W Stanach Zjednoczonych co i rusz słychać o porachunkach gangów w dzielnicach zamieszkałych przez czarnoskórych. Niejednokrotnie z użyciem broni.
Zwykle jako tłumaczenie, które pada w mainstreamowych mediach, to wykluczenie, brak perspektyw i upośledzenie ekonomiczne. Jakże inny głos to wypowiedź Tommy’ego Sotomayora, czarnoskórego radiowca i youtubera z Arizony.
Chcę, żeby było wiadomo: wolałbym spędzić czas w towarzystwie dziesięciu białych niż dziesięciu czarnych. Wolałbym zamieszkać w sąsiedztwie czterech rodzin pokumanych z Ku Klux Klanem niż czterech rodzin powiązanych z murzyńskim gangiem. Wolałbym mieszkać obok białych rasistów, bo wiem, że oni nie zaczęliby ostrzeliwać mojego domu, palić krzyży na podwórku ani kraść czy rabować mojego mienia. Po prostu nie gadaliby ze mną i zabronili spotykać się ze swoimi córkami. Co innego gangsta czarnuchy albo zwolennicy ruchu BlackLivesMatter. Oni będą mi grozić, obrabują mnie, wejdą mi na teren posesji i będą przeszkadzać w wykonywaniu codziennych czynności. Zostałem czterokrotnie okradziony przez czarnuchów, z czego aż trzy razy w zamożnej dzielnicy. Śledzili mnie do samego końca i nie zaatakowali po drodze żadnego białego, uwzięli się tylko na mnie.
Wśród czarnych nie ma perspektyw na rozwój. Wszyscy ludzie, których znacie, a którzy odnieśli sukces w życiu, musieli najpierw odizolować się od czarnej społeczności, aby móc się rozwijać. I to jest cholerny wstyd. Tak więc powtarzam: wolę przebywać w towarzystwie białych. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się utkwić w windzie z białymi kolesiami z obawą, że mnie obrabują albo zastrzelą. Nigdy nie byłem na festiwalu muzyki country i nie widziałem, żeby biali tłukli się tam między sobą. W amerykańskich Murzynach jest coś z natury nieokrzesanego i brutalnego, ale boimy się do tego przyznać. No cóż, ja się nie boję.
tłumaczenie za hoplofobia.info
(4091)