze mieli być przewożeni do organizowanej we Francji Armii Polskiej.Kilka tysięcy żołnierzy i oficerów z rozbitych korpusów, głównie z obszarów Ukrainy, próbowało więc dotrzeć na północ Rosji. Bolszewicy jednak, zgodnie z zobowiązaniem przyjętym wobec niemieckiego ambasadora hrabiego Mirbacha, rozstrzeliwali na miejscu bez sądu wszystkich schwytanych polskich żołnierzy. W rezultacie na północ dotarło jedynie kilkuset Polaków, a wśród nich Eugeniusz Małaczewski.
Choynowski, któremu Małaczewski opowiedział dzieje swego życia niedługo przed śmiercią, zwraca uwagę na fakt, że przewędrował on całą Rosję, walcząc z bolszewikami. Wielokrotnie był przez nich łapany, osadzany w więzieniu, skazywany na rozstrzelanie, lecz cudem unikał zawsze śmierci, uciekając. Wówczas – jak podkreśla Choynowski – „zaczęła się dlań epopeja murmańska. Czterdziestu i kilku szaleńców polskich stanowiło tam polski korpus posiłkowy aliantów. Nie poszli do Anglików na służbę, nie brali żołdu. Bili się honorowo. Wśród śniegów najdalszej Północy bili się – za Polskę! Zawsze i tylko za Polskę”. To właśnie w takich warunkach Małaczewski zachorował na gruźlicę, która doprowadziła do jego przedwczesnej śmierci. Wbrew wszelkim przeszkodom powstał z jego udziałem polski batalion, który odbijał z więzienia Polaków i walczył z bolszewikami. Małaczewski postanowił wkrótce dotrzeć do armii gen. Józefa Hallera. Udało mu się to na początku 1919 roku. Przez Murmańsk, Przylądek Północny i Anglię dotarł do wojska polskiego we Francji.
W kwietniu 1919 roku wraz z całą armią został przetransportowany do Polski. Po przybyciu do kraju Małaczewski został skierowany na front wschodni, a następnie odkomenderowany do Czeladzi w Zagłębiu Dąbrowskim i do Warszawy. W 1920 roku wziął udział – jako adiutant generała Hallera – w wojnie polsko-bolszewickiej. Swemu generałowi, za którego przykładem poszło do walki z bolszewikami wielu ochotników, poświęcił utwór pt. „Głos wielu mogił”. Przywołajmy go tutaj:
Hej, Jenerale nasz sławny!
Huf twych pobitych rycerzy,
wszystek Twój żołnierz niedawny,
co wszędy po ziemiach leży -po darni mogił śródpolnych,
woła do ciebie, Hetmanie,
i do żołnierzy twych wolnych,
wolnych przez nasze skonanie.
Iżeśmy byli najpierwsi
z całej Twej braci żołnierskiej,
leżym przebici skróś piersi,
mieliśmy zgon bohaterski!
Nic nam już więcej nie trzeba,
dla nas skończyła się wojna,
dużo nad nami jest nieba,
na oczach ziemia spokojna…
Byłyż i marsze, i boje…
Ty, Jenerale, pamiętasz…
Więc oczy wstecz odwróć swoje:
zobaczysz olbrzymi cmentarz…
Spod Rafajłowej, Rokitny,
przez chlubę Kaniowskiej klęski
szedł z tobą twój zastęp bitny
i padał zawsze zwycięski.
A gdyś wyleciał w świat ptakiem
popchnęła nas Twoja wola
za Twoim orłowym szlakiem
w północne puszcze i pola.
Pod archangielską jedliną,
w pożarach zorzy Murmańskiej
są groby, co nie przeminą -posłusznych woli hetmańskiej.
A każda w śmierci rocznicę
tęsknotą się odgrzebie,
brew zmarszczy i natchnie lice,
wytęży duszę do Ciebie
i rzeknie: „Mój Jenerale,
dziś sława Twa jest ogromna -Lecz nasza chwała – w twej chwale
Jest również…
Niech na to pomną
druhowie spod Twej buławy,
błękitne, jak chabry, pułki,
zanim na drogach Twej sławy
zadziobią ich kul jaskółki.
I przebacz hardość leguna
w tej smutnej naszej piosence.
Patrz – w grobie leżym jak struna,
trzymając na baczność ręce”…
Warto podkreślić, o czym pisał Małaczewski w tekście „Dwa cuda”, przytaczanym przez Marię Bogusławską w „Rocznicach narodowych”, że wojna 1920 roku była „najczarniejszą godziną w bycie Polski, po Jej zmartwychwstaniu”. Pisarz podkreśla, że bolszewicy posuwali
się wciąż naprzód, „agitując, gwałcąc, paląc, kradnąc, rżnąc”, a reszta kraju podminowana agenturami bolszewickimi czekała na zabór.
Stał się jednak cud. Małaczewski wspomina, że na wezwanie gen. Józefa Hallera nie pytano o amunicję, mundury, buty, lecz wszyscy pragnęli bronić ukochanej Ojczyzny. Do szeregu poszedł każdy – zarówno stary, jak i młody. „Nad Wisłą w dniu Matki Bożej Zielnej stał się cud. I zdawało się, że to Wisła sama dźwignęła się z brzegów ode dna, podniosła niebotyczną ścianę wód i wraz z armią naszą
runęła na wroga. Panicznie uchodził wróg w głąb niezmiernych obszarów Rosji, gdzie cargłód panuje, a caryca czerezwyczajka rządzi. (…). To była walka na życie i śmierć o pokój dla wszystkich ludów na ziemi” – wspominał Małaczewski.
Sukces „Konia na wzgórzu”
Nękany gruźlicą wycofał się w końcu Małaczewski ze służby wojskowej, jednak nie przestawał pisać, mało tego – przeżywał wówczas najaktywniejszy okres w swojej twórczości literackiej. „Nawała bolszewicka roku 1920 podnieca jeszcze jego działalność pisarską, pogłębia ją i kieruje ku ideowości” – pisze Choynowski. Małaczewski zaczął pisać w tym czasie powieść, projektował całe tomy nowel, opowieści, poezji, lecz nie dane mu było przez chorobę swoich pomysłów zrealizować. Żył jeszcze tak długo, aby być świadkiem niesłychanego wprost powodzenia swej pierwszej książki, największego po pierwszych nowelach Sienkiewicza sukcesu literackiego w Polsce, jak powszechnie wówczas uważano. Przypomnijmy, że jako poeta debiutował on w 1919 roku w „Tygodniku Ilustrowanym”, w którym ogłosił także swe pierwsze opowiadanie „Wigilia na Murmanie”. Swoje utwory publikował najczęściej – poza wymienionym pismem – w „Rzeczpospolitej”, „Straży nad Wisłą” i „Bluszczu”.
W 1921 roku opublikowany został głośny tom jego opowiadań pt. „Koń na wzgórzu”. Według krytyków, u początkujących pisarzy nie zdarzyło się nigdy spotkać utworu o takiej dojrzałości duchowej i o takiej sile wypowiedzenia jak u niego. Prace nad niektórymi tekstami w nim zamieszczonymi rozpoczął Małaczewski jeszcze podczas wojennej tułaczki.
Zbiór ten odwołuje się do wydarzeń I wojny światowej, z czasów alianckiej interwencji w Rosji oraz wojny polsko-bolszewickiej. Opisuje konsekwencje etyczne, kulturowe i społeczne wojny, jakie ta wywołała w życiu jednostek i całego Narodu. W pierwszej części tomu zawarte są utwory, m.in. „Wielka bitwa narodów”, „Blokhauz pod Syreną” i „Dzieje Baśki Murmańskiej”, które poświęcone są losom żołnierzy polskich na Ukrainie i w północnej Rosji.
Druga część („Państwo ponurej anegdoty”, „Cor cordium Poloniae”, „Tam, gdzie ostatnia świeci szubienica”) przedstawia gehennę polskich żołnierzy i społeczności na obszarze Rosji poddanej rewolucyjnym wstrząsom. Pojawia się tu idea Polski „niepodległej i wielkiej” oraz „wspaniałego polskiego ducha”. Ostatnia część tomu zawiera tytułowy utwór „Koń na wzgórzu” i „Na dalekim cmentarzu”. „Ta część utworów wyróżnia się przede wszystkim powagą w ujęciu motywacji niepodległościowego czynu, postawa sprawozdawcza zostaje zastąpiona postawą refleksyjną, opis realistyczny styka się z techniką symboliczną. Pojawiają się mesjanistyczne tony rodem z tradycji romantycznej. Prawomocność i doniosłość polskiego posłannictwa w powszechnym odrodzeniu wartości zostaje uzasadniona długotrwałym cierpieniem narodu pozbawionego wolności. Z niego ma się począć wysublimowany krzywdą i cierpieniem duch, który przezwycięży chaos i smutek po okresie dziejowych kataklizmów” – pisze Mirosław Lalak w „Literaturze polskiej XX wieku. Przewodniku encyklopedycznym”.
W „Koniu na wzgórzu” ukazane zostało dobitnie wielkie okrucieństwo bolszewików, którzy w ferworze zniszczenia nie przepuścili nikomu i niczemu, nie szczędząc nawet biednego konia, którego obdarli żywcem ze skóry. Małaczewski przedstawił tu ludzką kondycję w sytuacjach bestialskiego okrucieństwa i żołnierskiej nędzy.
Proza ta cieszyła się w II Rzeczypospolitej wielką popularnością, o czym świadczy aż pięć jej wydań przed 1939 rokiem. Następne edycje mogły ukazywać się już tylko na emigracji lub w tzw. drugim obiegu w kraju. Dopiero po 1990 roku książka ta została przypomniana oficjalnie w Polsce. W 1922 roku Małaczewski opublikował także tom poezji zatytuowany „Pod lazurową strzechą”, osadzony w tradycji literatury romantycznej. Znajdują się w nim zarówno wiersze o tematyce patriotycznej, poematy o wojnie tłumaczące celowość żołnierskiej ofiary, jak również liryki osobiste i utwory religijne. W tym czasie Małaczewski leczył się w Zakopanem, lecz chociaż czuł się coraz gorzej, nie tracił pogody ducha. Piotr Choynowski, a za nim również Kornel Makuszyński podkreślali, że wojenne doświadczenia i cierpienia związane z chorobą nie załamały Małaczewskiego.
Wprost przeciwnie – do końca swoich dni pozostał pogodny i wesoły. Obaj zwracali uwagę na jego głęboką religijność, która zwiększała się z każdym dniem. „Małaczewski był żarliwym synem Kościoła. Jego znajomość Pisma Świętego, oczytanie w teologii i wnikliwość mistyczna – były imponujące. Jeśli dodamy do tego nieustanne pragnienie doskonalenia się w duchu chrześcijańskim i szczerą pokorę intelektualną obok nieustępliwości i gorliwości w ‚propaganda fidei’, to otrzymamy niepowszedni portret bojownika katolickiego. Kościół stracił w Małaczewskim nie tylko wyznawcę, ale i żołnierza. Ostatnie jego chwile były podobno budującym wzorem śmierci chrześcijańskiej” – pisze Piotr Choynowski. Eugeniusz Korwin-Małaczewski zmarł w Zakopanem 19 kwietnia 1922 roku i tam został pochowany.
Piotr Czartoryski-Sziler, Nasz Dziennik, 14 sierpnia 2009 r.
(2857)