Spytałem ją, skąd powstała koncepcja wschodniej granicy Polski znanej jako linia Curzona. – Ach, „Curzon line” – rzekła, śmiejąc się. – My ją nazywamy „luncheon line”.
Byłam wtedy z Carrem, gdy zebrała się rada, aby wykreślić Polsce wschodnią granicę. Nikt nie wiedział, co to jest ta polska wschodnia granica, gdzie zaczyna się Rosja, gdzie kończy się Polska. Debaty przeciągały się bez końca, nadchodziła pora lunchu, wszyscy byli głodni i, jak to mówią, „annoyed”. Ty wiesz, co oznacza dla Anglika lunch. Tymczasem sprawa nie posuwała się ani na cal.
Wreszcie lord Curzon przypomniał sobie, że ma jakieś stare mapy dotyczące „the second partition of Poland”. Zniknął na chwilę w swoim gabinecie, po czym wrócił tryumfująco z mapą w ręku, gdzie czerwoną linią była oznaczona granica. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bez zastanowienia przyjęto ją jako wschodnią granicę Polski i całe towarzystwo, gratulując Curzonowi, pośpieszyło na spóźniony obiad. Jeden z dygnitarzy, winszując Curzonowi rozcięcia tego węzła gordyjskiego, powiedział:
„Polacy to troublemakers, nawet nie dadzą spokojnie zjeść lunchu”. Stąd przezwaliśmy tę linię „luncheon line”.
Widzisz, Mac, tak się u nas załatwia sprawy międzynarodowe
źródło: Mieczysław Jałowiecki, Na skraju Imperium i inne wspomnienia
(2427)