Jeśli posłowie ratyfikują konwencję przemocową, do polskiego prawa zostanie wprowadzona ideologia gender – pisze Krzysztof Łoziński na łamach Gosc.pl.
Premier podjął decyzję, że wzbudzająca olbrzymie kontrowersje Konwencję Rady Europy o zwalczaniu i zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zostanie skierowana do Sejmu do ratyfikacji. W lutym rząd ma przyjąć treść ustawy ratyfikacyjnej.
Zapisy konwencji opierają się na ideologii gender i nakładają na Polskę obowiązek wprowadzenia w życie istniejących w niej przepisów. Środowiska konserwatywne zdecydowanie przeciwko temu protestują, słusznie wskazując, że ideologia ta jest koszmarną utopią, której realizacja doprowadziłaby zniszczenia świata opierającego się na naturalnym porządku i ludzkim rozumie.
Posłuchaj, co grozi Polsce po ratyfikowaniu Konwencji
Rząd PO i PSL podpisał konwencję w 2012 r. Jej orędownikiem są środowiska skrajnie feministyczne, m.in. skupione w Kongresie Kobiet. Szans na jej zablokowanie na Radzie Ministrów nie ma, gdyż poza ministerstwem sprawiedliwości i być może pracy i polityki społecznej, pozostali członkowie rządu są za konwencją. W Sejmie głosy PO oraz SLD i Twojego Ruchu wystarczą, aby dokument ratyfikować.
Sprawa wydaje się być przesądzona, ale nie do końca. Droga do realizacji szkodliwych zapisów konwencji jest jeszcze długa. Po ratyfikacji trzeba będzie dostosować polskie prawo do zawartych w niej przepisów, a to potrwa co najmniej dwa lata. Sytuacja polityczna może być wówczas zupełnie inna. Zwycięstwo w wyborach parlamentarnych PiS (na co wskazują obecne sondaże) i wejście do Sejmu innych partii prawicowych może pozwoli na zastopowanie tego dokumentu.
Jeśli ten scenariusz nie spełni się, zagrożenia jakie niesie konwencja może nieco osłabić deklaracja interpretacyjna, którą rząd dołączył do tego dokumentu. Deklaracja stwierdza, że Polska będzie stosować konwencję zgodnie z zasadami i przepisami Konstytucji RP. To bardzo istotne zastrzeżenie, bowiem według konstytucjonalistów zapisy konwencji są sprzeczne z naszą ustawą zasadniczą i obowiązującym prawem. Warto przy tym zauważyć, że w ślad za Polską idą inne kraje, na przykład Litwa, która dołączyła do tego dokumentu deklarację o takiej samem treści jak my.
Środowiska lewicowo-liberalne zarzucają przeciwnikom konwencji, że nie chcą zwalczać przemocy wobec kobiet, a wręcz popierają tę patologię. Oczywiście jest to zarzut demagogiczny, bowiem wśród krytyków tego dokumentu nie padł ani jeden głos lekceważący realny problem przemocy wobec kobiet. Rzecz polega na tym, że konwencja nie wprowadza żadnych nowych rozwiązań zwiększających prawną ochronę kobiet przed przemocą, a proponowane konkretne rozwiązania można wprowadzić w życie na podstawie już istniejących regulacji. Jest więc dokumentem zbędnym, którego przyjęcie oznaczać będzie wprowadzenie do polskiego porządku prawnego pojęć i przepisów wypływającej z ideologii gender.
(47)