Podczas rozmów między stroną polską a sowiecką w sprawie wypełnienia zobowiązań ZSRS odnośnie więźniów i zesłańców oraz usunięcia przeszkód przy tworzeniu dużej armii polskiej, dochodziło niejednokrotnie do ostrych konfrontacji. Ostatecznie udobruchany Józef Stalin wysłał Władysławowi Andersowi nietypowe podarunki.
Po powrocie z Kujbyszewa do obozu zaczęły przychodzić prezenty od Stalina dla Andersa. Najpierw limuzyna, potem dwa konie. To znak, że NKWD odrobiło lekcję – Anders uwielbiał konie. Jako szef polskiej ekipy jeździeckiej bywał regularnie na międzynarodowych zawodach.
Sam Anders tak opisywał to w swojej książce:
Nie trzymały się mnie podarunki otrzymane w Rosji sowieckiej. Samochód, ofiarowany mi jeszcze w Moskwie przez Stalina, ofiarowałem armii polskiej; przetrzymał on wiele lat w służbie wojska polskiego pod dowództwem brytyjskim. Dwa konie wierzchowe, które dostałem w Jangi-Jul, przyjechały do Iraku, gdzie oddałem je lotnikom RAF-u w Habanija koło Bagdadu. Wyproszony przeze mnie od NKWD jeszcze w Jangi-Jul skrzypek pochodzenia żydowskiego, nazwiskiem Brij, również zwany … podarunkiem dla mnie, zdezerterował w Palestynie.
A tak wspominała podarunki od Stalina żona Generała – Irena Anders (od 0:50):
(970)