Jesienią 1951 roku za „bliższą granicę” czyli do KDL-i [krajów demokracji ludowych -red.], wypuszczono kilka drużyn. Do Polski przybyła ekipa Dynama Tbilisi.
(…) cztery kolejne mecze , jakie Dynamo rozegrało z reprezentacjami pionów zrzeszeń sportowych (wojsko, milicja i UB, kluby górnicze itd.), miały mieć charakter nie tyle szkoleniowy, co raczej sondażowy, na ile politycznie wyrobiona jest publika sportowa w różnych regionach Polski.
Gdy podczas pierwszego meczu we Wrocławiu z Unią [obecnie Ruch Chorzów – przyp. red.] wymęczeni drogą Gruzini przegrywali do przerwy 0:1 (bramkę strzelił im Gerard Cieślik), miejscowe władze w porozumieniu z centralą postanowiły interweniować, aby przypadkiem nie doszło do ideologicznego błędu.
„W przerwie zebrała się egzekutywa K[omitetu] W[ojewódzkiego]: co robić? (…) Coś tym graczom szepnięto, mecz skończył się remisem albo nawet „politycznie słusznym” zwycięstwem gości [relacja Jerzego Putramenta].
O dobrej reżyserii świadczy to, że przesądzającą o wyniku bramkę dynamowcy strzelili dopiero w 87. minucie.
Pozostale spotkania przyniosły już „słuszne” rezultaty. Przegrał Górnik (Piękne zwycięstwo piłkarzy radzieckich w Zabrzu – radował się „Przegląd Sportowy”), przegrał CWKS (dzisiejsza Legia) w Warszawie, przegrała na koniec i Gwardia w Krakowie (obecna Wisła). (…)
[quote]Nastrój widzów napięty – wspominał imprezę Putrament. – Ani oklasku dla gości. A organizatorzy przez megafon oświadczają: ponieważ radzieccy sędziowie piłkarscy reprezentują najwyższy poziom i najbardziej postępowy kierunek sędziowania, poprosiliśmy, aby mecz dzisiejszy sędziował arbiter z Tbilisi. (…) ten sędzia to nawet robił, co mógł, ale każdą jego decyzję przeciw Polakom witały huragany gwizdów, kamienie, puste buteliki.[/quote]
Donosiła o tym także oburzona słuchaczka Polskiego Radia:
[quote]Ordynarne, obelżywe słowa, które padały w kierunku piłkarzy sowieckich. Niektóre z osób zachowywały się wprost skandalicznie, nie jak ludzie cywilizowani. Mianowicie rzucali w graczy Dynama jabłkami, ogryzkami i nawet butelkami, słowem trzeba było być naocznym świadkiem, żeby móc to wszystko opowiedzieć. Krzyczeli, że polskim graczom specjalnie nie kazali wbijać bramek, że wszystko to lipa.[/quote]
Paweł Wieczorkiewicz, Justyna Błażejowska, „Przez Polskę ludową na przełaj i na przekór”
(29)