Film „Kamienie na szaniec” w reż. Roberta Glińskiego, który od piątku wchodzi na ekrany kin, nie jest adaptacją książki Aleksandra Kamińskiego, a jej interpretacją i próbą przełożenia pięknej, bohaterskiej historii „Zośki” , „Rudego” i „Alka” na język współczesnej młodzieży.
O „Kamieniach na szaniec” zaczęło być głośno jeszcze na etapie realizacji wspomnianej produkcji. A to dlatego, że Rada Fundacji Harcerstwa Drugiego Stulecia wyraziła sprzeciw wobec produkcji. Zdaniem pokolenia harcerskich instruktorów film ma przedstawiać zbuntowaną młodzież, żyjącą w każdym miejscu i każdym czasie oraz nieprawdziwie prezentować historię opisaną przez Aleksandra Kamińskiego.
Nieuzasadnione kontrowersje
[quote]Zdaje się, że przedwczesne kontrowersje wokół filmu przed jego obejrzeniem w całości nie były uzasadnione. Twórcy filmu podkreślają, że nie było możliwe przeniesienie na ekran powieści z 1943 – bowiem choć jest to wspaniała szkolna lektura, która uczy patriotyzmu i miłości do Ojczyzny – nie zawiera, oprócz akcji pod Arsenałem wartkich wątków umożliwiających filmową produkcję. Oczywiście, na temat chronologii wydarzeń i poszczególnych faktów można dyskutować. Ale należy jeszcze raz podkreślić, że jest to dramat wojenny, a nie film dokumentalny pokazujący sekwencję kolejnych wydarzeń z historii Szarych Szeregów. Robert Gliński skupił się na pokazaniu losów młodych bohaterów z perspektywy ich dojrzewania i psychologii młodego człowieka. Jak powiedziano po pokazie prasowym filmu, celem było przedstawienie swoistej ewolucji harcerzy w ich dorastaniu do bycia prawdziwymi żołnierzami Armii Krajowej.[/quote]
„Kamienie na szaniec” reżysera znanego m.in. z filmu „Cześć, Tereska” czy „Wszystko, co najważniejsze”, to bardzo emocjonujący film, pokazujący wartość przyjaźni i sens walki. Nie odniosłam wrażenia, żeby Jan „Rudy” Bytnar , Tadeusz „Zośka” Zawadzki i Aleksander „Alek” Dawidowski (znakomite kreacje młodych , doskonale rokujących aktorów: Tomasza Ziętka, Marcela Sabata i Kamila Szeptyckiego), a także towarzyszący im koledzy oraz wspaniałe, młode dziewczęta były młodzieżą, której nie są bliskie ideały prawdziwego bohaterstwa.
Trudno też zarzucić „Kamieniom na szaniec”, że sceny miłosne młodych ludzi biorą górę na pełnymi heroizmu i odwagę akcjami sabotażowymi czy odbijaniem „Rudego” z rąk Niemców. Rzekłabym, że podkreślają, iż w dramatycznej wojennej scenerii, w której należy w każdej chwili dokonywać wyborów, marzenie o miłości i wolności młodych ludzi było czymś, o czym marzy każdy z nas.
Nowoczesny film dla współczesnej młodzieży
Film zrealizowany jest w bardzo wyrazisty, nowoczesny sposób. Mamy do czynienia z wartką akcją, mocną muzyką (wprawdzie nie z okresu tamtego czasu, ale równie przejmującą i pasującą do całej konwencji filmu), momentami aż przesadną kolorystyką (rozlew krwi często zbyt wyjaskrawiony). Jednak zdaje się, że do współczesnej, żyjącej w cyfrowej erze młodzieży tylko takim językiem można dotrzeć. „Kamienie na szaniec” szokują. Główny wątek filmu koncertuje się wokół brutalnego przesłuchania, a wręcz katowania Janka Bytnara „Rudego” przez Niemców. Wisi do góry nogami, krew leje mu się strumieniami po twarzy, a niemieccy oficerowie Lange i Schulz nie mają dla niego litości. Oblewają go wrzątkiem, przygniatają palce dłoni, przykładają rozżarzony papieros do jego skroni. Mimo to „Rudy”, świadom swojej śmierci, nie zamierza wsypać swoich kolegów. Do końca pozostaje wierny, a w chwili najokrutniejszych tortur podaje jedynie nazwiska osób, które już nie żyją.
Wzrusza wartość przyjaźni i braterstwa, jaka pokazana jest między „Rudym” , a „Zośką”, który mimo braku pozwolenia od dowództwa na przeprowadzenie akcji odbicia „Rudego” z niemieckiej więźniarki, robi wszystko, aby akcja pod Arsenałem odbyła się. Ten wątek dokładnie opisał Aleksander Kamiński, ta historia została opowiedziana już przez Jana Łomnickiego w filmowej „Akcji pod Arsenałem” w 1977 roku. Jednak jak zostało wspomniane, celem Glińskiego nie było skoncentrowanie się tylko i wyłącznie na słynnej akcji pod Arsenałem (w „Kamieniach na szaniec” Glińskiego scena ta została nakręcona na ulicach starego miasta w Lublinie z racji z zupełnie innego wyglądu teraz miejsca w Warszawie, w którym podczas wojny koledzy „Rudego” postanowili go odbić) .
Choć film to dramat wojenny, reżyser przyznaje, że jest to produkcja antywojenna, która ma pokazać, że „zabijanie jest najgorszym wyborem”, bo zdaniem Glińskiego śmierć tak, czy prędzej nas dosięgnie. To dosyć sporne stwierdzenie, bowiem w końcu młodzież z Szarych Szeregów, ginęła za Ojczyznę i biorąc pod uwagę realia niemieckiego terroru, nie miała innego wyjścia niż zabijać wroga, który nie wahał się, aby dokonywać masowych egzekucji niewinnych Polaków, w tym małych dzieci.
Odpowiedzialność młodych aktorów
Jednak najważniejsze w „Kamieniach na szaniec” jest to, że młodzi aktorzy, którzy zagrali bohaterskich harcerzy Szarych Szeregów zdali sobie sprawę z ciężaru, jaki spoczywa na nich decydując się na zagranie prawdziwych bohaterów.
Na grobach „Alka” , „Rudego” i „Zośki” ciągle palą się znicze. Tomasz Ziętek, Marcel Sabat i Kamil Szeptycki, odtwórcy głównych ról, zanim zaczęli pracę na planie, właśnie tam poczuli, jakie odium odpowiedzialności biorą na siebie podczas realizacji filmu „Kamieni na Szaniec”. Na Cmentarzu Powązkowskim zobaczyli pierwowzory swoich bohaterów. Zdaje się, że dobrze uświadomili sobie, że to od stworzonych przez nich kreacji będzie zależało czy dzisiejsza młodzież sięgnie po książkę Aleksandra Kamińskiego i inne historyczne lektury. Dwudziestokilkuletni aktorzy zagrali w filmie obok znanych nazwisk Artura Żmijewskiego (Ojciec Rudego – w „Kamieniach na szaniec”, widząc skatowane dziecko, mówi, że jest dumny ze swojego syna), Danuty Stenki (matka Rudego) , Krzysztofa Globisza (Ojca Zośki) czy Anny Dereszowskiej (kobieta podoficera). Twórcy filmu do swojej realizacji wykorzystali książki Stanisława Broniewskiego „Orszy”, dowódcy akcji pod Arsenałem, a także publikacje prof. Tomasza Strzembosza dotyczące Polskiego Państwa Podziemnego oraz działalności dywersyjnej Szarych Szeregów. Mama Roberta Glińskiego należała do Szarych Szeregów, była w batalionie „Zośka”, prawdopodobnie znała „Rudego” i „Alka”. To właśnie jej reżyser zadedykował „Kamienie na szaniec”.
Tytuł filmu czerpie inspirację z „Testamentu mojego” Juliusza Słowackiego, o którym nie raz harcerze Szarych Szeregów rozmawiali podczas okupacji. „Niech żywi nie tracą nadziei, i przed narodem niosą oświaty kaganiec, a kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec” – te słowa wypowiada w „Kamieniach na szaniec” Glińskiego umierający „Rudy” obok stojącego, płaczącego „Zośki”. To piękna, wzruszająca scena. I chociażby dla niej warto iść na „Kamienie na szaniec”, nawet jeśli film nie jest w „naszym” stylu.
[quote]Zdecydowanie przemawiają do mnie bardziej tradycyjne formy filmowe przedstawiające dramatyczne losy bohaterów z okresu drugiej wojny światowej. Jednak, patrząc na dzisiejszą młodzież, do której można dotrzeć tylko sposobem, dobrze stało się, że „Kamienie na szaniec” wchodzą na ekrany polskich kin.[/quote]
Tekst i zdjęcia Magdalena Kowalewska
(193)