5 marca 1976. Wrocław. Aresztowanie licealisty malującego antykomunistyczne hasła.
Dostałem od Piotra [Krukowskiego] czerwony (radziecki!) spray i 5 marca [1976] na garażach przed kościołem św. Ignacego Loyoli przy ulicy Próchnika (ob. Stysia) namalowałem hasło „bojkot wyborów”. Był późny wieczór — około 21.00. Wracając do domu, szukałem miejsca na następne napisy, gdy nagle przy ulicy Kolejowej natknąłem się na mężczyznę naprawiającego samochód osobowy — okazało się, że jest milicjantem w cywilu! Cofnąłem się spłoszony. Musiałem się zachowywać nieszczególnie, gdyż po chwili podjechał autem, krzycząc: „Stój, Milicja Obywatelska!”. Rzuciłem się do ucieczki, niestety, nieskutecznej. Z głupoty nie wyrzuciłem spray’u. Okolica nie była zbyt spokojna i cywil wziął mnie zapewne za młodocianego złodziejaszka. Zawiózł mnie na Komendę Dzielnicową MO Wrocław Stare Miasto, a stamtąd szybko trafiłem do Komendy Wojewódzkiej — podejrzewali, że coś „zmalowałem” (znaleźli przy mnie spray), a do tego plątałem się w zeznaniach. Myślę, że dostali też informację o napisie od wysłanego w tamten rejon patrolu.
W Komendzie Wojewódzkiej przesłuchiwali mnie esbecy. Zmiękczanie piętnastolatka „z dobrego domu” zaczęto około północy od ściągnięcia rodziców. Byli bardzo zdenerwowani (esbecy rozmawiali z nimi wcześniej) i nakłaniali mnie, bym przyznał się do malowania. W końcu to zrobiłem, lecz esbecy zaczęli naciskać, żebym powiedział, kto za tym stał. Wszystko to w atmosferze umiejętnie dozowanego szantażu — albo się przyznasz, albo ciężkie konsekwencje czynu… A obok bladzi rodzice.
Był to mój drugi w życiu kontakt z milicją (poprzednio — gdy zgubiłem się ojcu na Targach Poznańskich) i pierwszy raz z tajnymi służbami. Próbowano mi wmówić malowanie haseł w okolicach Wybrzeża Wyspiańskiego — esbecy kazali mi zdjąć buty, mówiąc, że dowiodą tego odlewy gipsowe podeszw (ten napis namalował Piotr [Krukowski] z Markiem [Szczerbalukiem], o czym [wtedy] nie wiedziałem). Byłem mocno przestraszony i wymęczony, bo był środek nocy. W końcu powiedziałem o Piotrku i chyba też o Marku Szczerbaluku.
Przesłuchiwano mnie do trzeciej w nocy, a następnie odstawiono na milicyjną izbę dziecka, gdzie trafiłem do izolatki. Od rana byłem ponownie przesłuchiwany przez esbeków w Komendzie Wojewódzkiej, skąd wypuszczono mnie wczesnym popołudniem.
Wrocław, 5 marca
(623)