Czy jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłość? Wbrew pozorom, nie jest to tekst reklamy usług wróżbiarskich, a pytanie o pozycję Polski w układzie sił politycznych po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. 8 lipca 2016 roku byłam obecna na spotkaniu z prof. Markiem Cichockim w Klubie Jagiellońskim. Spotkanie wśród młodzieży akademickiej, która z uwagą i cierpliwością wysłuchała debaty na ten temat, i włączyła się aktywnie w rozmowę.
Jaka Unia po Brexit? Ta refleksja nurtuje Polaków, którzy mówią o Polexicie (Krzysztof Bosak, Robert Winnicki z Ruchu Narodowego) i zastanawiają się nad kształtem Europy. Nie sposób wyobrazić sobie jej bez Państwa nazywanego powszechnie Anglią. Pamiętam słowa prof. Legutki o tym, że nie można wyobrazić sobie Europy bez Szekspira – na gruncie kulturalnym łatwo o scharakteryzowanie specyfiki europejskiej. Na gruncie politycznym zaś jest to o tyle trudne, iż mamy do czynienia z różnym sposobem pojmowania Państwa: ukazanego jako monarchia – w nazwie Zjednoczonego Królestwa, co podkreślają polscy emigranci; ujętego jako całość kulturowa pod względem pochodzenia – w nazwie Wielkiej Brytanii i przedstawianego jako jeden z graczy politycznych – pod wspomnianą nazwą Anglii. Poza tym, używa się jeszcze terminu Brytyjczycy lub Anglicy dla określenia Narodu, pierwsze z tych określeń jest być może właściwsze.
Wobec tego terenu, który był i jest tak mocno związany historycznie z Polską, aktualnie toczy się dyskusja, nad którą refleksję rozsnuł prof. Cichocki. Polacy stanowią liczny procent ludności brytyjskiej, powstają nawet żarty na ten temat, stąd całkiem poważnie można stwierdzić, że sprawa brytyjska zazębia się ze sprawą polską. Jednakże sprawa polska sprawą brytyjską nie jest. Zjednoczone Królestwo, osłabione poprzez wynik referendum na temat funkcjonowania w strukturach unijnych, podejmuje już współdziałanie z Francją, pozostawiając Polaków na łasce Niemiec, które uśmiechają się już do Chin. Nie dywagując długo na temat prawdopodobnych scenariuszy z Fatimy i Akity, warto postawić pytanie: dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie dlatego, że sprawa brytyjska nie jest sprawą polską. Ten wniosek stał się osią wyjaśnień, których profesor Cichocki udzielił studentom.
Opisując to spotkanie, pragnę zaznaczyć, że istnieje nagranie, dostępne na stronie stream one, trwające trzy godziny – dlatego ten artykuł jest refleksją nad treścią rozmowy, a nie raportem z kilku stron notatek. Profesor został zapytany o rzecz podstawową: kwestię świadomości politycznej dziennikarzy i komentatorów w Polsce. Studenci zauważają pewną powtarzalność zdumienia analityków wobec wydarzeń politycznych – porównali zdumienie obecne do stanu nastrojów po wygranej Andrzeja Dudy – i są gotowi drążyć temat, dostrzegając konieczność podjęcia poszukiwań takich działań i czynników, które usprawniłyby tempo reakcji nie tylko w debacie politycznej, ale już i w grze. Profesor, analizując sytuację, wskazał dwa typy problemów, z którymi borykają się polskie media: jeden to zbyt mainstreamowy styl myślenia, płytkie refleksje, szybkie i podobne wnioski, uciekanie od rzeczywistości; zaś drugi to już kwestia ekonomiczna: kryzys finansowy i technologiczny, napływ takiej ilości informacji, która blokuje odbiór i co najgorsze, efekt tego kryzysu – zanik wnioskowania. Jesteśmy w stanie opracować różne typy wiadomości, ale brak nam czasu, by pochylić się nad ich treścią i wyciągnąć wnioski.
Rewolucja zaciera nam podstawowe wzorce epistemologiczne, stąd poznanie prawdy, pomimo ogromu danych, staje się utrudnione, a wręcz niekiedy niemożliwe. I dzieje się tak coraz częściej, dlatego zaczynamy żyć w podwójnej rzeczywistości: w jakiejś przestrzeni wyobrażeniowej, zamiast w realnym odniesieniu do faktów i zdarzeń. Ten motyw ujawnia się w podejściu Niemiec do problemów europejskiej unii, którą traktują jako wspólnotę, gdzie chcą pełnić rolę mentora i gwaranta moralnego i ekonomicznego. Kierując się tym pragnieniem, popełniają zasadniczy błąd w ocenie możliwości Państw członkowskich, zapominając iż są to Państwa Narodowe, gotowe do prowadzenia własnej polityki energetycznej i realizowania własnych wzorców edukacyjnych. Niemcy występują z ofertą powierzenia im całości Unii Europejskiej, stąd ich starcie z Anglią, która ma ambicje mocarstwowe, chociaż aktualnie przechodzi swój kryzys polityczny. Brak elit politycznych jest problemem nie tylko dla Zjednoczonego Królestwa, które może zmienić formę ustrojową, ale dla każdego z Państw europejskich – profesor w całej strukturze europejskiej wspólnoty dostrzegł zaledwie trzech polityków: Angelę Merkel, Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana, którzy są w stanie prowadzić grę polityczną z prawdziwego zdarzenia. Wobec reszty użył terminu implozja.
Implozja elit staje się problemem Europy, a być może, i świata. Cywilizacja obrazkowa, przewaga znaku nad słowem, maszyny nad człowiekiem – powoduje zanik kultury i chwieje możliwością porozumienia.
Coraz częściej obywatele poszukują dowodów na to, jak są poszkodowani, ponieważ władza nie spełnia ich oczekiwań, nie wychodzi im naprzeciw, społeczeństwo zaczyna żyć w systemie monadycznym, to znów rozpada się na wiązki świadomości chociaż jednocześnie prowadzone są liczne dyskusje filozoficzne. Czy mamy spóźniony efekt fin de siecle, czy też jest to przedwczesna oznaka kryzysu, który nie powinien dotyczyć drugiej dekady wieku? Można rozważyć, dlaczego młodzież chwyta już te skojarzenia, dopytując o możliwość działania do przodu, budzi się aktywizm i pragnienie rozpoznania towarzystwa w drodze, poszukiwanie sojuszników. Studenci patrzą zarówno na daleki wschód, jak i na tereny europejskie, poszukując jednakże czegoś pewnego, stabilnego, dostrzegają inne kierunki niż podaje główny nurt. Patrzymy na grupę Narodów, które wiąże wspólna tożsamość, historia, kultura, a nie tylko interes ekonomiczny. Interes ten jednakże nie jest pominięty w poszukiwaniach sojuszu. Może tym daje się wytłumaczyć, dlaczego dochodzi do implozji elit, podczas gdy młodzi już tak aktywnie gromadzą się przy konkretnych osobach, sięgając po autorytety. Interes ekonomiczny nie wystarcza, by obronić się przed pokusą zrównania potencjalnych elit z ziemią – w przypadku otrzymania korzystniejszej oferty. Dlatego warto oprzeć się o wspólną tożsamość, wówczas jesteśmy w stanie pracować nad kształtowaniem ludzi, którzy pragną formować się do służby publicznej.
Jaka Unia po Brexicie? Zastanawia się młodzież, gdy profesor studzi zapały prosząc o ostrożność w ocenach.
Błędem jaki popełniają dziennikarze dotąd, jest łatwa wiara we własne diagnozy, podczas gdy rzeczywistość doświadczalna czy widzialna stanowi zaledwie część prawdy. Znając przesłanki z historii, możemy kusić się o próby prognozowania przyszłości, ale należy pamiętać, że polityka jest grą. Gdy mamy tego świadomość, nie tracimy z oczu tych możliwości, które uciekają z analiz medialnych.
Dlatego młodzież pyta o prawdziwe reakcje Państw członkowskich uznając w nich Państwa Narodowe. Emocje budzi dotąd odgrzany Traktat Lizboński, który wraz z protokółem brytyjskim stał się źródłem dla zasad funkcjonowania unii. Traktat odrzuciły Francja i Holandia, a Wielka Brytania zakwestionowała jego zasady, dodając swój warunek: sformułowanie tych dziedzin, których reguły mogą ustalać tylko rządy Państw członkowskich. Dlaczego lepiej pisać o Państwach Narodowych, czego potrzebę czują już studenci? Być może, powodem jest fakt iż coraz więcej Państw poszukuje już własnej tożsamości, a potencjalne utworzenie superpaństwa unijnego odczuwa jako zagrożenie. Sprzyja temu myślenie narodowe, które rozwija się w ruchach narodowych w całej Europie. Narody nie chcą być w federacji, ani stanowić cząstkę wspomnianego superpaństwa, które zapowiada się nie tyle może na nieświęte cesarstwo Narodu Niemieckiego, co na utopijną wizję Europy Napoleona Bonaparte, z dodatkiem sosu Huxley’a – jako że powstające superpaństwo kieruje się coraz bardziej technologią niż humanizmem, i ulega pokusom cywilizacji śmierci więcej niż zbliża się do cywilizacji życia.
Co w takiej sytuacji z Polakami na emigracji i w kraju? Jaka Unia po Brexit, czy możliwy Polexit, zastanawiają się przedstawiciele Ruchu Narodowego w ramach konferencji, rozważa młodzież, pytając o zdanie analityków. Nie da się ukryć, że Polska nie może pominąć sprawy brytyjskiej, a jednak należy pamiętać, że dla Wielkiej Brytanii nie jesteśmy partnerem, o ile nie potrafimy już przygotować odpowiednich propozycji formowania ładu w Europie. Czy możemy z nimi wystąpić? Profesor uważa, że jest na to za wcześnie, ale warto już zająć się ich sformułowaniem. Czy tych propozycji nie ma? Można mieć wątpliwości, wszak cały temat jest w tej chwili tak szeroko omawiany, że trzeba tylko uchwycić zasadnicze wątki i zebrać tę upragnioną całość projektu. Jaki to ma być projekt? Aby to zrozumieć, należy spojrzeć na dwie możliwości działania Anglii.
Anglia może zająć się wyłącznie sobą i swoją sytuacją lub doprowadzić do przeformułowania prawnych zasad życia w Europie. Jeżeli będziemy w stanie przygotować ofertę dla Anglii, powinniśmy mieć wpływ na przyszłość, w której się znajdziemy. Problem w tym, by dobrze rozpoznać sojuszników, co z pamięcią przestróg ks. Jerzego Popiełuszki warto rozważyć. Faktycznie, nie mieliśmy szczęścia do sojuszy, jako że nasze położenie geopolityczne skazuje nas na układy z pewnym kręgiem Państw o ambicjach mocarstwowych, stawiając nasze Państwo na pozycji wiecznego tranzytu – można by powtarzać za Dmowskim. Należy jednakże dostrzec, że w chwili obecnej, ma dokonać się metamorfoza struktur brukselskich, bo zbliżające się wybory we Francji i w Niemczech nie pozwolą na dokonanie kosmetycznych zmian. W obliczu zagrożenia migracyjnego (zalew imigrantów) jest prawdopodobne, iż Europa będzie musiała zmienić swój kształt – pytanie, jak w tym odnajdą się Polacy wypełniło część dyskusji już do końca spotkania.
Czy będzie efekt domina, czy będą kolejne exity, w domyśle: czy Polska może wyjść z Unii Europejskiej i na jakich zasadach można by tego oczekiwać bez szkód dla Państwa i Narodu – wszak chęć wyjścia zgłosiły już Holandia, Francja i Dania – nurtuje studentów. Profesor wskazał zarówno na problem słabości polityk narodowych, jak i na fakt dwojakiej możliwości reakcji struktur unijnych. W zależności od tego, czy Wielka Brytania zostanie ukarana, czy też jej sytuacja będzie lepsza niż przed referendum, mogą dokonać się kolejne przemiany w kierunku rozpadu unii. Rozpadu tego profesor jednak nie przewiduje, ze względu na fakt istnienia wspólnego rynku, którego rozpadu nie zaryzykuje żadne z Państw członkowskich. Co zaryzykują elektoraty narodowe, nie zostało powiedziane, a ich głos jest coraz silniejszy w Europie. Anglia zbliżyła się do Francji, zauważył profesor, dlatego na sytuacji skorzystają Francja i Niemcy, a tracą Polska i Hiszpania. Obok zubożenia kulturowego – Europa stanie się kontynentalnym superpaństwem germańskim, dokonują się kolejne załamania w strefie euro.
Dla Polski istotne jest, że Zjednoczone Królestwo było sojusznikiem w relacjach z Niemcami – w tej chwili te relacje trzeba układać na nowo. Czy grozi nam Europa dwóch prędkości?
Profesor powtarzał, że oto rozpoczął się proces negocjacji, w którym Polska musi odnaleźć swoje miejsce. Czy chcemy wyjść z UE, czy też mamy w niej być – to pytanie postawiono medialnie (Polexit) a wówczas kwestię tę zaczęły wyciszać inne Państwa. Co jest polskim interesem narodowym? Profesor stwierdził, iż potrzeba by uniezależnić ścieżkę rozwoju poprzez inwestycje zagraniczne, fundusze unijne i środki zewnętrzne ustępuje potrzebie wewnętrznego kształtowania rozwoju na dłużej i bardziej odpowiedzialnie. Jako wspólny cel Anglii i Polski wskazał wspólny rynek i wolny przepływ osób. Ta kwestia budzi kontrowersje, bo istnieją dwa podejścia do tematu. Jedno zakłada, że inicjatywa gospodarcza powinna być wolna, drugie uwzględnia konieczność zachęcenia lub wręcz wskazania potrzeby powrotu do kraju i współtworzenia go w ramach swojej działalności gospodarczej i pracy. Studenci widzą to w świetle konieczności zdobycia kapitału, który będzie zainwestowany w Ojczyźnie. Tymczasem, w stosunkach ze Zjednoczonym Królestwem, Polska ustąpiła w tej sprawie, aby uniknąć przeformowania zasad wspólnego rynku.
Jaka Unia, jaka Polska po Brexicie? Rozpatrywano w kontekście relacji Europy ze Stanami Zjednoczonymi. Profesor Cichocki zasugerował, że sytuacja Europy będzie zależała od sytuacji politycznej w USA. Gdyby tam doszło do radykalnej zmiany, to wówczas dojdzie i do zasadniczych przemian w Europie, ale dotąd jest realizowana konkretna polityka wobec Europy, która wyraża się w zapewnianiu bezpieczeństwa poprzez NATO. Profesor uważa, że zarówno w polityce zagranicznej, jak i w polityce regionalnej, Polska może być partnerem dla Niemiec, studenci pragną by budować siłę w oparciu o kraje Europy Środkowo Wschodniej. Profesor przypomniał fakt znany z historii, iż wszelkie sojusze regionalne mają ograniczoną datę ważności. Czy piszemy o czymś, co już było? Czy potrafimy to powstrzymać? Zastanawiam się razem ze studentami, wspominając to spotkanie, podczas gdy profesor zalecił ostrożność i cierpliwość podając przykład wadliwego formułowania traktatów w atmosferze pośpiechu. Problemem podstawowym jest kwestia definicji UE – czy ma być pojmowana jako czysta wspólnota gospodarcza, czy też ideologiczny twór bliżej antyutopii? Rozważając, profesor zwrócił uwagę na, uczynienie z Komisji Europejskiej czegoś na wzór rządu narodowego, nadmierną polityzację struktur UE która owocuje ogólnym chaosem. Charakteryzując Komisji Europejskiej jako strażnika demokracji i bezpieczeństwa w opozycji do Rady Europejskiej przejmującej ważniejsze funkcje, otworzył dyskusję, w trakcie której zarysował swoje stanowisko w kwestii ruchów kontestacyjnych. Wszak elektoraty narodowe oceniają wolę polityczną decydentów, zdolność do podjęcia ryzyka, a tu UE przeżywa swój kryzys.
W dyskusji spora część pytań dotyczyła przyszłości Anglii-Wielkiej Brytanii-Zjednoczonego Królestwa, jej braku politycznego przywództwa i inercji elektoratów narodowych. Jednocześnie zauważono tworzenie się ruchów oporu wobec polityki unijnej, ruchy te nazwano kontestacyjnymi, a sam fakt ich występowania połączono z kryzysem wartości, na których był zbudowany zachodni model społeczno-gospodarczy. Tu zabrakło wyraźnego głosu polskiego Ruchu Narodowego, aby odciąć ruchy antysystemowe od tradycji polskiego nacjonalizmu. Dlaczego to wydaje mi się ważne: bo pod postacią ruchu kontestacyjnego można ująć zarówno KOD, jak i ruchy narodowe europejskie, a śledzenie ich źródeł finansowania może doprowadzić do szkodliwych uogólnień. Polski nacjonalizm w tej chwili określiłabym jako konstruktywną opozycję, podczas gdy jako ruch kontestacyjny zostałby postawiony w jednym rzędzie z ruchami subkultur, a to byłoby wyjątkowo niesprawiedliwe wobec ludzi, którzy próbują podjąć trudne zadanie samowychowania i wychowania narodowego. Profesor jednakże wykazał postawę zachowawczą, wskazując na wspomniany brak elit politycznych. Myślę, że warto wreszcie ten problem postawić: kuźnie elit mamy, dlaczego z niej nie korzystamy dotąd? Podobne ubolewanie uciął profesor M. Ryba podczas swojego wykładu w Domu Literatury, zalecając kształcenie i kształtowanie elit nie tylko politycznych, właśnie wśród młodzieży akademickiej, bo od tego zależy faktyczny kształt Państwa Narodowego.
I tą refleksją mogę zakończyć ten artykuł.
(145)