Józef Mackiewicz nigdy nie zaakceptował powiedzenia „nie trzeba głośno mówić” – z Grzegorzem Eberhardtem, autorem książki „Pisarz dla dorosłych” rozmawia Mateusz Rawicz.
– Dlaczego określił Pan Józefa Mackiewicza pisarzem dla dorosłych?
– To nie ja, to Marian Hemar! W jednym ze swych tekstów stwierdził, iż w Polsce pisarzem dla dzieci jest Sienkiewicz, a dla młodzieży Żeromski. Natomiast pisarzem dla dorosłych, jest Mackiewicz.
– Ciągle, niestety, można się natknąć na autorów oskarżających go o kolaborację z Niemcami…
– Właśnie, „niestety”… ciągle są tacy! Można ich tłumaczyć, albo złą wolą albo skromną wiedzą historyczną. Nie znają realiów 22 czerwca w Wilnie i okolicach. Nie chcą wiedzieć, iż agresja niemiecka przez większość tamtejszej ludność została przyjęta z entuzjazmem. A choćby dlatego, iż przerwała trwającą od dawna, i to coraz bardziej intensywniejszą, akcję wywózki na Sybir. Oto kończył się krwawy terror sowiecki, ludzie nie domyślali się jeszcze, iż ten nowy okupant nie będzie lepszy. Łudzono się jakoby gorzej jak było nie mogło być, więc będzie lepiej.
Wkraczających szkopów często gęsto witano kwiatami, a wśród witających nie brakowało także i Żydów. Złudzenia te, w przypadku Mackiewicza trwają nie długo, kilka tygodni. W pierwszym numerze „Gońca Codziennego” zamieszcza artykuł „Gdzie są wywiezieni mieszkańcy Wilna?” Wywiezieni przez Sowietów. Ważne pytania dla tamtejszej społeczności.
Następnego dnia dokłada kolejny tekst – „Przeżyliśmy upiorną rzeczywistość”. Bo i tak było, wielu jej nie przeżyło. W edycji wileńskiego dziennika z 31 lipca oraz 1, 2, 3 sierpnia zamieszcza cztery odcinki wspomnień o swych „przygodach” z sowietami „Moja dyskusja z NKWD”. 10 sierpnia zamieszcza osobisty komentarz do tzw. wielkiej polityki omawiając porozumienie angielsko-sowieckie pt. „To dopiero byłaby klęska”. Następny tekst J.M. znajduje się dopiero w numerze z 10 października. Jest to reportaż literacki o tzw. cudzie we wsi Popiszki.
[quote]I to wszystko! Więcej nic bo i stracił już złudzenia co do nowego okupanta. Jeśli to można nazwać kolaboracją to jak nazwać zachowania Broniewskich, Wattów, Tyrmandów i wielu, wielu innych pisarzy wspierających swym piórem czerwonych okupantów w tamtym okresie, a których książki znalazły się po wojnie w naszych obowiązkowych, szkolnych lekturach…?![/quote]
– Dlaczego AK w Wilnie wydała wyrok śmierci na Mackiewicza? Czy miał go wykonać inny słynny pisarz, Sergiusz Piasecki?
– Trudno mówić o Mackiewiczu z roku 1941 jako o słynnym pisarzu, co najwyżej – popularny publicysta. Autor jednego głośnego tytułu, czyli „Buntu rojstów”. Natomiast jego niedoszły egzekutor to faktycznie ówcześnie słynny literat! Jak widać, nasza historia doprawdy jest nieźle pokićkana! Słynny pisarz – jak zapewnia w jednej ze swych książek – dostał rozkaz zastrzelenia Mackiewicza. Rozkaz ten dotarł do niego w kilka tygodni po wykonanej w marcu roku 1943 r. egzekucji Ancerewicza, wydawcy „Gońca Codziennego”.
Piasecki wątpi w sensowność wyroku na J.M., podobne wątpliwości maja inni, wykonanie wyroku zostaje wstrzymane. Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie o powody dla jakich wyrok ten w ogóle sformułowano… Obszerniej piszę o tym w swej książce.
[quote]Pewne jest jedno – stała za tym nienawiść do J.M. ze strony miejscowej – ogólnie mówiąc – lewicy, sympatyków niedawno wygonionych okupantów. A to ona, lewica rządziła np. miejscową bibułą. Także i pismem „Niepodległość”, w którym zamieszczono – nr styczniowy 1943 – napastliwy tekst dotyczący Ancerewicza oraz Mackiewicza. Pismo te, co warto wiedzieć, można nazwać pismem wściekle lewicowym – ku oburzeniu wielu czytelników, czasem tak wielkim, iż redakcja była zmuszana przepraszać za swe wystąpienia… W każdym razie, ani w tym tytule ani w innych podziemnych nie ma informacji o wyroku śmierci na Mackiewicza. [/quote]
Jedynym pisemnym potwierdzeniem jest uwaga w powieści Piaseckiego, o czym powyżej wspomniałem. Mackiewicz, już po wojnie, ku własnemu zdziwieniu musiał przyznać, iż, właściwie to nikt nie widział tego wyroku. A więc coś na kształt jedna pani drugiej pani… Może więc i tego wyroku w ogóle nie było…
– Podobno wyrok śmierci wydała też PPR, za wywiad „Widziałem na własne oczy”, gdzie relacjonował ekshumację zwłok w Katyniu?
– Ciągle mówimy o tym samym wyroku… O wyroku którego nikt nie widział. J.M. opisując lipcowy pobyt w 1944 r. w Warszawie, wspomina rozmowę z Konradem Krupskim – członkiem podziemnej Delegatury. Krupski poinformował go o krążących plotkach jakoby „w Wilnie zapadł na mnie „jakiś” wyrok, ale czy to wydany przez PPR, czy polską organizację, tego nie wie. Jednocześnie pokazał mi tajny meldunek pochodzący z Wilna, że ja wysłany zostałem przez Gestapo do… Sztokholmu!” Oczywiście, J.M. złożył pisemne dementi. Sprawa nie miała ciągu dalszego, wiadomo, za kilka dni wypadł 1 sierpień…
– Dlaczego Mackiewicz krytykował w latach sześćdziesiątych politykę Kościoła wobec komunizmu?
–[quote] Krytykował o wiele wcześniej aniżeli w latach 60.! Szczególnie po wojnie, ponieważ przed nią, tą drugą, należał do bardzo dokładnych, szczegółowych obrońców tegoż Kościoła. Np. w swych wspaniałych reportażach opisujących rzeczywistość kresową, kondycję tamtejszego nauczycielstwa, samotność księży w walce o Polskę, ale i pozytywistyczne działania gospodarcze tegoż Kościoła! Mackiewicz, przepraszam za takie kasynowe porównanie, od zawsze w walce ze złem – a więc i komunizmem – stawiał na Kościół. Pilnie śledził działania Watykanu. Szczególnie koniec lat 50., początek 60. był dla niego czasem skupienia na zmianach, jakie następowały, lub szykowały się w polityce Watykanu. Ale i w jego działaniach. Mowa oczywiście o II Soborze Watykańskim. Mackiewicz boi się skuteczności gry prowadzonej przeciw Kościołowi. Przeraża go „postępowość” narzucona Kościołowi w efekcie Vaticanum II. „Postępowość” zresztą była przejawianą już choćby w samych przygotowaniach do owego Soboru, gdy to w ramach „tolerancji” zaproszono delegatów Rosyjskiej Cerkwi, a więc wiadomo – wyłącznie agenturę moskiewską. Zaproszenie poprzedzone było tzw. porozumieniem z Metz, w którym Watykan – aby nie urazić gości – zobowiązał się do powstrzymania od potępiania komunizmu! Doprawdy, Mackiewicz miał powody do krytyki.[/quote]
– W latach siedemdziesiątych został zgłoszony do literackiej nagrody Nobla… A jednak wycofano się z popierania jego kandydatury. Czy tylko z przyczyn politycznych?
– Przyczyn było wiele, polityczne niewątpliwie także. Kandydaturę jego wystawiły środowiska tzw. białej emigracji rosyjskiej; środowiska prężne, skuteczne. Wszak ledwie rzecz oficjalnie ogłoszono rozpoczęły się gry przeciwników jego osoby, jego dzieła. Np. próbowano zniechęcić do niego rozpowiadając szeroko o jego rzekomym antysemityzmie. A wiadomo jak ciężko się tłumaczyć w takiej „dyskusji”. Ale tak naprawdę to on sam, osobiście utrącił swą kandydaturę, a raczej – dalsze jej lansowanie przez Rosjan.
[quote]Uczynił tak swymi tekstami dotyczącymi Sołżenicyna, w których wyrażał – delikatnie mówiąc – swe zdziwienie dla łatwości z jaką ten opozycjonista znalazł się na Zachodzie. Z rodziną i z… biblioteką. Sołżenicyn był wtedy świętym, wręcz bożkiem dla emigracji rosyjskiej. A tu ktoś podważa jego wiarygodność! Mackiewicz nigdy nie zaakceptował powiedzenia „nie trzeba głośno mówić”![/quote]
– Jak w posiadanie praw autorskich po pisarzu weszła Nina Karsov-Szechter?
– Sądowo. Po kilkunastu latach rozpraw, po kilkurazowej wymianie sędziów, uzyskała wyrok korzystny dla siebie. Orzeczenia naszych sądów stają się coraz dziwniejsze, alogiczniejsze.
[quote]Mnie w tej sprawie najbardziej niemile zaskakuje co innego – totalny brak ze strony p. Niny Karsov-Szechter chęci, choćby najmniejszej, na dogadanie się z córkami Józefa Mackiewicza. Krótko mówiąc – bulwersuje mnie niemoralność tej sprawy. Bo jak inaczej można nazwać pozbawianie dzieci choćby minimum satysfakcji z dzieła ojca…? A w jej miejsce fundować wieloletnią wędrówkę po korytarzach sądowych. Propozycja jej złożona na początku lat 90. mówiła m.in. o podzieleniu się prawami autorskimi… Wybrała sąd![/quote]
– Którą z książek Mackiewicza uważa Pan za najważniejszą?
[quote]– Każdy z jego tekstów jest najważniejszy! Nawet, jakże krótki, reportaż „Ponary Baza”, czy relacja z Katynia, przecież równie niezbyt obfita objętościowo, i na pewno nie godna nazwania książką, są – w odpowiedzi na Pana pytanie – utworami z kategorii utworów najważniejszych. Równie ważnych co „Lewa wolna”, arcydzieło literatury ale i dokumentarności. Czy „Sprawa pułkownika Miasojedowa”, sama urokliwość literacka, ale i dokument. Że nie wspomnę, czyli wspomnę jednak! „Nie trzeba głośno mówić”. Mistrzowskie połączenie wielkiej literatury z dokumentami… Jak oto widzę pomógł mi Pan „odkryć” przed samym sobą, jak ważna jest dla mnie dokumentarność… A więc moja kilkunastoletnia praca w filmie dokumentalnym nie była przypadkiem. Po prostu od zawsze przedkładam fakty nad fikcje… Reasumując; wszystkie książki J.M. są najważniejsze. A dlatego są tak ważne, ponieważ mało, że będąc równie atrakcyjne literacko, artystycznie, jednocześnie wyjaśniają/opisują ważne momenty historii, nie tylko Polski. W sumie stając się dokumentarnym zapisem co najmniej połowy wieku XX. Ale i wizją-ostrzeżeniem co z nami się stanie jeśli nie zmądrzejemy! I poddamy się złu.[/quote]
wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska”
(443)