Z powodu ostrych represji wobec uczestników otwartych protestów i strajków w stanie wojennym popularne stały się akcje symboliczne. Formą demonstracji sprzeciwu wobec stanu wojennego i zawieszenia od 13 grudnia działalności Solidarności było np. noszenie znaczków Solidarności, także w połączeniu z czarną wstążką. Znaczki nosiły nawet pracownice Centralnego Rejestru Skazanych. Wiele osób z tego powodu szykanowano w miejscu pracy. Jedna z pracownic fabryki „Tewa” miała nawet spoliczkować strażnika próbującego zedrzeć jej znaczek Solidarności.
Innym pomysłem na wyrażenie sprzeciwu wobec władz stanu wojennego było noszenie przez pracowników oporników. W podobnej konwencji wiele osób nosiło czarne opaski. Na znak żałoby noszono je np. w grudniu 1981 r. po masakrze górników w kopalni Wujek oraz dla upamiętnienia poległych na Wybrzeżu dekadę wcześniej. Czarne opaski zakładali również uczniowie szkół na znak protestu przeciwko stanowi wojennemu w kolejnych miesiącach po jego wprowadzeniu (np. uczniowie Technikum Terenów Zielonych w Radzyminie). Władze niekiedy z nadgorliwością traktowały ciemne stroje. W warszawskim LO im. Narcyzy Żmichowskiej nauczycielkę języka polskiego Barbarę Luft zawieszono w pracy za taki właśnie ubiór, który w istocie oznaczał jej żałobę po zmarłej wówczas bliskiej osobie. Jednak dla władz oświatowych nie miało to znaczenia. Zinterpretowały to jako jawną demonstrację polityczną przewodniczącej szkolnego koła Solidarności.
Charakterystyczną dla środowiska szkół średnich formą sprzeciwu były tzw. przerwy ciszy. Podejmowano je zwykle podczas przerw międzylekcyjnych. Korytarze na co dzień pełne ruchu i gwaru zaskakiwały atmosferą powagi i skupienia. Protesty takie prowadzono m.in. w warszawskich liceach im. Marii Konopnickiej i Stefana Batorego. 13 września 1982 r. przerwy zorganizowano w liceach im. Klementa Gottwalda (obecnie Stanisława Staszica) i Joachima Lelewela.
Za podobną akcję represjonowano Piotra Cichockiego, ucznia LO im. Stefana Batorego. Chciał on uczcić poległych górników z kopalni Wujek. Przed protestem wywiesił plakat informacyjny. Uznany za organizatora, został zatrzymany przez milicję. „Tygodnik Mazowsze” informował, że 25 maja 1982 r. Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy skazał tego ucznia na pół roku więzienia za rozlepianie w szkole ulotek informujących o „cichych przerwach”.
Pomysłem uczniów na zademonstrowanie sprzeciwu wobec stanu wojennego było również nieuczestniczenie w studniówkach. Ulotkę wzywającą do takiego protestu, wedle informacji „Tygodnika Mazowsze”, rozprowadzano w niektórych szkołach. Podpisano ją „Podziemna Solidarność Młodzieży”. Trudno ocenić, jak często stosowano taką formę manifestacji w szkołach stolicy i województwa warszawskiego.
Akcje protestacyjne w szkołach przyjmowały również formę malowania haseł, kolportażu ulotek, zbiórek pieniężnych na rzecz internowanych oraz noszenia oznak żałoby, np. ciemnych okularów czy wspomnianych opasek. Według oficjalnych danych w Warszawie podobne akcje organizowano w jedenastu liceach i trzynastu szkołach zawodowych.
[quote]Województwo stołeczne należało do grupy regionów, gdzie w środowiskach oświaty notowano największą liczbę „działań sprzecznych z przepisami stanu wojennego”. [/quote]
Początkowo dość szeroko stosowaną symboliczną formą protestu było gaszenie świateł 13 każdego miesiąca w godzinach 21.00–21.15. Taki rodzaj sprzeciwu propagowano już przed 13 stycznia 1982 r., pierwszą miesięcznicą stanu wojennego. Popularne było także palenie świec w oknach. Symbolem sprzeciwu wobec stanu wojennego stawała się obecność w miejscach upamiętniających zdarzenia z bliższej i dalszej przeszłości; składano tam kwiaty i organizowano okolicznościowe zgromadzenia. W Warszawie wykorzystywano do tego np. dziedziniec UW, gdzie znajdowała się tablica upamiętniająca Marzec ’68. W Ursusie składano kwiaty pod pomnikiem Czerwca ’76.
Dodatkową wymowę miał fakt składania pod tym obeliskiem kwiatów otrzymanych przez kobiety z okazji Święta Kobiet. Podobnym symbolicznym miejscem pamięci stał się Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie i pobliski pl. Zwycięstwa – miejsce odprawienia mszy papieskiej w 1979 r. oraz uroczystości żałobnej po śmierci prymasa Stefana Wyszyńskiego dwa lata później.
[quote]W stanie wojennym charakter symboliczny zyskały spacery w porze nadawania „Dziennika Telewizyjnego”, propagandowej tuby władz. Zainicjowali je mieszkańcy Świdnika w lutym 1982 r. Prasa bezdebitowa informowała o spacerach w Ursusie (od 18 kwietnia), Pruszkowie, Piastowie, Piasecznie oraz na warszawskich osiedlach lub w dzielnicach Marymont, Służew, Ochota.[/quote]
Celem akcji protestacyjnych stały się symbole propagandy stanu wojennego skierowanej przeciwko Solidarności – „Trybuna Ludu” oraz „Żołnierz Wolności”. Gazety te demonstracyjnie niszczono, deptano. Formy i okoliczności podejmowania takich działań były różne. Niszczenie wspomnianych gazet odnotowano np. w akademikach przy ul. Żwirki i Wigury.
[quote]Podobną akcję przeprowadzili uczniowie technikum mechanicznego w Warszawie, którzy kupiwszy najpierw w kiosku egzemplarze „Trybuny Ludu”, następnie – jak opisywało zdarzenie źródło MSW – „w sposób demonstracyjny darli je i wdeptywali w ziemię na oczach przechodniów”. To zapewne wymagało większej odwagi niż np. rzucenie gazety na schody w ustronnym miejscu. Organizowano także działania bardziej zmasowane, m.in. w PAP „Mera-Pnefal”, gdzie wykupiono najpierw cały nakład „Trybuny Ludu”, po czym rozłożono gazety na schodach jednego z wydziałów. Zdeptane egzemplarze „Życia Warszawy”, „Trybuny Ludu”, „Nowych Dróg” oraz statutu PZPR znajdowano także w Zakładach Elektronicznych „Warel”. Akcję deptania oficjalnych gazet propagowano w prasie drugiego obiegu.[/quote]
Niektóre działania wyrażające protest przypominały aktywność małego sabotażu z okresu okupacji. W pierwszych dniach stanu wojennego milicja w Grodzisku Mazowieckim odnotowała przypadki odwracania znaków drogowych w miejscowości.
Sposobem na demonstrowanie niechęci do członków PZPR było zaś niszczenie tablic ogłoszeniowych partii czy wpuszczanie cuchnących substancji do partyjnych pomieszczeń. Celem swoistego małego sabotażu czasu stanu wojennego byli zarówno reprezentanci władz wojskowych, jak i cywilnych, a także miejsca z nimi związane. Narzędziem sabotażu były m.in. farby. Pod koniec stycznia 1982 r. na terenie Zakładów Ceramiki Radiowej „Cerad” samochód osobowy należący do wojskowej grupy operacyjnej przybyłej do zakładu został oblany czerwoną farbą. W tym samym zakładzie podobnym kolorem pomalowano tablicę przedstawiającą przemówienia gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Gdzieniegdzie zamalowywano farbą tablice ogłoszeń organizacji partyjnych (np. w ZK „Unitra-Polkolor”). W WSK „Okęcie” usiłowano zniechęcić członków PZPR do codziennej aktywności partyjnej, malowano na czerwono ich krzesła. Stosowano też inne sposoby wyrażania sprzeciwu.
[quote]W kwietniu 1982 r. w Hucie Warszawa podpalono tablicę informacyjną PZPR. Interesujące, że celem ataku 13 stycznia 1982 r. stała się nawet budka telefoniczna umieszczona w pobliżu gmachu KC PZPR. Wybuchła w niej najprawdopodobniej petarda, która zniszczyła całą budkę.[/quote]
Próbowano zniechęcać ludzi do wspierania budowy nowych związków zawodowych kontrolowanych przez władze. W Wytwórni Filmów Dokumentalnych osobie, która aktywnie zajmowała się tworzeniem oficjalnych związków zawodowych, wstrzyknięto do pokoju cuchnącą substancję przez dziurkę od klucza. W listopadzie 1982 r. w warszawskim Teatrze Wielkim użycie granatów łzawiących oraz ampułek z substancjami chemicznymi uniemożliwiło akademię z okazji 65. rocznicy rewolucji październikowej.
Wyraz sprzeciwu społecznego stanowiło niekupowanie oficjalnej prasy w środy. Było to de facto bezpośrednie nawiązanie do okresu okupacji, gdy praktykowano bojkot „gadzinówek”, czyli prasy wydawanej przez niemieckie władze okupacyjne. Członkowie Solidarności, walcząc na różne sposoby z władzami, starali się wprowadzać zamieszanie w jej szeregi choćby przez przekazywanie fałszywych informacji.
Na przykład przedstawiciele wydawnictwa CDN w grudniu 1983 r. wysłali niektórym aktywistom partyjnym sfałszowane pamiątkowe dyplomy z podpisem Jaruzelskiego „za kolaborację z reżimem komunistycznym”.
Środkiem nacisku na przedstawicieli władz były też anonimy z pogróżkami. List taki został np. wysłany pod adresem dyrektora Przedsiębiorstwa Robót Kolejowych nr 7 w Warszawie. Wedle informacji oficjalnych niekiedy przekazywano ostrzeżenia osobiste (przez władze określane mianem gróźb). Skierowano je w październiku 1982 r. do członków grupy inicjatywnej nowych związków zawodowych w WSK „Okęcie”. Niemal codziennie MSW odnotowywało wypadki „aktów o znamionach terroru politycznego”, w tym rzekomych działań zastraszających.
Za specyficzny rodzaj napiętnowania można uznać sporządzanie i publikowanie „list kolaborantów”, które były następnie wywieszane w publicznych miejscach, np. w zakładach pracy, na przystankach autobusowych. Osoby oceniane jako gorliwie współpracujące z władzami nazywano także sługusami wrony. Zdarzały się wypadki przyznawania statusu kolaboranta osobom w istocie niewinnym, za co w wypadkach wyjaśnionych przepraszano na łamach pisma zamieszczającego „listę kolaborantów”. Nie zawsze jednak nieuzasadnione oskarżenia były prostowane. Publikowano nazwiska zarówno nieznanych szerzej pracowników poszczególnych zakładów, jak też nazwiska artystów, którzy nie przyłączyli się do bojkotu współpracy z władzami stanu wojennego. Sekowano osoby, które – jak uważano – przekazywały informacje o współpracownikach podejmujących protesty w zakładach pracy.
Działania sabotażowe były skierowane nie tylko przeciwko symbolom rodzimym, ale też obcym, z sowiecką gwiazdą na czele. Podziemna prasa donosiła, że w Hucie Warszawa kilkakrotnie ją dewastowano (m.in. przemalowywano na czarno). O jednej z nich wspominał robotnik z Huty Warszawa Edward Mizikowski:
[quote]w jednym z tych pierwszych dni, jak wróciłem [do huty] […] to jeszcze był taki »numer« [akcja – T.R.] na W-60 chyba. [Była to] walcownia średniodrobna, jak dobrze pamiętam. [Tam] była taka olbrzymia czerwona gwiazda sowiecka. Mój kolega permanentnie ją zwalał. Jak żeśmy pierwszy raz zwalili, to ubecja przyjechała, śledztwo [wdrożyli] normalne, jakieś takie, niesamowite przesłuchania […]. Myślałem, że ona [gwiazda – T.R.] taka na wysokości, mała, a ona taka dwa razy jak ja. Znowu żeśmy ją zrzucili. I wtedy jak chcieliśmy trzeci raz ją zrzucić, patrzymy, a tam na dachu smoła, po smole [porozrzucane] pobite butelki, [poustawiane] zasieki, żeby nie można było do niej dojść. Żeśmy ją odpuścili.[/quote]
[quote]W reakcji na te wydarzenia w zakładzie „zorganizowano specjalną ochronę” opisanego miejsca. Celami ataków stawały się również pomniki, symbole wydarzeń i postaci kojarzonych z narzucaniem Polsce systemu komunistycznego. 10 lutego 1982 r. pomnik Feliksa Dzierżyńskiego na ówczesnym placu jego imienia obrzucono pojemnikami z farbą, a następnie podpalono. Monument stanął w płomieniach. Uczestnikami akcji było pięciu chłopców, w tym Artur Niszczerzewicz, Marek Marciniak (uczeń Zespołu Szkół Ogrodniczych) oraz Emil Barchański (uczeń LO im. Mikołaja Reja). Tego samego dnia co Barchańskiego aresztowano też jego szkolnego kolegę Tomasza Sokolewicza, niemającego ze sprawą podpalenia nic wspólnego. Barchański, bity w śledztwie, stanął przed sądem 17 marca 1982 r. Został skazany na dwa lata w zawieszeniu oraz dozór kuratora. Nawet po sprawie był straszony w pałacu Mostowskich, gdzie – jak opowiadał matce – grożono mu śmiercią. Później w maju 1982 r. występował jako świadek w procesie Tomasza Sokolewicza i Marka Marciniaka, oskarżonych o napaść na pomnik Dzierżyńskiego. W brutalnym śledztwie Barchański podpisał protokół o treści obciążającej Sokolewicza. Podczas rozprawy kolegów odwołał swoje zeznania ze śledztwa. Podkreślił, że Sokolewicz jest niewinny. Mówił, że złożył te zeznania pod wpływem bicia i szantażu. Podczas przesłuchań Barchańskiemu aluzyjnie grożono śmiercią. Kilka tygodni później, 6 czerwca 1982 r., ciało chłopca wyłowiono z Wisły.[/quote]
Publikowane dokumenty MSW wskazują na sporadyczne inne działania sabotażowe przeciwko osobom kojarzonym z inicjatywami władz stanu wojennego. Wedle informacji MSW, które brało czynny udział w akcji propagandowej przeciwko Solidarności,
członkowi PZPR w PHZ „Coopexim” przecięto w samochodzie przewody hamulcowe, wskutek czego miało dojść do wypadku drogowego. Kiedy indziej miał zostać pobity członek związkowej grupy inicjatywnej w ZM „Ursus”. Przytoczone wydarzenia zakładając nawet prawdziwość tych doniesień, miały jednakże charakter marginalny w ogólnym spektrum przedsięwzięć wyrażających sprzeciw wobec stanu wojennego oraz towarzyszącej im kampanii oszczerstw w stosunku do Solidarności i jej sympatyków.
Zapewne więcej wówczas było pobić wynikających ze zwykłego chuligaństwa, ludzkich zatargów, animozji, niezwiązanych w żaden sposób z bieżącą sytuacją polityczną. Wsparciem, umocnieniem akcji sprzeciwu miały być środowiskowe kodeksy postępowania.
Ich intencją, jak można sądzić, było też sformułowanie zasad, które uchroniłyby ludzi np. przed uznaniem za kolaboranta. Zapisy omawianych regulacji przypominały nade wszystko podstawowe zasady moralne, tak często ówcześnie łamane przez władze. Regulacje
wprowadził nie tylko związek („kodeks okupacyjny” podpisany z datą 12 stycznia 1982 r. przez Zbigniewa Bujaka, Zbigniewa Janasa oraz Wiktora Kulerskiego), ale też wiele środowisk. Publikowano choćby kodeksy naukowców czy służby zdrowia.
Szczególną formą sprzeciwu wobec stanu wojennego i stosowanych represji były publikowane przez znanych intelektualistów i ludzi kultury listy otwarte, apele itp. do władz. Służyły one wywieraniu na nie presji. Jeden z listów skierował jesienią 1982 r. prof. Jerzy
Jedlicki w obronie KPN oraz współpracowników KSS „KOR”. Znani przedstawiciele inteligencji osobiście interweniowali choćby w sprawach internowanych, np. Jan Józef Szczepański w obronie Marka Edelmana, Andrzeja Szczypiorskiego, Lothara Herbsta,
Barbary Sadowskiej, Jana Józefa Lipskiego.
fragment książki Tadeusza Ruzikowskiego „Stan wojenny w Warszawie i województwie stołecznym 1981–1983”
(269)